Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Opera za Trzy Grosze
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Musicale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
polajda
KMTM


Dołączył: 01 Maj 2008
Posty: 1456
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdynia

PostWysłany: Pią 13:41, 24 Kwi 2009    Temat postu:

dla mnie rewelacja! nie umiem więcej powiedzieć na razie. swietna rezyseria, trudny material, cholernie dobrze wykonany ;p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Nie 12:19, 26 Kwi 2009    Temat postu:

Nie mam pojęcia, co tutaj napisać. Pierwszy raz wyszłam z teatru nie mając pojęcia co myślę o sztuce, którą widziałam. Byłam nastawiona chyba trochę na coś innego, ale nie mówię, że się zawiodłam. Po prostu - mimo tego, że mniej więcej wiedziałam jak to będzie wyglądać - Kościelniak mnie zaskoczył.. bardzo.
Wszystko było bardzo przerysowane - szczególnie postacie (wystarczy spojrzeć na Śpiewaka czy Pana Peachum) i chyba właśnie w tym tkwi siła tego spektaklu. Kolejną z najmocniejszych stron Opery był klimat. Surowa scenografia, REWELACYJNE (!!) światła, do tego sposób gry aktorów w połączeniu z dziwnymi zabiegami scenicznymi Kościelniaka dawały piorunujący efekt. Od pierwszej sceny - która szczególnie mnie zachwyciła i wbiła w siedzonko - do samego końca, jednak muszę przyznać, że były momenty które lekko mi się dłużyły. Kilka razy miałam lekkie skojarzenia ze Snem, np. roboci ruch, czy wstawka z ringiem (genialna scena!). No i jeszcze tłumaczenie Kołakowskiego. Moim zdaniem jest świetne, szczególnie dialogi.
Zespół był rewelacyjny, zarówno pierwszy plan jak i tło. Peachumowie (Ewa Klaniecka i Cezary Studniak) świetnie się uzupełniali. Postać Pana Peachum była dopracowana w najmniejszym szczególe. Gesty, mimika, sposób mówienia, sposób poruszania się. Rewelacja. Mackie (Konrad Imiela) również był bardzo dobry i przyznam szczerze, że kilka razy swoimi krzykami wbił mnie w fotel, acz chyba spodziewałam się czegoś więcej i tutaj pozostał mi lekki niedosyt. Śpiewak podwórzowy był tak uroczy, że miałam ochotę wbiec na scenę i go przytulić. Sambor stworzył naprawdę świetną i bardzo oryginalną postać. I super, że się integrował z widzami (ykhm.. nie tylko na widowni xD). Jak dla mnie rewelacja. Mariusz Kiljan w roli Browna był dla mnie chyba największym zaskoczeniem, bo tak, jak wiedziałam, że Sambor, Studniak czy Imiela będą super, tak do tej pory do Kiljana miałam raczej obojętny stosunek. Zagrał naprawdę genialnie i chyba właśnie on podobał mi się najbardziej. Jeśli chodzi o kobitki. Bogna Woźniak jako Polly była świetna. Nie wiedziałam, że ona potrafi tak śpiewać.. Tzn, wiedziałam że ma super góry, ale tutaj momentami prawie pod operę podchodziło. Aktorsko też mi się podobała. Jenny (Małgorzata Szeptycka) była dobra, acz bez większych zachwytów. Nie przykłuwała jakoś specjalnie mojej uwagi.

Kończę już, bo nadzwyczaj mi nie idzie ta recenzja (już chyba 1,5h ją piszę xD), także podsumowując: spektakl dziwny.. powiedziałabym, że "bardzo Kościelniakowy" Smile I w sumie wywołał we mnie inne wrażenia niż te, których się spodziewałam przed obejrzeniem. Nie wciągnęło mnie to tak jak np. Franek, acz jeszcze raz chciałabym zobaczyć, tak za kilka miesięcy. I całkiem możliwe, że po drugim obejrzeniu stałabym się fanatyczką.

PS. Na stronie Capitolu dodali pełno zdjęć z Opery.


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Nie 13:28, 26 Kwi 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarownica
KMTM


Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Nie 13:02, 26 Kwi 2009    Temat postu:

Drobna uwaga - w ostatniej chwili nastąpiły małe zmiany w obsadzie i jako Jenny wystąpiła Małgorzata Szeptycka.

Ooo.. dzięki za wiadomość. Już poprawiłam - K.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Nie 17:06, 26 Kwi 2009    Temat postu:

[link widoczny dla zalogowanych] po festiwalowej Operze.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Nie 23:29, 26 Kwi 2009    Temat postu:

Przed spektaklem zastanawiałam się, czy w skali ocen „Opera” okaże się a.) dobra, b.) bardzo dobra czy c.) absolutnie wspaniała. Innych możliwości nie brałam pod uwagę ze względu na to, że to Brecht/Weil w wykonaniu Kościelniaka i zespołu z Capitolu, o którym wiem nie od dziś, że można na nim polegać. W dodatku entuzjastyczne nakręcanie mnie Kunc i Oskara sprawiło, że moje przedspektaklowe oczekiwania były bardzo wysokie.

I cóż – nie zawiodłam się, bo „Opera za trzy grosze” Kościelniaka okazała się być w moim prywatnym rankingu gdzieś pomiędzy „bardzo dobra” a „absolutnie wspaniała.” Festiwalowy spektakl, na który najbardziej się cieszyłam, pozostawił mnie nieco oszołomioną i niepewną własnej, konkretnej opinii na jego temat, bo chociaż nie miałam wątpliwości, że mi się podobało, to jednak nie byłam – nie jestem – do końca pewna, jak to się powinno odbierać i czy aby dotarło do mnie wszystko, co Kościelniak chciał, żeby dotarło. Jedno natomiast jest pewne – to, jak sztuka Brechta została tutaj potraktowana, to jest mistrzostwo, zwłaszcza jeśli porównać podejście Wrocławia do nagrania uniwersyteckiej grupy teatralnej, które widziałam na jutubie; to są wręcz dwie różne historie i ukrywać nie trzeba, że świeże, odkrywcze i absolutnie oryginalne spojrzenie Kościelniaka od razu przypadło mi do gustu. Przerysowanie, karykaturalne podejście do postaci, groteskowe kostiumy i charakteryzacja – ten mhrauczny klimat już na zdjęciach nakręcił mnie pozytywnie, a na scenie robił piorunujące wrażenie w połączeniu z obłędną mimiką aktorów. Odnoszę wręcz wrażenie, że Kościelniak znalazł złoty środek na Brechta i wystawił to w sposób, z którego niemiecki dramaturg mógłby być dumny, bo znalazło się tam sporo technik deziluzji i przełamywania czwartej ściany, co w efekcie dość skutecznie niszczyło iluzję historii. Przerysowanie i odrealnienie postaci dawało ten efekt najsilniej i wydaje mi się, że właśnie tu, w tym przerysowaniu, w tej karykaturalności i całkowitemu odrealnieniu, ufantazyjnieniu „Opery” tkwi największa siła tego przedstawienia. Każda scena z osobna i wszystkie razem wzięte zrobione były w sposób, który niejednokrotnie sprawiał, że zbierałam szczękę z podłogi, a już wokalny pojedynek Polly i Lucy zmieniony w pojedynek dosłowny, z rękawicami, ringiem, karteczkami „Round I,” kwiczącym tłumem i nagłym odwróceniem konwencji i atakowaniem sędziego, to jest po prostu mistrzostwo i zdecydowanie moja ulubiona scena z całego spektaklu. Mam też wrażenie, że w tym spektaklu położono nacisk nie na polityczne przesłanie, jak tego chciał zagorzały komunista Brecht, a raczej na złożoność relacji międzyludzkich; uważam, że wyszło to sztuce zdecydowanie na plus. Komizm wynikający z absurdalności i groteskowości scen i gry aktorskiej tylko wydobywał ukryty w tekście tragizm; na zasadzie kontrastu udało się podkreślić i naświetlić złożoność okrucieństwa, zdrady, nieszczęścia, nędzy życia na ulicy, korupcji i bezsilności prawa wobec przestępczości – a także, jeśli już o tym mowa, bezsilności życia w ogóle wobec zła. Smutna to refleksja, a zespół Capitolu podał ją widzom w formie fantazyjnej zabawy, w której śmiech mieszał się w grotesce ze łzami pod mrocznym, ostrym makijażem. Oczywiście, nie udałoby się to, gdyby zespół nie podołał powierzonym im zadaniom. Podołał, i to właśnie oni stanowili największą siłę tego przedstawienia. Naprawdę trudno było mi wybrać faworytów i chyba tym razem zrezygnuję z opisywania każdego z wykonawców po kolei, bo skończyłoby się to określaniem każdego z nich słowem „fenomenalny,” nagrodzę za to specjalnie gromkimi brawami i entuzjastycznym kwikiem Mariusza Kijlana, którego „Tygrys” Brown dosłownie zmiótł mnie jeśli nie z fotelika, to z własnej strefy komfortu. Absolutnie wspaniały, nieprzewidywalny, przebojowy, bezradny, jego zaciąganie podejrzanego proszku z biurka było po prostu rozbrajające i właściwie mogłabym tak wyliczać w nieskończoność – wielka kreacja, zrobił z tej postaci majstersztyk. I czy tylko ja wychwyciłam podteksty homoseksualne, czy one faktycznie tam były? Cezary Studniak jako Peachum był uroczo groteskowo komiczny i jego koncert min bawił setnie, podobnie, jak cała mowa ciała. Obłęd. Kolejny filar wrocławskiego teatru, Konrad Imiela jako Mackie, również wypadł bardzo dobrze, jego groźne i pozbawione wszelkich emocji spojrzenia bardzo pasowały do kreacji zimnego drania (chociaż jego sposób wymawiania imienia „Pol-ly” nie do końca do mnie trafił ^^). Zachwycała od pierwszego wyjścia na scenę Bogna Woźniak jako Polly, i aktorsko (niesamowita mimika i mowa ciała!!) i wokalnie, pięknie zaprezentowane możliwości głosowe. Artystka przez duże A, zdecydowanie, kolejna faworytka, wycisnęła z tej roli, co się da, jednocześnie bawiąc się nią na całego. Zachwyciła mnie również Jenny – niby nic takiego nie robiła, głównie po prostu stała w miejscu, ale robiła to w sposób, który mnie osobiście mroził. No i wreszcie Sambor – przeuroczy, interakcja z widownią obłędna, biedna starsza pani z prawej strony pierwszego rzędu nie wiedziała, co ją trafiło XD. Może chwilami miałam wrażenie, że nieco przedobrzył, ale tych momentów było niewiele i ogólnie byłam zachwycona, pomimo tego, że i nieco przerażona perspektywą jakiegoś bliższego spotkania z tym uroczym indywiduum (Kunc, następnym razem wyżej tą chusteczką machać!). Poza tym był bardzo całuśny, co odbiło się na czarnych policzkach naszej kochanej Adminki Wink Jeśli chodzi o zespół, jestem pełna podziwu dla ich możliwości, ruszali się i brzmieli wspaniale, no i ta mimika! Apogeum zachwytu osiągnęłam podczas utworu Jenny, kiedy to w tle zespół układał się w malownicze stopklatki na każdą ze zwrotek i w pewnym momencie wypatrzyłam wśród nich dwójkę upozowaną a la końcówka „Orbity,” czyli Krolock przymierza się do dziabnięcia Sary (z tym, że tutaj to kobieta dziabała kolegę z zespołu).

Właśnie się zorientowałam, że do tej pory nie napisałam słowa o scenografii i innych elementach technicznych, co tylko pokazuje, jak ważni byli tutaj aktorzy i jak wspaniale przykuwali uwagę. A zatem – światła były piękne i świetnie podkreślały atmosferę, aranżacje i orkiestra – miodzio, scenografii właściwie się nie przypatrywałam, ale wyglądała na funkcjonalną i dobrze pomyślaną. Choreografia – świetna. Kostiumy i charakteryzacja, jak już pisałam o tym wyżej, mroczne, czarno-baśniowe, odrealnione i po prostu rozkosznie uliczno-makabryczne.

Dlaczego zatem, skoro wszystko wydaje się takie wspaniałe, nie wyszłam z teatru jako nowa wyznawczyni „Opery za trzy grosze,” zakochana po uszy w tym tytule tak, jak we Franku, i w zespole Capitolu? Trudno powiedzieć, ale choć wszystkie sceny potraktowane jako osobna całość zrobione były w sposób przewspaniały i mistrzowski, to jednak przedstawienie jako całość nie złożyło się na coś, co pozostawiłoby mnie w skrajnym zachwycie. Nie jestem w stanie powiedzieć, dlaczego, po prostu miałam nieco mętliku w głowie i podobnie, jak Kunc, nie byłam pewna, co mam o tym myśleć. Teraz już widzę nieco wyraźniej, ale i tak fanatyczką „Opery” z miejsca nie zostałam i chociaż chciałabym móc obejrzeć to jeszcze raz, to jednak głównie po to, żeby wyklarować sobie własną opinię niż z potrzeby serca. Faktem jest też, że niestety drugi i trzeci akt miały w sobie momenty, które moim zdaniem ciągnęły się zbyt długo – ogólnie gdyby spektakl był krótszy, myślę, że wyszłoby mu to na dobre. Wtedy zostałby zachwyt świeżością i oryginalnością, jak to było po pierwszym akcie, a wyeliminowano by efekt spowszednienia tej konwencji, który naszedł mnie mniej więcej w połowie spektaklu, kiedy to miejscami moja uwaga zaczęła płynąć. Trudno odmówić temu spektaklowi wybitności i owacje były naturalnie na stojąco, ale jednak „Opera” nie podbiła mojego serca i nie sprawiła, że zostałam wniesiona na chmurkę szczęśliwego pływania w zachwycie.


Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Pon 14:51, 27 Kwi 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Śro 17:08, 27 Maj 2009    Temat postu:

http://www.youtube.com/watch?v=kA6ThZRSaHQ - fragmenty Opery w wykonaniu Studniaka. sto lat temu
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Śro 17:02, 16 Gru 2009    Temat postu:

W związku ze wznowieniowym setem Opery, który miał miejsce w miniony weekend, pojawiła się nowa recenzja: [link widoczny dla zalogowanych]
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Musicale Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3
Strona 3 z 3

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1