Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
"Disney: Królestwo muzyki"
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Aktualności
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Wto 15:07, 11 Maj 2010    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych] - Gdyńscy soliści w koncercie Disneya.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Goldi
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 235
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kieźlinowo ;))

PostWysłany: Pon 14:15, 24 Maj 2010    Temat postu:

Byłam, zobaczyłam i oniemiałam. Koncert wyszedł na prawdę magicznie. Muzyka, światła no i oczywiście piosenki wprowadziły mnie jeszcze raz w ten wspaniały beztroski świat. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę jaka ja jestem stara. Wspaniale było sobie powspominać... Uśmiech miałam od początku do końca, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. W pewnym momencie nawet łezka w oku się zakręciła. Ile to wspomnień związanych z tymi "bajkami dla dzieci" jak to niektórzy mówią. Ja uważam , że ten koncert zamiast dla dzieci powinien być przeznaczony dla takich jak my: tych którzy dorastali wśród tych wspaniałych bohaterów i chcą jeszcze raz przenieść się do tego beztroskiego dziecięcego świata.

To teraz coś o artystach Wink krotko bo zaraz muszę kończyć Razz

Karolina Trębacz wypadła na prawdę świetnie. Poradziła sobie z każdą piosenką nawet z górami z piosenki Aurori ^^ Jeszcze większe brawa należą się za to, że w ostatniej chwili bez problemu udało jej się zastąpić Kukulską, która po pierwszym koncercie musiała niestety nas opuścić ze względu na niedyspozycję głosową (co było bardzo widoczne). Ukłony w jej stronę i czapki z głów! Ona jest stworzona do takich koncertów! Pomimo tego, że świetnie zaśpiewała to jeszcze świetnie się bawiła i to było widać! Aż przyjemnie się patrzyło i oczywiście zachęcało to publikę do jeszcze większej zabawy. Relacje jakie miała z Dziedzicem mnie rozbroiły. Minki jakie do siebie puszczali i niezapomniany nieśmiały całus - to był hit koncertu Smile
To jak już zaczęłam o Dziedzicu to szybko: zaśpiewał rewelacyjnie jak zwykle Wink Minki jakie robił do Karoliny były zarazem przeurocze jak i przezabawne - szczególnie jak była mowa o księciu Smile Piosenkę Bestii zaśpiewał bardzo ładnie, aczkolwiek jak dla mnie zbyt klasycznie, ale to tylko moje wewnętrzne przemyślenia, a tak to fenomenalnie Smile Byłam trochę zawiedziona, bo nasłuchałam się jaki to z niego fajny taneczny muzykalny krab, a tu na koncercie w Krakowie zbytnio się nie popisał Sad Ale miny robił fajne Wink
Kuba Molęda zaśpiewał na prawdę ślicznie. Już go wcześniej bardzo lubiłam, ale teraz jego głos jeszcze bardziej mi się podoba - bardzo sie chlopaczek rozwinął Wink Mam jeszcze sentyment bo od bardzo długiego czasu chciałam go usłyszeć na żywo a niestety nie było mi to dane,a tu nagle jest i to jeszcze na koncercie Disneya Very Happy w końcu marzenie się spełniło Wink Tylko jakiś taki ciągle zamyślony i mało rozrywkowy był... ale cóż ze względu na piękne zaśpiewanie piosenek mogę mu to wybaczyć Wink

Koncert wyszedł fantastycznie i nie mogę się doczekać już grudniowego Wink Gorąco polecam ^^
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 16:08, 24 Maj 2010    Temat postu:

To może ja też zacznę od mojego ulubionego zwrotu: przybyłam, zobaczyłam... Wink I kwiknęłam. Z radości, że dane mi to było jeszcze raz zobaczyć. Bałam się trochę, że te trzy razy to może być jednak za dużo, bo jednak utwory instrumentalne są długie i w końcu pięć razy ten sam koncert, te same filmowe fragmenty, tym bardziej, że już dwa razy widziane w Warszawie... Jak się jednak okazało, obawy nie były potrzebne, bo bawiłam się fantastycznie na każdym, a najlepiej - paradoksalnie - na trzecim, który był pod wieloma względami najlepszy. W dodatku każdy z koncertów obfitował w mniejsze lub większe bonusy, o których za chwilę Very Happy

Na 13:00 śpiewała cała czwórka tak, jak miało być, chociaż przekonaliśmy się o tym dopiero po drugiej składance instrumentalnej po "Fantasmic," gdyż to dopiero wówczas bardzo sympatyczna i przyjemna w odbiorze pani konferansjer zapowiedziała solistów, którzy weszli na scenę dopiero na "Poznajmy bohaterów" (wobec czego tym razem głupawki muzykalno-krabowej nie było). Słychać już niestety wtedy było, że Natalia ma problemy z głosem, a im dalej w koncert, tym było gorzej. Z innych zmian: wycięli "Melodie książąt i księżniczek" (mój ulubiony numer instrumentalny, buuu), więc koncert wydawał się bardziej spójny, gdyż po suicie z "Zaczarowanej" nastąpiło od razu "Pocałuj mnie," no i to trzymało się kupy. "Udało prawie się" zmieniło miejsce z bonusowej końcówki i wylądowało tuż po "Wspaniałym świecie" z Aladyna (co oznaczało, że Karolina na dwóch ostatnich koncertach śpiewała trzy utwory pod rząd). Na I koncercie podział wyglądał tak: Natalia śpiewała "Belle", "Pocałuj mnie" i "Wspaniały świat," a Karolina "Kolorowy wiatr," "Kiedyś we śnie" i "Udało prawie się," więc wyszło mniej więcej po równo. Panowie jak zwykle, chociaż na dwóch późniejszych koncertach Łukaszowi doszła znienacka rola Leśnego Zwierzątka w "Pocałuj mnie," no bo ktoś musiał, wobec czego książę śpiewał o rwaniu ogona Razz Poza tym żadnych zmian w programie i animacjach nie było, a jeśli już, to tylko w inwencji twórczej solistów, w pomyłkach tekstowych (sławetne już "Znam ze snu twe oczy i oczy twoje znam" chociażby XD), w reakcjach orkiestry, w opornie działającym sprzęcie (na II koncercie np projekcja włączyła się dopiero pod koniec "Fantasmic"), w wypowiedziach pani konferansjer i w aktywności I skrzypka, o którym jeszcze będzie Wink Poza tym jeszcze jako, że zmienił się dyrygent, orkiestra i chór, aranżacje i tempo utworów też były nieco inne, co słychać było przede wszystkim w "Na morza dnie" i w "If I can't love her" (tu niestety nowa aranżacja na niekorzyść, bo ciężko było się połapać w tempie i Łukasz trochę na chybił trafił się z nimi zgrywał w kulminacyjnym refrenie). Sprawiało to też, że przez wolniejsze tempo często muzyka nie zgrywała się z filmem puszczanym na ekranie i tak np za każdym razem Kuba śpiewał jeszcze, że jest więcej wart, a na ekranie za nim już szalał Krab Sebastian i rybki na morza dnie. No i oczywiście pozostaje fakt, że na 15:00 i na 18:00 wszystkie partie kobiece śpiewała Karolina z powodu niedyspozycji głosowej Natalii. Mam nadzieję, że to nic bardzo poważnego, ale szczerze mówiąc nie żałuję, bo jednak Karolina lepiej sobie radziła z tymi utworami i wielki szacun dla niej za to, że tak świetnie dała radę "na szybkiego." Z innych czysto technicznych rzeczy: światła może nie były tak widowiskowe, jak w Kongresowej, ale równie klimatyczne, dynamiczne i przyjemne, nagłośnienie było tym razem ani za mocne, ani za słabe, tylko idealne, orkiestra wymiatała - grali naprawdę fenomenalnie! - chór też brzmiał przyjemnie, chociaż słabiej, niż w Warszawie, i w ogóle całość była miodzio. O utworach instrumentalnych nie będę się drugi raz rozpisywać, bo zrobiłam to już przy poprzednich wrażeniach z Warszawy, teraz przejdę więc już szybko do numerów śpiewanych:

"Belle" - jak już pisałam, na I koncercie Natalia średnio sobie radziła, Łukasz jako Pan Piekarz znowu w formie i uciesznie wołał o bagietki. Co więcej, tę kwestię śpiewał na 13:00 wspólnie z Karoliną, więc stanowili parę Piekarzy. Później już odzyskał solówkę i sam obgadywał Belle - Karolinę, która pewnie z racji szybkiego zastępstwa nie trudziła się nowym tłumaczeniem tylko wzięła gdyńskie i wypadła prześlicznie. To wprawiło w Łukasza w pewną konsternację i w efekcie zaserwował nam na drugim koncercie mieszankę tłumaczenia i filmowego, i gdyńskiego, na trzecim zaś już było tylko filmowe. Karolina robiła przeurocze minki, kiedy Piekarz ją obgadywał.

"Kolorowy wiatr" - i tu wystarczyłoby napisać po prostu, że pięknie, a właściwie PIĘKNIE. Dużo lepiej, niż Kulka, pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że lepiej, niż Górniakowa w filmie. Czuję się uprzywilejowana, że dane mi było słyszeć takie piękne wykonanie trzy razy z rzędu, po prostu miód na uszy i wielkie brawa dla Karoliny.

"O krok" - Molędziak jak zwykle uroczo, "czyli ciągle" tak samo pocieszne na wszystkich trzech koncertach, śpiew piękny, tylko to końcowe "hooop!" jakoś takie mniej energiczne i przeciągłe, niż w Warszawie. Smutniejsza końcówka prześlicznie, zaś "policja" w osobach Karoliny i Łukasza dosłownie przeucieszna (jakiś trening do Nędzników...? XD)

"Na morza dnie" - jak już mówiłam, inna aranżacja, Dziadu zrobił z Karoliny Arielkę i to do niej kierował początkowy tekst, że świat ludzi to koszmar. Na pierwszym koncercie było urocze gibanko i podtańcywanie, na późniejszych już nie, za to strzelanie brwiami i minki jak najbardziej na miejscu. Co więcej, w przejściu instrumentalnym Karolina zaserwowała nam żwawe "trrrrrrrrria!" rodem z samby, na późniejszych dwóch koncertach panowie zawtórowali jej gromkim "Łuuu!" i w ogóle impra na całego. Aż chciałoby się być rybką. Zaśpiewane oczywiście bezbłędnie i przepięknie i nawet drobne zapultanie się w tekście na ostatnim koncercie nie przeszkadzało, właściwie nawet wyszedł ten utwór lepiej, niż w Warszawie.

"Droga mi nie straszna" - właściwie mogę tu wkleić opinię z poprzedniego koncertu, było tak samo pięknie, mocarnie, przejmująco. Kuba jest stworzony do śpiewania tej piosenki i nie słyszałam jeszcze lepszego wykonania, wielkie brawa.

"Kiedyś we śnie" - chyba mój ulubiony utwór z całego koncertu, głównie ze względu na przeurocze etiudki aktorskie, za każdym razem inna Very Happy Karolina naprawdę bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła, wyciągając tak przepięknie trudne góry w tym utworze, w dodatku grała prześlicznie twarzą i jak Łukasz się do niej dołączył, była uroczo zaskoczona, jakby pytając się widzów, co to za baryton pod muchą i czemu jej się wtrynia do piosenki. Miny Łukasza przy tym, kiedy Aurora śpiewa, że zna ze snu jego oczy i uśmiech, to po prostu zgoooon. W ogóle oboje wypadali świetnie ze swoją interakcją i mini-etiudką, powłóczystymi spojrzeniami i delikatnym flirtem, a już pod koniec przy partii chóru słodziakowanie osiągało apogeum: na pierwszym koncercie Karolina pochyliła się do przodu i wydęła usta, prosząc o całusa, więc Łukasz też się pochylił i nastąpił przeuroczy cmok. Na drugim koncercie to ośmielony Łukasz przejął inicjatywę, przygarnął Aurorę do siebie i cmoknął, po czym puszczał jej wielce zadowolone z siebie i rozanielone uśmiechy. Najpiękniej jednak wyszło na ostatnim koncercie - wtedy to Dziadu powoli zbliżał się do Karoliny, ona trzepotała rzęsami i patrzyła nieśmiało w bok, on coraz bliżej, pochyla się... ale nie, odwraca głowę, speszony, ona dalej rzuca spojrzenia, wreszcie on się zbiera na odwagę i nieśmiało cmoka. Nie no, coś pięknego! Very Happy

"Pocałuj mnie" - i znowu całusowo, chociaż już bez scen potencjalnie gorszących dla nieletnich Wink Natalia na I koncercie poradziła sobie pomimo niedyspozycji i dzielnie trzymała ostatni dźwięk, chociaż skończyła dużo przed Łukaszem, Karolina za to zagapiła się w swojej kwestii o rwaniu ogona i Kuba musiał szybko dopowiadać swoją o ziarnach. Na późniejszych koncertach Karolinie poszło naprawdę świetnie z tym utworem, zwłaszcza, kiedy już na ostatnim oswoiła się z nim trochę. Przecudnie! Jak już pisałam wyżej, Dziadu był tu podwójnie i leśnym zwierzątkiem i księciem, a kiedy Karolina śpiewała, że "Książę może też by przydał się," strzelał znacząco brwiami w stronę publiczności XD

"Wspaniały świat" - niestety tu najmocniej było słychać problemy głosowe Natalii, która zaniżała sobie góry i wokalizowała, żeby tylko nie musieć wyciągać wysokich dźwięków. Mając to na względzie, i tak było dobrze, chociaż konkurs na popowe miny i gesty z Kubą trochę mnie rozwalił XD Później Karolina... WOW! No niesamowicie, śpiewała to po prostu obłędnie! Z mocą, z głębią... Coś cudownego. Kuba równie świetnie, jak i ostatnio, i z koncertu na koncert lepiej, więc pod koniec to już w ogóle była uczta dla zmysłów. Etiudki aktorskiej może specjalnie nie było, ale i sam piękny śpiew tej dwójki wystarczył.

"Prawie udało się" - że Karolina sobie świetnie radzi z tym utworem, to dla nikogo nie jest tajemnicą. Po prostu widać było, że dobrze się w nim czuje, pstrykała do rytmu, tańcowała w miejscu, dwa razy nawet publiczność zaczęła klaskać razem z nią, góry wyciągnięte prześliczne, a końcowe dźwięki to po prostu sam cymes. No pięknie, no.

"Nie mogąc kochać" - *___________* Równie pięknie, jak w Warszawie, a właściwie nawet lepiej. Wczucie się Łukasza w ten utwór to było... coś niesamowitego. Cierpienie na twarzy, ból widoczny w oczach, ten mrok i rozpacz paraliżująca atmosferę i sprawiająca, że nawet dzieci były cicho... Nagle klimat się całkowicie zmienia, jakiś ponury czar pada na widzów, zbiorowe wstrzymanie oddechu, i tylko ten magnetyczny głos Łukasza łapie wszystkich w swoje kleszcze i każe przeżywać razem z nim. To nie była piosenka, to była prawdziwa aria, zagrana z głębi serca i zaśpiewana tak pięknie, że zostałam właściwie zredukowana tylko do tego, żeby słuchać, słuchać i przeżywać. Niewielu artystów potrafi tak niepodzielnie zapanować nad emocjami widza. Kłaniam się nisko w pas. Przy tym zakończenie utworu było jak zimny prysznic...

No i koniec koncertu, zakończone mocnym uderzeniem z finału PiBa i jak zwykle refleksja końcowa: ja chcę na ten spektakl. I właściwie jeszcze raz na koncert.

Na zakończenie posłodzę jeszcze mieszkańcom Krakowa: byli o wiele bardziej zdyscyplinowani, niż widzowie z Warszawy, i praktycznie poza trzecim koncertem nie było sytuacji, żeby ktoś wbijał na salę już po rozpoczęciu koncertu i wykłócał się o miejsca. Wszystko było ładne, zgrabne, dzieci ucieszne w swoich reakcjach i wcale nie denerwujące, żadne głośne krzyki i piski nie rozpraszały w trakcie utworów, a chociaż trochę niesfornie było na pierwszym koncercie z dużymi wycieczkami, to jednak i tak o wiele lepiej, niż w Warszawie i w gruncie rzeczy byłam rozczulona. Ale na tym koncercie trudno nie być rozczuloną, to jest coś tak uroczego, magicznego...

... że ja chcę naprawdę jeszcze raz. Co więcej, chodzą słuchy, że szykuje się kolejna wersja "Królestwa Muzyki" z nowym programem, która ma być w pewnym sensie kontynuacją tego aktualnego. Zobaczymy, co z tego wyjdzie, i nie mogę się doczekać powrotu do tego pięknego świata.

Dziękuję gorąco panu Sowie, jeśli zdarzy mu się tu trafić i to przeczytać, za uprzejme pozwolenie na nagrywanie, organizatorom za świetne show, artystom za wrażenia, panu I skrzypkowi i panu wiolonczeliście za wspólną fotę, Łukaszowi - za miłe chwile po koncercie, no i przede wszystkim towarzystwu za świetny wspólny czas :*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Śro 15:24, 26 Maj 2010    Temat postu:

Spocik z krakowskiego koncertu, i proszę bardzo zignorować te panie wpatrujące się w skupieniu w ekran w pewnym momencie XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
ola
KMTM


Dołączył: 20 Maj 2008
Posty: 1556
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: czarna dupa

PostWysłany: Śro 22:46, 26 Maj 2010    Temat postu:

A kiedy będzie można zobaczysz coś na Twoim chomiku? nie ukrywam, że najbardziej pragnęłabym zobaczyć Karolinę Trębacz.


a tutaj jeszcze jeden link z Krakowa:
http://www.youtube.com/watch?v=5t07CVlx5Qs&feature=player_embedded


Ostatnio zmieniony przez ola dnia Śro 23:11, 26 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Czw 14:24, 27 Maj 2010    Temat postu:

Faktycznie Karolina świetnie wypadła... I nawet po filmikach widać, że radzi sobie z tymi utworami lepiej niż Kukulska i Kulka. Mam nadzieję, że jeśli będzie mi dane być na jeszcze jednym Disney'u, to trafię na nią.. Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Czw 19:25, 09 Wrz 2010    Temat postu:

Yyyy... właśnie buszując po ebilecie natknęłam się na [link widoczny dla zalogowanych]. Wszystko fajnie, tylko..."bilety wyprzedane"... ?

Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Czw 19:31, 09 Wrz 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Czw 20:06, 09 Wrz 2010    Temat postu:

Na oficjalnej stronie możemy z kolei przeczytać, że szykuje się objazdowa wersja "Królestwa Muzyki" w składzie Karolina, Łukasz, Kuba i Natalia... w maju 2012. Nie ma to jak planowanie z wyprzedzeniem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 17:48, 12 Gru 2011    Temat postu:

"Tyle pięknych snów"

Być może niektórzy z was wiedzą o tym, że w piątek 9 grudnia w Sali Kongresowej w Warszawie odbyła się premiera nowego programu z cyklu koncertów Disneya – zatytułowany „Tyle pięknych snów,” koncert oferował zupełnie nowe numery, które nie znalazły się w repertuarze znanego już „Królestwa Muzyki.” Tak się szczęśliwie złożyło, że udało mi się załapać na dostawki na oba koncerty (i na 17:00, i na 19:30), więc ostatni piątkowy poranek przywitał mnie w pociągu do Warszawy, całą zarumienioną i przyjemnie podekscytowaną na myśl o czekającej mnie niespodziance.

Nie zawiodłam się.

Widownia była pełna na obu koncertach – rodziny z okolicy dopisały, więc zwłaszcza na pierwszym koncercie na 17:00 czułam się z lekka nie na miejscu w otoczeniu powodzi małoletnich, szczebiotliwych pociech i ich zafrasowanych rodziców. Na 19:30 tłum był już nieco bardziej zróżnicowany, ale wiadomo było od początku, kto był docelowym odbiorcą wydarzenia, co naturalnie odbiło się na jego formule.

Zaczęło się od obowiązkowego przedstawienia sponsorów w wykonaniu pana Tomasza Sowy (dla którego z tego miejsca serdeczne pozdrowienia i raz jeszcze serdeczne dzięki za pomysł tych koncertów), a potem przyszedł czas na uwerturę, którą tym razem był utwór „Fantillusion”, kolejny skomponowany dla disnejowskich parków rozrywki. Zagrała go pięknie i mocarnie orkiestra Simfonia Iuventus, a dyrygował Tadeusz Wicherek, o którym więcej za chwilę, bo ów Maestro zdecydowanie zasługuje na swój własny akapit. Na ekranie, poza tradycyjną już zbitką z różnych filmów Disneya, pojawiły się też archiwalne nagrania z nocnej parady w którymś z Disneylandów i cóż mogę powiedzieć, były to nagrania naprawdę imponujące – te wszystkie światła…!

Ostatnie dźwięki uwertury rozbrzmiały, nuty poniosły się mocarnym, triumfalnym echem po sali, pan dyrygent odwrócił się do publiczności, otworzył usta… A kiedy tylko się odezwał, złapał mnie niekontrolowany atak głupawki. Energia i powalający entuzjazm, z którymi pan Wicherek powitał swoją widownię słowami „Witam, kochane dzieci!”, uśmiechając się przy tym tak szeroko i szczerze, jak gdyby zaraz miały mu odpaść uszy, były nie do pobicia. Z miejsca nawiązał obłędny kontakt z publicznością i konsekwentnie trzymał się tego podejścia, rozgrywając wstęp do każdego kolejnego utworu niczym aktor na scenie, co i rusz pytając o coś dzieci i wczuwając się nie mniej, niż soliści. Mogę spokojnie powiedzieć, że od pierwszego momentu był gwiazdą tego wieczoru – a szczególnie na 17:00, bo na 19:30 miałam wrażenie, że stracił już nieco pary. Mam wielką nadzieję, że spotkamy się z nim też na kolejnych koncertach, bo zdecydowanie zrobił na mnie największe wrażenie, a jego ADHD było przeurocze, nawet, jeśli powodowało głupawkę.

Kolejnym utworem w rozkładzie jazdy było, bardzo przeze mnie wyczekiwane, „When you wish upon a star” z „Pinokia” w polskim tłumaczeniu – wykonane, surprise, surprise, nie przez jednego, a przez całą czwórkę solistów. Wiem, że nadużywam superlatywnych określeń związanych z pięknem danego wykonania, ale jestem tu zmuszona powtórzyć, że to był miód na uszy co się zowie. Zaczęła pięknie Natalia Kukulska, potem odstąpiła mikrofon na jakieś dwa wersy swojej małej córeczce Ani, a potem włączyli się pozostali, tworząc tak piękną harmonię i tak magiczny nastrój, że już na tym wstępie gotowa byłam odpłynąć i pomstować do nieba, że nie miałam czym tego nagrać. Coś pięknego.

Następnie przyszła pora na suitę z „Bambiego,” gdzie zastosowano ciekawy zabieg – orkiestra grała zbitkę pamiętnych melodii z tego klasyka, podczas gdy Karolina Trębacz czytała narrację o życiu Bambiego w synchronizacji z muzyką. Robiła to tak, jak gdyby czytała to na głos swoim własnym dzieciom, modulując odpowiednio głos i nadając mu wielkiego uroku, a choć niekiedy brzmiało to aż nazbyt dziecinnie, to jednak całościowo był to naprawdę bardzo fajny zabieg. Szczególnie ustęp o pożarze lasu zrobił na mnie wrażenie – niepokojąco niski głos Karoliny, złowieszcza muzyka, głębokie, czerwone oświetlenie, a na ekranie las pożerany przez płomienie… Brrr.
Uprzedzając wasze pytania – fragment o zastrzeleniu mamy Bambiego wycięto, zapewne żeby oszczędzić dzieciom traumy. Na szczęście. Nie jestem pewna, czy bym się aby nie rozpłakała.

Potem przyszedł czas na jeszcze jedną suitę, tym razem już bez żadnej narracji – medley z filmu „Odlot.” Tu nie będę się rozpisywać – orkiestra zagrała to przednio, melodie były przyjemne, ale ogólnie rzecz biorąc to był ten fragment, który chętnie bym wycięła, żeby zamiast niego wstawić nieco więcej numerów śpiewanych (aczkolwiek montaż scen ze starości Karla mnie urzekł i po raz kolejny byłam wdzięczna, że oszczędzili nam sceny śmierci Ellie).

Kolejny utwór był już przykładem znanej już z „Królestwa Muzyki” składanki skróconych utworów z różnych filmów, które w tym akurat koncercie stanowiły większą część repertuaru. Pierwsza wiązanka nosiła tytuł „Nadzieje i marzenia” i dotyczyła dokładnie tego – wybrano numery, w których bohaterowie o czymś marzą. Zaczęliśmy tym sposobem od „Małej Syrenki” i słynnego „Part of Your World”, który pięknie zaśpiewała Karolina (dużo lepiej, niż w oficjalnym polskim dubbingu). Potem nastrój raptownie się zmienił, bo oto Kuba Molęda wstał i zaśpiewał w imieniu Simby, jak to bardzo chciałby być królem. Na obu koncertach ten fragment wyszedł świetnie zarówno dzięki Kubie, któremu wyszło to świetnie, jak i dzięki pozostałym solistom, którzy ożywiali się i gibali do muzyki. Łukasz zapodał tu uroczo partie Zazu, co jeszcze uprzyjemniło odbiór. Następnie przyszła chwila wyciszenia – Natalia zaśpiewała fragment „A dream is a wish your heart makes” z „Kopciuszka”, z której to zresztą piosenki pochodzi tytuł całego koncertu, i wyszło jej bardzo ładnie, chociaż pojawiło się tam na obu koncertach parę niepotrzebnych płaczek. Sekwencję zakończył Kuba Molęda (który na tym koncercie dostał zresztą najwięcej do śpiewania), który powtórzył swoje mistrzowskie wykonanie „Go the distance” z „Herkulesa”, chociaż skrócone i z inną aranżacją, chyba ciekawszą.

To, co nastąpiło później, wywołało we mnie zaciesz jeszcze większy, niż Wejście Smoka dyrygenta. Zapowiedziana została mianowicie składanka piosenek romantycznych, wstał Łukasz, zerknął na dyrygenta, czekając na sygnał, po czym zapowiedział zmysłowo: „Perkusja… Smyczki… Dęte… I słowa!” Muzykalny Krab zrobił tym sposobem wielki comeback, tym razem z numerem „Kiss the girl,” który Dziadu zwyczajnie wymiótł – zarówno przepięknie ustawionym, bardzo niskim wokalem, jak i przeucieszną interpretacją. Aż chciałoby się pełną taką wersję, podobnie, jak z wcześniejszym „Under the sea.” Łukasz po prostu musi zagrać Sebastiana w polskiej produkcji „Małej Syrenki” i tyle, śpiewanie tych utworów ma już w małym palcu. Po tym rozkosznym wstępie przyszła kolej na Kubę i Karolinę, którzy zaprezentowali – znowu – duet z „Aladyna,” tym razem w wersji filmowej, ale za to pełnej. Wyszło ślicznie jak zwykle, ale to już znamy i wiemy, czego się spodziewać. Później natomiast czekała mnie niespodzianka – orkiestra zaczęła grać walczykową, instrumentalną wersję „So this is love” z „Kopciuszka,” przepięknego numeru, który osobiście bardzo, bardzo lubię. Westchnęłam do siebie, słysząc wersję instrumentalną, bo marzyłam po cichu o wykonaniu Łukasza… Kiedy nagle wstała Natalia i zaczęła charakterystyczne „Mmmmm,” a tuż po niej wstał Łukasz. Nie posiadałam się z radości – po teaserze instrumentalnym przyszła pora na wersję z wokalem, i to pełną! Natalia śpiewała pięknie, ale moją uwagę pochłonął w całości Łukasz, którego baryton idealnie nadaje się do tej piosenki. Nic, tylko wzdychać, tak im to pięknie wyszło. Dzięki nim znalazłam się przez chwilę w muzycznym niebie. Dalej czekało na nas wykonanie „Can you feel the love tonight” Kuby, który zaśpiewał ten utwór po angielsku i naprawdę bardzo przyjemnie, a na koniec zagrano „Szczęśliwe zakończenie” z „Małej syrenki,” gdzie z kolei popisał się Chór Akademicki Uniwersytetu Warszawskiego.

Wydawałoby się, że po brawurowym „Kiss the girl” i przepięknym „So this is love” emocje opadną – a gdzie tam! Następny zbitek melodii zatytułowany był „Wizyta czarnych charakterów” i przyznaję bez bicia, że to był ten punkt repertuaru, na widok którego praktycznie pisnęłam. Zaczęli od instrumentalnej wersji „Cruelli de Mon,” a potem nastąpił FANGASM, bo Łukasz wstał i zaśpiewał (skrócone, niestety) „Be prepared” z „Króla lwa.” Mówię wam, słowa nie oddadzą. Ten mrok. Ten chór. Ta aranżacja. Ta interpretacja. Ten WOKAL. Ta EPICKOŚĆ. Ach! Marzyłam o Łukaszowym wykonaniu tej piosenki i cóż, jak mówi przesłanie tego koncertu, marzenia czasem się spełniają… Majstersztyk i NAGRANIE, JA CHCĘ NAGRANIE. Potem Dziadu miał chwilę odpoczynku, bo zagrano instrumentalną wersję „Gastona” – i aż się sentymentalna łezka w oku zakręciła za tytułem, który pożegnałam przecież ledwo cztery dni wcześniej w Baduszkowej – by po chwili znowu wstać i Zachwycić przez duże Z., tym razem Jafarową repryzą „Księcia Ali”. Na 17:00 ten utwór wyszedł absolutnie genialnie i ciarkogennie, bo niski głos Łukasza i jego arcymroczna interpretacja sprawdziły się koncertowo, jednak na 19:30 zdarzyło się „małe” zamotanie w środku utworu – baryton zgubił nam się nieco w muzyce. Nastąpiło parę taktów odegranych bez wokalu, podczas gdy Dziadu próbował się odnaleźć, ale choć zakończył pięknym „WYRZUTKU TYYYYYYY!” w najlepszym, dziedzicowym stylu, to jednak nie do końca udało się uratować tę końcówkę. Cóż, zdarza się, nic wielkiego się nie stało, na 17:00 było absolutnie genialnie i moim zdaniem Łukasz powinien śpiewać za wszystkich „złych” w filmach animowanych, bo jego głos jest do tego stworzony.

No to była chwila mroku, ale po niej wróciliśmy do typowo słodkich klimatów za pomocą medleya „Prawdziwa miłość zwycięża” – zaczęło się od „Bella notte” zaśpiewanego przez chór (co mnie rozczarowało, bo nie ukrywam, że czekałam na Łukaszową wersję tego utworu), potem Kuba zaśpiewał „Miłość to pieść co wiecznie trwa” z „Bambiego” z właściwym sobie urokiem i ciepłem, po czym został przy mikrofonie, bo przyszła pora na duet z Natalią – „If I never knew you” z „Pocahontas.” Bardzo mi się ich wersja podobała i znowu żałowałam, że nie zaśpiewano tego duetu w całości. Zakończono kolejnym utworem po „When you wish…” wykonanym przez całą czwórkę solistów – „Beauty and the beast”. Wyszło PRZEPIĘKNIE. Harmonia brzmiała cudownie, głosy solistów cudnie się uzupełniały, a już w ogóle rozpłynęłam się, kiedy Łukasz śpiewał swoje solówki głosem bardzo delikatnym, bardziej popowym… Miód na uszy, a nawet czekolada. Chcę więcej.
Zakończono „Przemianą”, również z „Pięknej i bestii,” i uderzono tym utworem w finał podobnie, jak w „Królestwie Muzyki,” co nie dziwi zważywszy na epickie zakończenie tego utworu w wykonaniu i chóru, i solistów, i orkiestry. Na tym jednak nie koniec – w ramach swoistego bisu uraczono nas utworem z „Muppetów” z racji nowego filmu. „Kolory tęczy” zaśpiewali wspólnie Kuba i Karolina i był to bardzo przyjemny, miły sposób na zakończenie koncertu, który moim zdaniem powinien być dłuższy i po którym wyszłam zachwycona, a jednak z niedosytem. Liczę bardzo na powtórkę albo w przyszłym roku, albo z okazji jakiegoś tournee, i może tym razem udałoby się coś nagrać, bo aż szkoda, żeby takie perełki można było usłyszeć tylko raz. Totalnie warto było przyjechać i bardzo, bardzo dziękuję za ten wczesny, iście magiczny prezent pod choinkę.

(Jakaś dobra dusza nagrała "Kiss the girl" i "Beauty and the beast" - może pojawi się jeszcze coś z czasem...?)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Aktualności Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7
Strona 7 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1