Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Wrażenia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Francesco
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Nie 17:43, 13 Gru 2009    Temat postu:

Będzie dość skrótowo i chaotycznie, bo trochę ciężko opisać trzy spektakle z taką samą obsadą, bez bezsensownego powtarzania się. Pomijając to, że ogólnie z każdym kolejnym Frankiem coraz trudniej mi się pisze cokolwiek, bo coraz mniej nowych rzeczy wychwytuje i potem w każdych wrażeniach się powtarzam.. Razz

10-12.12
Łukasz Dziedzic
Natalia Grosiak
Marta Proskień

10.12
Spektakl był bardzo udany. Wszyscy mieli mnóstwo energii i naprawdę fajnie się ich oglądało. Wpadek również było sporo co mnie wielce ucieszyło Smile
- przez 80% spektaklu trzecie drzwi po prawej były lekko otwarte (i tak było również przez pozostałe dwa spektakle);
- Natalia za wcześnie weszła w "bracie, znów w towarzystwie złym cię widziano" w związku z czym po 1/3 tej linijki zaczęła od początku, tyle że nie zmieściła się w muzyce, więc resztę musiała szybko dopowiedzieć;
- w "Kłótni" pan Śledź nie zaśpiewał jednej linijki.. nie pamiętam już której, w każdym razie jakoś tuż przed pierwszym "widziałem trędowatego".
- w scenie u papieża druga kolumna po lewej została spuszczona trochę krzywo i przez część tej sceny lekko się gibała;
- w tej samej scenie Łukasz zaczął swój monolog od stworzenia własnego tekstu...i w zasadzie stworzył prawie połowę tego utworu Smile Wprawdzie trochę się nie rymowało, ale naprawdę śpiewał z sensem;
- w momencie, gdy Bernardone i Beatrycze modlą się w kościele, nie zjechała rozeta. Najpierw wyjechała może 1/5 i wisiała na górze, potem spuścili jeszcze kawałek i tak sobie to wisiało chyba jeszcze przez część następnej sceny. W II akcie w scenie z Eliaszem już zjechała normalnie.
- Droga Krzyżowa była zaśpiewana tekstem oryginalnym, poza jednym malutkim "Drogi Krzyżowej moja już dwunasta" Smile

A poza wpadkami:
- na początku po raz pierwszy patrzyłam właściwie w całości na towarzystwo na schodkach i stwierdzam, iż uwielbiam Krzyśka Żabkę w tej scenie. Cudownie się miota, macha nogami, rękami i czym tylko może. Zresztą reszta też super. Więcek ładnie się kłania panu Pietrowi.
- Marta na końcu "Kocham go" zrobiła ozdobnik, który szczerze mówiąc trochę tam nie pasował. Tak poza tym zaśpiewała bardzo ładnie;
- Łukasz prześlicznie wykonał Koronę... Genialnie! Zresztą na pozostałych spektaklach nie było gorzej. Ogólnie śpiewał naprawdę świetnie.. Aż miałam wrażenie, że będzie "wysnuTAA", ale niestety.. Wink
- Kłótnia z ojcem też była super i Łukasz zaczął w nowy sposób śpiewać "czy to już wszystko?" - w tym secie było w perfidną ironią i naigrywaniem się z ojca. Fajnie Very Happy
- Pierwszy raz w scenie z Bernardem od samego początku patrzyłam na Pikę i muszę powiedzieć, że pani Drejska jest rewelacyjna w tej scenie..!! W sądzie, czy przed wojną również. Uwielbiam Pikę w jej wykonaniu.
- Więcek zmienił trochę sposób gry w paru momentach. Fajnie krzyknął "Francesco! (dziś twym towarzyszem...)" Wink
- W "Różach na śniegu" jest nowe światło. Ogólnie jest ciemno i na tylnej ścianie zrobili efekt padającego śniegu. Nie wiem, która opcja lepsza ale ta jest fajna.
- W scenie z roślinkami jedna ze studentek, która była w drugim rzędzie, nie do końca znała "kolejność sadzenia" i zaglądała co chwilę co robi siedząca przed nią Renia. Trochę się to rzucało w oczy.. Na pozostałych spektaklach było tak samo, a w sobotę się pogubiła już kompletnie w jednym momencie. Na Fame ta sama dziewczyna tańczyła w pierwszym rzędzie i też nie do końca znała choreografię... Trochę lipa, bo to naprawdę się wybija...
- Między modlitwą Klary a Rufinem, Marta usiadła (przyklękła) pod ścianą zamiast stać. Fajnie to wyglądało i chyba bardziej podoba mi się ta wersja.
- W scenie u Rufinka, już po gonitwie wokół kapliczki, Łukasz wyglądał trochę jak dziecko siedzące na Karnym Jeżyku pod nadzorem Superniani xD Uroczo to wyglądało... Smile ..kocham tę scenę.. rozkoszna jest zarówno pod względem Frankowym jak i Rufinkowym. Aha, no i oczywiście było "...i oddechem zionie, oddech mi dławi..." Smile
- Dopiero w czwartek zauważyłam, że podczas "Drogi..." tylko Bernardone i Jan nie śpiewają partii zespołowej. Muszę sobie to przemyśleć Wink
- W ostatniej scenie wizerunek św. Franciszka zaczął gasnąć bardzo powoli już tak gdzieś od połowy utworu instrumentalnego. W sumie ciężko powiedzieć, czy był to kłopot ze sprzętem czy zamierzony eksperyment - wyglądało w sumie całkiem nieźle... W każdym razie na kolejnych spektaklach było już tak, jak dotychczas.
- Zamiast Anny Andrzejewskiej grała Dorota Białkowska i bardzo fajnie sobie poradziła. Świetna z niej mieszczanka Smile

Ogólnie pierwszy akt był super pod względem całości, w drugim Łukasz był trochę słabszy, ale ogólnie rzecz biorąc moim zdaniem był to chyba najlepszy spektakl z całego tego seta. Zespół miał dużo energii, aż złapałam się na tym, że podczas wojny macham głową razem z rycerzami xD A tak poza tym był to chyba pierwszy całkowicie bezoklaskowy Franek na którym byłam (oczywiście w trakcie trwania - nie na ukłonach).

11.12
Ten spektakl również był bardzo udany, a już szczególnie początek - wszystko było bardzo energiczne i z powerem. ...wpadki były też. Smile
- Dopiero teraz zauważyłam, że Dziadu nie brzdąka na swoim instrumencie na początku. Do tej pory myślałam, że obaj to robią, a się okazało że tylko Michał. O.
- "Kocham go" wyszło naprawdę super.
- Natalia tym razem w dobrym momencie zaczęła śpiewać "Bracie, znów...", ale trochę się poplątała i skończyło się podobnie jak w czwartek, na szybkim dopowiedzeniu reszty.
- W tej samej scenie Pacyfika i Klara były tak natrętne, że doszło do lekkich rękoczynów ze strony Martina. I nie było słynnego "ja?" czym byłam ciut zawiedziona.
- Po powrocie z wojny pani Drejska się przejęzyczyła i wyszło "sfranczesko".
- Na "Balu Maskowym" Łukasz nie dorzucił maski do kulis i spadła na bok sceny, w wyniku czego leżała tam przez przerwę i cały drugi akt. Wywołując pokusę kradzieży u Draco Smile
- Pan Śledź był po prostu GENIALNY w "Kłótni"!!! Jeszcze nie widziałam tej sceny odegranej tak dobrze, jak w piątek. Sąd też był świetny.
- Łukasz zaczął za wcześnie śpiewać w "Kamieniach" i wyszło "Prosze osze o kamienie" Smile
- Przed "Dzięki, dzięki" Natalia sobie zawiązała buta po lewej stronie sceny. A tak poza tym fajnie w tym secie śpiewała "(...) by mnie nie wydawał, mamo!". I jeszcze po błogosławieństwie od Franka genialnie się do niego wyszczerzyła xD I to w taki sposób, że śmiało mogłaby zbić fortunę na reklamie pasty do zębów. Piękne to było xD
- Podczas wstępowania do zakonu, Bernardo kopnął coś niezidentyfikowanego. Poza tym w zespole działo się dużo dziwnych rzeczy (Eliza się pięknie przewróciła xD). Nigdy w tej scenie nie patrzyłam na tło i w piątek zaczęłam tego żałować.
- W "Idźmy głosić" Leon znowu coś pisał na scenie, za to Rufinek nie. Mateusz Deskiewicz trochę się wiercił (przez wszystkie trzy spektakle) Wink
- Papież był nadzwyczaj jakiś taki niedobry:)
- Zamiast "Mieszka w oborze i żyje jak zwierzęta" było "Żyje w oborze i mieszka jak zwierzęta".
- Pod koniec I aktu Łukasz dwa razy zaśpiewał o Prostocie - nie było Pani Pokory. Później przed "Ścięciem Włosów" Natalia pomieszała zwrotki i w wyniku tego dwa razy poleciała ta sama (chyba "jaki dar złożysz mi", ale nie jestem pewna)
- Krzysiek Wojciechowski dodał parę rzeczy do swojej choreografii w scenie po "Różach". Obłęd xD
- Dopiero teraz załapałam, że podczas przyjścia Piki siostrzyczkom chodzi o zasadzone roślinki, a nie o jej trudną sytuację rodzinną. Fajnie być spostrzegawczą i domyślną xD
- Było bardzo porządne "bo mnie wściekłość rozsadza" i to "DZA" było nawet z lekką chrypą. Oby tak zawsze..
- Łukasz pomieszał tekst po "Preeeecz!" i zaczął od "to za zwątpienia własne" po czym pojawiło się trochę twórczości własnej. Za to później pięknie odegrał scenę z Filipem.
- Natalia też trochę tworzyła w "Modlitwie" i przed "Pieśnią do Brata Słońce".

12.12
- Do trzech razy sztuka: tym razem "Bracie, znów w towarzystwie..." wyszło tak, jak powinno Smile
- Marta fajnie zaśpiewała "a czy Francesco jest tu może".
- Podczas kłótni z Antoniem na balu, Łukasz w jednym momencie za szybko się wyrwał z odpowiedzią i po chwili uciął, aby Paweł mógł dokończyć swoją kwestię.
- "Korona" wyszła cudownie! A końcówka to już w ogóle odlot... Łukasz naprawdę pięknie śpiewał w tym secie!
- W scenie sądu Łukasz zapomniał jednej linijki i przez moment leciała tylko muzyka.
- Przed "Jestem szczęśliwy" Łukasz zaczął zmierzać na koniec sceny, zobaczył okruszka, zrobił kółeczko na około niego i dopiero po tym go podniósł. Fajnie to wyszło.
- Tym razem w "Idźmy głosić" Tomek Gregor niczego palcem nie pisał i byłam wielce zawiedziona, bo po piątkowym spektaklu miałam pewne podejrzenia, które w sobotę zamierzałam potwierdzić xD
- W scenie u papieża Marek Richter zamiast "Ich działalność doprowadzi do anarchii" zaśpiewał po raz drugi "To zagraża niewątpliwie kościołowi". Ponadto miał bardzo ładne szare skarpetki w romby.. Smile Niniejszym wnioskuję o sprawienie kardynałowi dłuższej szaty.
- "Ścięcie włosów" ze strony Frankowej wyszło bardzo ładnie.
- Renia miała problemy w "Różach..." Sad Mam nadzieję, że to tylko chwilowa niedyspozycja...
- Krzysiek Wojciechowski na początku szalonych mnichów cały się trząsł... Ogólnie szalał, oj szalał Smile Kocham Eliasza. wstydliwe wyznanie
- Podczas biczowania Łukasz bardzo dużo chodził. W ogóle zagrał to inaczej niż zawsze... Szczerze mówiąc nie trafiło to do mnie tym razem.
- Końcówka "Drogi Krzyżowej" była boska (piątkowa też). W sumie Łukasz zawarł w niej wszystkie najlepsze elementy dotychczasowych DK. I nie szczędził krwi.. Wink

Ogólnie mówiąc, ten spektakl był chyba najsłabszy z tych trzech, jeśli chodzi o całość. Chyba wszyscy mieli już trochę mniej siły, niż na dwóch poprzednich.

Nowi szaleni mnisi są całkiem w porządku (nowy Pan Strażnik i Adam Zawicki jeśli się nie mylę), chociaż muszę przyznać, że obecnie Eliasz w tej scenie przesłania mi wszystko. Fajnie było zobaczyć Natalię po takiej przerwie. Czwartkowy spektakl miał w sobie coś z mojego pierwszego najpierwsiejszego Franka, kiedy jej głos wywołał u mnie nie mniejszy szok niż u reszty widowni. Teraz - jako, że zdążyłam już się od niego odzwyczaić - było podobnie. Ogólnie uwielbiam jej Klarę.. Jest taka dziewczęca i słodziutka Smile I zawsze pięknie jej wychodzi końcówka I aktu.

Podsumowując moje marne wypociny: pod względem całościowym chyba czwartkowy spektakl najbardziej mi się podobał, pod frankowym - piątkowy. Fajnie było znowu zobaczyć Frania, ale cały set grany przez jedną obsadę nie jest dobrym pomysłem... Pomijam już moje własne preferencje i inne tego typu, ale jednak szkoda, że nie ma możliwości porównania obsad na bieżąco.

Chciałam jeszcze powiedzieć, że kocham uwerturę!!! ...to jest po prostu sama magia i tyle. Nawet gadająca widownia nie jest w stanie tego zmienić. Wprawdzie czwartkowa trochę mnie bolała, ale się przynajmniej trędowatemu przyjrzałam... O właśnie! Nowy trędowaty jest super!


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Nie 21:48, 13 Gru 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Wto 19:34, 15 Gru 2009    Temat postu:

Och, matulu, łatwe to nie będzie. Nie muszę chyba pisać, jak bardzo jestem emocjonalnie związana z tym spektaklem i jak tęskniłam, nie skomentuję też tej lawiny emocji, która mnie zalała z chwilą wejścia na widownię i zobaczenia frankowej scenografii... Spróbujemy ograniczyć się do konkretów, tak. Uch. Jedziem.

10.12.2009

Poza tym, o czym pisała Kunc, dodam od siebie, że od razu rzuciło mi się w oczy, że wszyscy jacyś tacy... agresywni się zrobili, był to Franek mocno dynamiczny i jakiś taki... ostry. Widać było pewną zmianę podejścia, która nie zawsze przypadała mi do gustu. Miałam też ogólnie wrażenie, że zespół nie był z tym oswojony i nie był do końca pewien, jak sobie z tym poradzić, jak zagrać, wobec czego pewne sceny wyszły nieco dziwnie i mniej naturalnie, niż to zapamiętałam. Jednak pomimo moich paranoidalnych obaw, że będzie nie-teges, było naprawdę fajnie, zespół dawał z siebie mnóstwo energii. Nie było to jeszcze do końca "to," głównie przez drugi akt, ale... rozkręcało się i rokowało bardzo dobrze na następne spektakle.

- mina Franciszka na widok trędowatego zmieniła się nieco - w czwartek Dziadu spojrzał w tamtą stronę z mieszaniną przestrachu i z pewnym niewyraźnym uśmiechem, jakby sam nie był pewny, skąd ten osobnik właściwie się tutaj wziął, jak on sam ma zareagować, co to właściwie jest.
- Beatrycze była wobec Franciszka bardzo... agresywna, żeby nie użyć dosadniejszego określenia na ich taniec, który z żartobliwych pląsów zmienił się niemal w taniec godowy XD
- Zgadzam się co do tego, że towarzystwo pięknie czmycha na widok groźnego pana Bernardone - kłanianie się Więcka i poganianie go przez Anię Urbanowską, żeby już czmychał z nimi, wielce ucieszne
- podoba mi się, jak Marta przedrzeźnia Piotra Bernardone. To jeden z niewielu fragmentów w jej wykonaniu, który mi się podoba, jednak niestety wychodzi w nim, że ta Beatrycze to w sumie taka wredna... dziewczyna jest. Wręcz bardzo wredna.
- Kiedy Franek usłyszał, że Beatrycze śpiewa "Nikt nas nie słyszy" (co brzmiało zresztą jak zapowiedź radosnej, ekhym, gimnastyki) najpierw, kiedy ona patrzyła, łapał się zadziornie za pas, strzelał zachęcające i zawadiackie uśmiechy; natomiast kiedy jego dziewczę już skupiło uwagę na dzbanku, natychmiast odwrócił się, zaczął drapać po głowie i kombinować, jakby tu ją spławić. W sumie nie dziwię się. Ucieczka sprintem chwilę później przyprawiła mnie nieomal o głupawkę, bo Łukasz zasuwał tak, jakby jego życie było zagrożone Wink
- Jak już pisałam, popowe ozdobniki w "Kocham go" są bleh i janiechcę. Poza tym, ładnie i na modłę "Ja go jeszcze dorwę, poczekajcie!"
- czy w scenie targu Martino zawsze śpiewa "Ale gdzie indziej już to zbadamy..." stojąc przy koszach z owocami po prawej? Bo jakieś mi się to inne wydało, kiedy tak stał z tyłu, a jego siostry otaczały go i zawzięcie podszczypywały. Dopiero potem, śpiewając, Żabka ruszył w kierunku Ortolany.
- Krzysiek Wojciechowski robi obłędne miny w zespole! No i po raz pierwszy, nie licząc Jastarni, mogłam zobaczyć, że w kółeczku z tyłu sceny pląsa również Franek, i to jak pląsa!
- "Dzisiaj w nocy wam pokażemy..." - w tej scence Marta rzuciła Łukaszowi jabłko. Ten złapał je, a następnie... soczyście ugryzł, patrząc znacząco na Beatrycze, i zaczął przeżuwać, jednocześnie miziając się ze swą lubą. Kiedy już zostawił ogryzek i zaczął machać dzidą przed twarzami widzów, wciąż było widać, że jeszcze z tym jednym kawałkiem jabłuszka nie skończył ^^
- "Boże, coś Asyż" - i odpłynęłam. Przepięknie, absolutnie przepięknie...
- Co do choreografii wojny słów nie mam, uwielbiam to po prostu. W czwartek Łukasz nie trząsł tak kolankami.
- "Klatka" to był obłęd! Rewelacja. Dziadek zawsze jest w tym niesamowity, a w tym secie... łał. Taniec był wyjątkowo dziki, zsuwanie się po kratach w dół i zaczepianie strażnika - komiczne i mrożące jednocześnie, natomiast potem gwałtowny unik i ciche szlochanie w kraty, podczas gdy Beatrycze kleiła się do niego z tyłu (lepszego określenia na to nie znajdę...) bardzo smutne i dające do myślenia. Natomiast co mnie absolutnie ujęło, a na co wcześniej nie zwróciłam uwagi - kiedy Beatrycze ucieka z rozpaczą, Francesco nagle odrywa się od krat i śledzi ją wzrokiem z żalem i smutkiem w oczach. Patrzy za nią cały czas, właściwie aż do pójścia po dzidy tkwiące nad orkiestronem. Piękne i potwierdzające w pewnym stopniu moją teorię na temat całej tej sceny.
- W czwartek pierwszy raz patrzyłam prawie tylko i wyłącznie na Pikę podczas rozmowy Beatrycze, Bernardo i Piotra - pani Drejska jest po prostu obłędna! Smutek, z jakim po kolei bierze powoli naczynia i wyciera je nieobecnym gestem, po czym po prostu składa ręce jak do modlitwy, żeby poderwać się, jak tylko słyszy śpiew wracających z Perugii... Esencja matczynej troski i tęsknoty.
- Franciszka długo trzeba było ciągnąć w stronę Beatrycze, oraz w ogóle odwrócić jego uwagę od oparów przy stole. Jednak kiedy już stanął naprzeciw Beatrycze, padł na kolana dopiero, kiedy już szła ku niemu z uśmiechem, po czym gwałtownie powstrzymał ją, wyciągając ręce przed siebie i tym samym tworząc dystans. Ona odbiegła, on natomiast pozostał nieruchomo patrzący przed siebie, jakby myśląc: "Ja to zrobiłem, ja to zrobiłem, ja to zrobiłem..."
- Więcek załamujący ręce podczas całej tej opisanej wyżej sceny jest bezkonkurencyjny XD
- Przy "chłopcy z wojny powrócili" Łukasz spóźnił się trochę z dołączeniem do dziewczyn i stanął między nimi dopiero przy "chyba wszyscy, co przeżyli, do zabawy mają prawo."
- Wzrok Francesca, kiedy otaczające go dziewczyny chcą mu nałożyć koronę, jest bardzo niepokojący - Łukasz sprawiał wrażenie, jakby widział przed sobą coś, co mało ma wspólnego z bawiącym się domem, i do tego czegoś śpiewał o zakrywaniu pamięci maską; czyżby wizja, wspomnienie niedawnej wojny...?
- Szalenie się cieszę, że zagrzewanie Franka i Antonia do bitwy słownej przez Martina na stałe weszło do repertuaru - miłe to wielce i nadaje scenie humorystyczny ton, coś jak przygotowanie bokserów do starcia na ringu.
- Rzucanie maski w kąt przez Francesca było bardzo agresywne, jak gdyby młody Bernardone w tym jednym ruchu próbował wyładować całą swoją żółć i dzięki temu mógł wmusić na twarz uśmiech w konfrontacji z Antoniem. Jestem bardzo na tak, powtórzyło się to zresztą w pozostałych spektaklach. Cały późniejszy pojedynek na słowa kipiał od emocji przykrywanych coraz słabiej pozorami zabawy.
- "Stój, Antonio" - kolejny fragment, w którym agresja Marty była na miejscu. Gniew, żal, złość - wszystko było, mało jednak było prowokującej to wszystko rozpaczy za miłością, bardziej przypominało to złość za urazoną dumę. Mimo wszystko jednak fajnie.
- Czapeczka nie utrzymała się na Franciszkowej głowie i ja się bardzo cieszę, bo dzięki temu Łukasz mógł po raz kolejny zaserwować nam interpretację, która tak mnie zmroziła tamtego pamiętnego I marca 2008 - nakładanie jej samemu na głowę, potrząśnięcie dzwoneczkami, obłęd w oczach... Cała zaś "Korona" to był prawdziwy majstersztyk zarówno wokalnie, jak i aktorsko. Łukasz śpiewał tamtego dnia naprawdę przepięknie...
- O ominięciu tekstu przez pana Śledzia Kunc już wspomniała, ja zaś dodam, że jadowite, ironiczne i wręcz dziecinnie-przekomarzające się "Czy to już wszystko?!" wywołało we mnie kwiki radosne. "Proszę cię, nie rób tego!", które pamiętam z Jastarni, znalazło się i tutaj, z czego się bardzo cieszę. Cała scena wyszła pięknie.
- Sąd - och, ach, co ja tu będę więcej pisać, atmosfera tej sceny była naprawdę magiczna, śpiew Łukasza załamujący się w łzy absolutnie wzruszający i ta elektryzująca, zaszokowana cisza spowijająca widownię... Dodam też, że uwielbiam grę emocji na twarzy Dziadka, kiedy śpiewa Piotr - z chwili na chwilę zagubienie przeradza się w nim w determinację aż do tego momentu kulminacyjnego, kiedy jego ojciec śpiewa o dawaniu Bogu na tacę i następuje pęknięcie.
- Choreografia Łukasza w Kamieniach wzbogaciła się o nowy ruch - doszło płynne machanie rękami w górę i w dół wzorem mew ("Ja latam!" XD) Zamiast Anny Andrzejewskiej w roli jednej z mieszczek wystąpiła Dorota Krukowska.
- Natalia przyglądała się Łukaszowi z ujmującym uśmiechem zachwytu, kiedy jeździła na obrotówce.
- Chwalenie się Dziadka, że właśnie dostał kamyczek, i przedrzeźniające go minami kobiety - bezcenne i crack po prostu. Natalia zaś zademonstrowała uroczo dziecięcego focha, śpiewając "Nie rozumiem, mamo...".
- Kiedy Mieszczanki rzucają we Franka chlebem i serem, jedna z nich trafiła Łukasza w... no, powiedzmy, że miała dobrego cela XD Aż Łukasz odchylił się do tyłu i zaśpiewał pierwsze "Dzięki, dzięki, dzięki" z komicznym skrzywieniem, schylając się po "pocisk", co wypadło prześmiesznie.
- Zarówno on, jak i Natalia, w Dziękowaniu wypadli tak uroczo, że aż mnie coś brało. Nie było też pochylenia się do przodu w celu pocałowania Franka, tylko szybkie zerwanie się do ucieczki z zakłopotanym uśmiechem, na co Łukasz uśmiechnął się z uprzejmym, ale jednak mocnym zaskoczeniem, po czym tylko wzruszył ramionami i dalej przeżuwał chlebek, zacieszając przed siebie.
- Okrążanie okruszka tanecznym krokiem, o którym wspomniała Kunc, pojawiło się już w czwartek i było obecne na każdym ze spektakli, i dobrze, bo fajnie wyszło.
- Jak Łukasz pięknie śpiewał "Jestem szczęśliwy" ... *________*
- W "Braciach" w sumie nie działo się nic wyjątkowego, każdy z nich wypadł wspaniale, może tylko Artur Guza słaniał się bardzo żałośnie pod ścianą, kiedy śpiewał Idzi, a Łukasz wyśpiewywał o pasowaniu na rycerza z pewną nawet agresją, złością...?
- "Idźmy głosić" przyniosło mi pewną rewelację, przy której wykazałam się nie lada spostrzegawczością - otóż dopiero w czwartek zauważyłam, że Francesco najpierw zamyka oczy, odchyla się do tyłu, otwiera Biblię, kładzie palec na tekście i dopiero wtedy otwiera oczy i zaczyna czytać/śpiewać. Historycznie jak najbardziej poprawne, ale w sumie jakim inteligentem trzeba być, żeby tego wcześniej nie zauważyć... Odkryłam też wreszcie, czemu bracia udają się grupkami do tyłu każdy w inną stronę. Tak, wiem, zdolna jestem.
- Dobrze było słyszeć Renię w dobrej formie wokalnej, a jej relacja z Klarą Natalii była bardzo sympatyczno-siostrzana.
- Każdy z Braci wyszedł bardzo dobrze w "Biedzie upokorzonej" i tu pod koniec też była mała zmiana interpreracji - zarówno Jan, jak i Franciszek, końcową wymianę zdań od "Wybacz mi zwątpienie" zaśpiewali trochę na zasadzie "Ja ci odpuszczę, ty mi odpuścisz, dajże już spokój, ale nic nie jest rozwiązane."
- Papież Innocenty zrobił się taki... wojowniczy. Biło od niego "Macie sobie zakon, idźcie się bawić w mnichów i dajcie mi spokój."
- Kunc już pisała o rozecie, dobrze, że nie próbowali jej dalej spuszczać, tylko zostawili w miejscu, gdzie w sumie nie była aż tak widoczna, żeby przeszkadzać. Marta jest dobra w scenach, kiedy musi się złościć, ale to sprawia, że jej Beatrycze jest taka... nieprzyjemna, oschła, złośliwa...
- Rufinek fajnym jest, zwłaszcza, jak pogania nieugiętego Franciszka do zrobienia czegokolwiek w sprawie Klary. W czwartek Łukasz spojrzał na niego wzrokiem nieomal obłąkanym, kiedy wziął go za ramiona i wyprostował. Natomiast "Zaślubiny" były absolutnie magiczne pod każdym względem aż do chwili, kiedy Natalii pokręciły się wszystkie dary, słowa, chleby i tak dalej i Łukasz zmuszony był zaśpiewać dwa razy "Nic cenniejszego nie posiadam." W "Ścięciu włosów" chwilę potem Wisło nieco się zgotował i zgaduję, że właśnie tym poprzekręcaniem było to podyktowane Wink
- Samo "Ścięcie włosów" - ja już chyba zapomniałam, jak to pięknie brzmi i wygląda w Teatrze, w każdym razie kiedy zagrała orkiestra i stawała się coraz głośniejsza, zmiotło mnie. Dosłownie. Łukasz i Natalia śpiewali pięknie, Renia i Więcek jak zwykle we wspaniałej formie, natomiast kiedy przyszła Beatrycze oznajmić, że ich wydała, Franciszek niewiele sobie z tego zrobił i dalej ścinał włosy Klarze w błogim zapamiętaniu, dopóki nie wtargnęli z hałasem żołdaki Martina.
- Podczas "Ach, tnij, Martino, na rany chrystusowe!" nastąpił piękny moment: Łukasz i Marta spotkali się spojrzeniami i wtedy już Łukasz śpiewał wszystko patrząc tylko na nią, nie na szalejącego Żabka. W ten sposób tekst "Ja duszę twą zachowam w swej modlitwie" wydawał się skierowany nie do Martina, ale do Beatrycze właśnie. Ten kontakt wzrokowy przerwał dopiero Żabka, kiedy z mieczem wszedł między tę dwójkę.
- Natalia absolutnie wymiata w Deo Gratias! Siła, stanowczość, przekonanie o słuszności własnych czynów, a jednocześnie pewna doza łagodności, błaganie ich, żeby sobie poszli i zostawili ją jej szczęściu... potem dołączenie siostrzyczek i już szeroki, pewien siebie uśmiech, dodający otuchy i sił Pacyfice. Miodzio.
- Na koniec pierwszego aktu dodam jeszcze tylko, że Łukasz uśmiechnął się jak w ekstazie, kiedy Chiara śpiewała o innych córkach od Martina, co to przybędą i włosy swe zostawią - trochę Perczykiem i jego "Dziewczynami!" zaleciało, jakby sobie myślał "Huraaa, harem, więcej włosków do obcięcia!" XD
- W różach na śniegu rzeczywiście było inne oświetlenie i na początku przeżyłam z tego powodu lekki szok. Pięknie też prezentowała się relacja Klara/Franek. Tak... inaczej. Muszę to sobie poukładać.
- Eliasz fajnym jest i będę to powtarzać wszem i wobec, rapował bardzo dynamicznie i było mi szalenie żal Franciszka, któremu wystarczy jeno różyczka. Wówczas Eliasz i Kardynał wymienili znaczące spojrzenia, nieco pobłażliwe, jakby mówili: "No tak, ten nasz Franciszek, ale my wiemy lepiej, co dobre."
- Sadzenie roślinek bardzo sympatyczne i przyjemne i tutaj Natalia sprawdzała się świetnie jako Matka Przełożona, troskliwa, dbająca o swoje siostrzyczki i będąca wobec nich bardzo ciepła i opiekuńcza.
- "Radość i smutek" - śliczne harmonie dziewczynom wyszły, zresztą wychodziły przez cały set. Marta robiła takie trochę... dziwne coś z ręką, kiedy miała podejść do Chiary i pogłaskać ją po głowie - niby to wahanie, ale bardziej widoczna niechęć w stylu "No już dobra, dotknę cię, niech ci tam będzie, ale i tak wiem swoje." Nie lubię Wrednej Beatrycze Sad
- Trędowaci - Wisło genialny, Eliasz też, natomiast ujęła mnie kolejna zmiana, która też została na wszystkich trzech spektaklach; kiedy Jan idzie do Francesco po "Lecz pamiętaj, że nie będzie nigdy twój!" (co zresztą Wisło śpiewał bardzo mrocznie), Francesco nie tylko obdarował go tym ciepłym, miłującym spojrzeniem, które tak oczarowało mnie w Jastarni, ale też wyciągnął do Jana ramiona w geście ukojenia, pojednania... Jan tego nie wytrzymał, padł przed nim, nie był w stanie zrobić wiele więcej jak tylko napluć na Franciszka i wyżyć się na innych braciach. Marka Kaliszuka złość rozsadzała raczej kiepsko i bardzo nie lubię, jak śpiewa "zrozumiaa-aaałeeeeś..." Natomiast kiedy już trędowaci odchodzą a Franciszek zostaje odepchnięty, Łukasz dalej próbował podejść do Jana, wyciągał ku niemu ręce, Wisło natomiast odpędzał go i uciekał od niego w coraz większej panice.
- Mamy dwóch nowych Szalonych Mnichów którzy sprawdzili się bardzo dobrze, ale i tak stara wiara Eliasz/Czerwiński/Podsiadły zamieniający się w Hajda przyciągali najbardziej moją uwage. Nie bez znaczenia było też to, co działo się z tyłu - po raz pierwszy zauważyłam, że któryś z braci macha wpatrzonemu w Mnichów Franciszkowi ręką przed oczami, jakby zastanawiając się, co tamten widzi. Przez ten drobny szczegół wymowa tej sceny całkiem się dla mnie zmieniła.
- "Preeecz!" jak zwykle rozdzierające, tylko, że potem monolog przy biczowaniu nie dość, że ze zmienionym tekstem (u Łukasza to zresztą normalne ^^) był jakiś taki... niby poprawnie wzruszający i z emocjami, ale jednak czuć było, że te emocje nie były do końca prawdziwe, raczej właśnie z trudem odegrane, nie zaś... odczuwane. Trochę pokazanie, a nie bycie. Trochę się wtedy przestraszyłam, przyznaję, bo w tej scenie właśnie Łukasz zawsze był fenomenalny.
- "Skowronek" wyszedł Marcie fajnie, z ironią, wściekłością, agresją, Natalia zaś przy "To jeszcze nie koniec mego snu!" schowała twarz w dłoniach. "Modlitwa" była zaśpiewana pięknie i z uczuciem. Tęskniłam za tym.
- Mina nabzdyczonego pięciolatka siedzącego na karnym jeżyku przy Egzorcyzmach przejdzie już chyba do legendy XD Aż miało się ochotę kwiknąć z rozkoszy i potarmosić Franciszka za policzek. Rufinek zaś bardzo się wczuwał przy "Dobrze, dobrze, dobrze, dobrze!", brzmiał niemal... ewangelicznie.
- Kocham Łukasza i Tomka Gregora śpiewających we wstępie do DK, sytuację jednak popsuł Marek Kaliszuk, który w "Przecież śmierć stanie u twego progu" zaciągnął tak, że aż się skrzywiłam. Wszędzie indziej - okej, ale nie we Franku, proszę!
- "Droga Krzyżowa" jest wielką sceną i wielką odpowiedzialnością na barkach Francesco, po Łukaszu zresztą, który zawsze dawał w tej scenie czadu, spodziewałam się naprawdę dużo. Jednak niestety powtórzyła się sytuacja z biczowania - niby te emocje były, niby nim targały, ale jednak to wszystko było takie... pokazowe, nie prawdziwe, nie poruszające. Liczyłam, że sytuacja się poprawi, ale niestety widać było, że Łukasz nie zdążył się do końca przygotować psychicznie do tego wyzwania i zabrakło mu tej iskry, prawdziwości. Wybaczam bez oporu, bo w późniejszych dwóch spektaklach zwalił mnie z nóg, jednak byłam wtedy dość mocno zawiedziona.
- Wisłocki był w "Ecco il Sancto!" naprawdę wstrząsający, a cała ta scena zrobiła na mnie piorunujące wrażenie.
- W scenie śmierci Franka Natalii znowu pomyliła się kolejność, tym razem z "Czy cię boli," "jaki tytuł" itp. Poza tym cała "Pieśń" była zaśpiewana pięknie i końcówka wzruszająca, chociaż nie ukrywam, że zacinający się projektor pokazujący obraz Franka z tyłu nieco mnie rozpraszał, aczkolwiek było to dosyć ciekawe.

Wrażenia z piątku i soboty będą, się napiszą, na razie chwila oddechu Wink


Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Czw 18:55, 17 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Czw 18:52, 17 Gru 2009    Temat postu:

11.12.2009

Poza tym wszystkim, co napisała Kunc, ja dodam od siebie, że to był naprawdę GENIALNY spektakl i gdyby nie Beatrycze (do której nie mogę się jednak przekonać i przez większą część czasu po prostu starałam się nie zwracać na nią uwagi i się jakoś uodpornić), zaliczałby się do najlepszych Franków, jakie dane mi było oglądać. Nie było już pewnej niemrawej niepewności u żadnego z członków zespołu, rozegranie się nastąpiło niemal natychmiast, pojawiło się parę nowych smaczków i... co ja właściwie będę pisać, pani Admin opisała już właściwie wszystko, co było wyjątkowe tego dnia, ja większość nowych rzeczy opisałam przy okazji czwartku (większość z tego powtórzyła się także w piątek i sobotę), dlatego już tylko skrótowo o niuanse w większości już tylko Frankowe (i proszę się nie czepiać, bo Łukasz był tak wspaniały, że patrzeć na kogoś innego oznaczało stracić cośkolwiek z tych pięknych niuansów jego gry, a na to nie mogłam sobie przecie pozwolić! XD):

- piątkowe pocałunki z Beatrycze były wyjątkowo... gorące;
- w piątek Łukasz nie próbował już wcinać jabłuszka i po prostu po dawnemu odstawił je do kosza;
- klatka znowu przegenialna!
- Kunc już pisała o masce, która całą resztę spektaklu przeleżała widoczna w prawej kulisie, ja dodam tylko od siebie, że piątkowa korona znów była pod znakiem nakładania czapeczki, dzwonienia dzwoneczkami i... słów brak, tak pięknie to wyszło;
- pan Śledź miał wspaniały dzień w piątek, w kłótni był absolutnie genialny!
- machanie skrzydełkami w Kamieniach znowu było;
- po Dziękowaniu uśmiech Klary (olśniewający!) sprawił, że Franek znieruchomiał w osłupieniu i patrzył za Klarą tym razem z widoczną konsternacją, zastanawiając się zapewne, skąd się to dziwne dziewczę wzięło; w tym momencie też moja wyobraźnia zadziałała i Chiara skojarzyła mi się z fangirlem. Khekhym.
- Jan już nie denerwował się, kiedy Francesco zamiast do niego podszedł do Angela, zamiast tego odszedł parę kroków w bok i jął międlić kapelusz w łapkach, bijąc się z myślami;
- Bieda Upokorzona znowu zagrana trochę inaczej, już nie na zasadzie "niech ci będzie," tylko bardziej w szczerą skruchę i żal za to, że Jan nie jest w stanie całkowicie zaufać Franciszkowi i spojrzeć na świat przez jego oczy (Wisło) oraz, z drugiej strony, lekkie już rozeźlenie, ale jeszcze większą rozterkę nad tym, że nie potrafi zainspirować braci tak, jak Bóg zainspirował jego (Łukasz);
- nie było już wpadek tekstowych w Regule, przynajmniej ze strony Franka, bo pan Kardynał Fogiel trochę za szybko próbował śpiewać swoje kwestie. Jednak all in all ta scena magiczna jest i Wojowniczy Papież wydawał mi się coraz bardziej na miejscu, brakowało mi jednak jakiegoś widocznego wpływu Francesca na Innocentego;
- wpadek z rozetami nie odnotowano, odnotowano za to wspaniały kunszt pana Śledzia;
- tym razem spojrzenie, którym Łukasz obdarował Rufina, nie było tak obłąkane, jak czwartkowe, bardziej kojące i zapewniające, że "uśmiechanie się po swojemu" nie jest nieuzasadnione, że Franciszek ma wiarę w Bogu i chce, żeby i Rufin ją w sobie znalazł;
- tym razem Natalia nie poprzekęcała darów i chlebów, Łukasz za to nakręcił się i dwa razy zaśpiewał o darach Smile
- Ścięcie włosów przepiękne jak zwykle i tym razem Dziadu nie dał się tak porwać rozkoszom fryzjerowania, pod koniec za to, przy swojej kwestii, wrócił do interpretacji, którą zdążyłam pokochać wcześniej; zbliżył dłonie do głowy Chiary, dotknął jej delikatnie, zmarszczył czoło w cichej kontemplacji i zadumie nad własnymi uczuciami;
- w "Deo Gratias" nie było tym razem tej subtelnej gry spojrzeń pomiędzy Beatrice a Frankiem, Łukasz patrzył już głównie na Martina, do którego uśmiechał się mimo wszystko i szczerze zapewniał o modlitwie za niego. Za to kiedy Natalia zdjęła czepek i zaczęła śpiewać o swoich objawieniach, nastąpił inny piękny moment; spojrzenia jej i Łukasza spotkały się i przez pewien czas Natalia śpiewała, patrząc na niego, czerpiąc siłę z jego spojrzenia, z jego zachęcającego uśmiechu, z niemych słów, które przelatywały między nimi w tej krótkiej chwili. Absolutnie piękne.
- "Róże na śniegu" jeszcze piękniejsze, niż w czwartek, nic dodać, nic ująć - piękne... I tym razem nowe oświetlenie całkowicie mnie ujęło. Było biało, niczym prawdziwą zimą, fale światła delikatnie tańczące wokół Francesca i Chiary pogrążonych w swoim małym, prywatnym wszechświecie o słodko-gorzkim smaku i zapachu róż na ostrym mrozie...
- nowa choreografia Eliasza rząąądzi XD Łukasz był prawdziwie zdesperowany tym, co słyszał;
- nie rzuciła mi się w oczy siostrzyczka, która nie nadążała za choreografią, tak bardzo zauroczyła mnie po raz kolejny cała ta scena i jej uroczy, lżejszy wydźwięk;
- pani Drejska wielką artystką jest; niby małe wejście, a ile emocji, ile żalu, ile smutku nad tym wszystkim, co działo się z jej rodziną...! Serce się do niej wyciągało;
- "Radość i smutek" zaśpiewane przepięknie i jak patrzyłam na Natalię w tej scenie, naprawdę miałam wrażenie, że ona jest szczerze przepełniona słodyczą i wiarą w to, o czym śpiewa; nie było w tym ani odrobiny napomnienia, jak to po trosze czuć było u Doroty, głównie troska i chęć pomocy Beatrycze, która zresztą o tej pomocy nie była przekonana i miałam wrażenie, że Marta, zwłaszcza przy kwestii "Ja się chyba nigdy nie nauczę tego!" mówi to głównie z przekory;
- Wisło był jeszcze lepszy, niż w czwartek, kiedy szalał, słaniał się na ziemię z rozpaczy i szydził, nie mogąc znaleźć innego ujścia dla obezwładniającej go frustracji, Łukasz zaś znowu wyciągał do niego ramiona, co już kompletnie wyprowadziło Jana z równowagi. Dla Marka za "rozsadzanie" entuzjastycznie brawo i ja chcę tak zawsze;
- o Szalonych Mnichach tu już się rozpisywano wzdłuż i wszerz i zaiste, wzbogacona choreografia Eliasza to samo zło, zresztą Krzysiek szalał jeszcze bardziej, niż wcześniej; jednak w piątek (i w sobotę) to głównie to, co działo się z tyłu, zaprzątało moją uwagę: miotanie się braci, wściekłość oraz przede wszystkim narastająca furia Franciszka i jego bezradność, której kulminacja...
- ... zbiła mnie z nóg. "PREEECZ!" zaparło mi dech, a potem już, pomimo kręcenia z tekstem (as per usual zresztą), to było czyste wzruszenie. Z każdym uderzeniem sznura wzdrygałam się, jakby to mnie Franciszek uderzył, z każdą kolejną łzą sama miałam ochotę łkać, z każdym, wyśpiewanym w bólu słowem działo się ze mną coś, czego nie potrafię nawet zacząć opisywać. Natomiast potem, kiedy Franciszek osuwa się na ziemię i już tylko płacze, pozwalając, żeby rozpacz go zmogła, i kiedy opiera się bezwładnie o mur i siedzi, i patrzy, i sięga wzrokiem do strasznych wizji, które tylko on może zobaczyć, aż do nadejścia Filipa, na którego delikatny dotyk wzdryga się natychmiast, próbuje ukryć sznur, ogarnia go wstyd za moment słabości... Powiedziałabym, że to był najpiękniejszy moment w całym spektaklu - aż do Drogi Krzyżowej.
- Natalia znowu ukryła twarz w dłoniach, kiedy Beatrice zaczęła rozrzucać talerze - bardzo mi się to podoba, zresztą co się będę rozdrabniać, wszystko mi się w jej Klarze podoba;
- i "Modlitwa o uśmiech" też - w piątek było jeszcze lepiej, niż w czwartek, i wokalnie, i aktorsko.
- Karny jeżyk! Karny jeżyk! Naburmuszone dziecko-Francieszek znowu był Very Happy I tym razem, kiedy Rufinek śpiewa "Świat pożreć chciało, a dostanie gówno" Łukasz posłał mu szybkie, zaszokowane i zgorszone spojrzenie, jakby chciał powiedzieć: Rufin, jak śmiesz?! XD
- ja kocham wstęp do DK, naprawdę. I nie znoszę kaliszukowego "przecież śmierć...", naprawdę. Nie, kiedy jest tak popowo zaciągane...
- ... Droga Krzyżowa. Omójboże. Od samego początku, od chwili, kiedy Łukasz sztywnym ruchem zaczyna się żegnać, wstrzymałam oddech i właściwie nie odzyskałam go aż do chwili, kiedy pod koniec gaśnie światło - gdyby nie to, że publiczność zaczęła klaskać, byłoby ze mną krucho, bo o oddech walczyłam przez całe prawie "Ecco il Sancto" - tak to było intensywne. Takie rozdzierające. Takie piękne. I takie... tragicznie żywe, bolesne, prawdziwe...! Czułam każdy wers, każde słowo, każde skrzywienie twarzy i spazm w nękanym demonami ciele pozostawiał mnie wstrząśniętą. Potężny chór, Anioł, Diabeł, świece, światła - to wszystko nagle stało się tylko tłem dla mszy, która rozgrywała się tuż przede mną, na moich oczach, spowiedź, bez ukrywania niczego, bolesny i okrutny sakrament wyrzeczenia się samego siebie, własnej indywidualności, rozliczenia się z życiem i przyjęcia wizerunku Chrystusa już ostatecznie... Przy ostatniej stacji już widać było krew na rękach Franciszka i kiedy skończył śpiewać i spojrzał na dłonie, sam ją zobaczył, przeraził się, zaczął pocierać ręce w niemym przerażeniu, nie mogąc uwierzyć, nie rozumiejąc, co się dzieje, wybudzony gwałtownie z religijnej ekstazy prosto we wstrząsającą kulminację... Nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak mocno przeżywałam cokolwiek związanego ze sztuką w ogóle.
- ... i tak się stało, że zaraz potem następuje kolejna, równie wstrząsająca scena, co tak zagrało na mojej udręczonej psychice, że w ogóle szkoda gadać. "Ecco il sancto" jest bolesne, no. Boli. Bardzo boli.
- scena śmierci Franciszka była piękna w piątek, głównie z powodu Natalii, która, z chwilą wydania ostatniego tchnienia przez Franciszka, patrzyła na niego długo, a potem nagle opadła z sił; sięgnęła po Beatrycze, przyciągnęła ją gwałtownie do siebie w geście bezsilności, wsparła się na jej ramieniu i wstała tylko dzięki jej pomocy. Potem, kiedy obie panie odwracają się, na twarzy Natalii uśmiech mieszał się ze łzami czystej tęsknoty i smutku. Piękne. Marta wcześniej gładziła pokrwawione stopy Franciszka dłonią. Wpadek z projekcją Franka tym razem nie odnotowano i wszystko zniknęło tak, jak powinno - z crescendem, z budowaną gwałtownie muzyką, i nagle cisza, bach, nie ma nic, ciemność, cisza.

Po tym spektaklu byłam na prawdziwym haju i każdy, kto mnie potem widział, może to potwierdzić Wink

12.12.2009

Sobotni spektakl był tak samo dobrze zagrany, jak piątkowy, i ze strony zespołu, i ze strony głównych postaci. Jeśli chodzi o Natalię, był to jej najlepszy dzień moim zdaniem, i wokalnie, i aktorsko, Marta też podobała mi się bardziej, niż wcześniej, Łukasz zaś utrzymał zabójcze tempo i poziom, jaki sobie narzucił dzień wcześniej, i jego popis pomimo zmęczenia w niczym nie ustępował poprzedniemu, dzięki czemu artyści zaserwowali mi kolejny dzień artystycznych uniesień, po których pokochałam cały świat - i "Francesco" jeszcze mocniej, o ile to w ogóle możliwe. Nie zgadzam się z Kunc, że był najsłabszy, za taki uważam czwartkowy. W sumie Adminka znowu zawarła w swoim poście wszystkie najważniejsze ciekawostki, od siebie dodam tylko, że znowu było uderzenie chlebkiem w dolną część pleców Franka i w rezultacie komiczne wygięcie się do tyłu, "Ścięcie włosów" tym razem zakończone było spojrzeniem w niebo i cichą zadumą, Renia w "Różach na śniegu" nie przekonała mnie nagłym rozpłakaniem się (nie przypominało to już płaczu z radości, raczej w drugą stronę, co w tej scenie jest w przypadku Pacyfiki niezbyt uzasadnione), biczowanie się Franciszka wstrząsnęło mną równie mocno, co w sobotę, jak nie bardziej, "Droga Krzyżowa" to był kolejny emocjonalny majstersztyk który kompletnie już dobił moją dogorywającą psychikę, a całość prezentowała się tak pięknie, tak magicznie, tak nierealnie i boleśnie prawdziwie, że aż coś w sercu bodło na myśl, że to już koniec, że ostatni spektakl, że znowu długa przerwa, że potem trzeba będzie wyjść na ulicę i stawić czoła pogrążonemu w nocy miastu. I jakoś tak szybko kończyły mi się te "Francesca," każdy z nich. Za szybko.

... Jeszcze. Jeszcze, jeszcze, jeszczejeszczejeszcze. A póki ten piękny dzień nie nadejdzie, dziękuję wszystkim, komu mogę podziękować za tyle pięknych przeżyć duchowych w tak krótkim czasie. Cieszę się, że mogłam tam być i widzieć te wspaniałości. Było absolutnie magicznie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
KarolinaVonWi



Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 31
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Czw 3:15, 31 Gru 2009    Temat postu:

Do usunięcia

Ostatnio zmieniony przez KarolinaVonWi dnia Pon 19:44, 28 Lip 2014, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Francesco Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9
Strona 9 z 9

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1