Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Harry Potter :)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Kultura i rozrywka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Śro 19:55, 05 Sie 2009    Temat postu:

Tak jak dostosowałam się do Umbrige, Rona czy nawet Hermiony (w moim wyobrażeniu zawsze była ruda, nie wiem dlaczego xD chyba wina obrazków w książce...), tak do Ginny chyba już się nie przekonam..
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satka



Dołączył: 16 Lip 2008
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 14:57, 17 Sie 2009    Temat postu:

Widziałam film dwa razy (dzięki bogom, z napisami) i jestem zadowolona, choć nie ukryje się, że wątki zostały dość luźno potraktowane przez scenarzystę. Spodobała mi się atmosfera pełna mroku, muzyka i w końcu aktorstwo. Michael Gambon jest nieco bliższy Dumbledore'owi z książki, więcej spokoju, mniej miotania się i podniesionego głosu. Jak zwykle bezbłędny Ron, Emma pozytywnie mnie zaskoczyła, porównując z poprzednimi częściami poprawiła się bardzo (Draco ma rację: przestała "grać brwiami"!), Potter daje radę. Fantastycznie odegrana postać Slughorna, choć wyglądem nie przypominał zupełnie profesora z opisu JKR. Lekcja eliksirów (oburzona Hermiona i jej coraz bardziej napuszone włosy - kultowe) i spotkania Klubu Ślimaka - super.
Młody Malfoy wypadł bardzo dobrze, chociaż jak dla mnie Dracon ze swoimi fryzurami i golfami/marynarkami (wtf!) to zemsta charakteryzatora.
Postaci drugoplanowe: Narcyzę Malfoy, zdaje się, gra aktorka, która początkowo miała być Bellatrix. I szkoda, że tak się nie stało - ze swoją chłodną wyniosłością i 'zmęczoną' urodą od razu przypadłaby mi do gustu. W roli pani Malfoy oczywiście nie można jej niczego zarzucić, chociaż, jak chyba wszyscy, widziałam tę postać kompletnie inaczej... No i te włosy. Ile razy JKR podkreślała, że Narcyza była bladoskórą blondynką? To już zakrawa na złośliwą inwencję twórczą. Wszystkie tego typu niedociągnięcia nadrobiła dobrym aktorstwem, pojawiła się na krótko i zrobiła dobre wrażenie.
Świetnie zagrane postaci drugoplanowe: McLaggen błyszczy od pierwszej chwili, w której się pojawia, Lavender Brown - wow. Nigdy nie zwracałam na nią uwagi podczas lektury, filmowa była szokująca i wybornie przerysowana. Fenrir Greyback... No cóż, tego się nie spodziewałam XD. Po prostu boski Mr. Green.
Wątek uczucia między Hermioną a Ronem poprowadzony został bardzo fajnie, ale Potter i Ginny to porażka. Całkowicie nietrafiony dobór aktorki, choć kto mógł podejrzewać, że siostra Rona z gąski, jaką była w drugiej części, wyrośnie na łabędzia xP... Nie, nic tego nie usprawiedliwia.
Nie przyłączę się do ogólnych zachwytów nad Heleną Bonham-Carter. Oczywiście, to bardzo wyraźna kreacja, tylko w tym wypadku kompletnie odstaje od mojego dokładnego wyobrażenia tej postaci. Bellatrix była trochę niezrównoważona, ale nie sądzę, żeby biegała po stołach zanosząc się piskliwym śmiechem czy podskakiwała jak dziecko wokół palącej się chatki Hagrida i tym podobne. Aż chce się zacytować Lucjusza z 5 części: "Przestań krzyczeć, nie robisz wrażenia" xP. Wizja twórców filmu w przypadku kolejnej siostry Black nawet w połowie nie pokrywa się z moją, aż strach myśleć, co zrobią z Andromedą, jeśli w ogóle nie wytną jej ze scenariusza w ostatniej części.
Podobały mi się sceny quidditcha (szkoda, że pominęli nową komentatorkę - Lunę), spotkania Klubu Ślimaka, przegląd wspomnień w myślodsiewni (bez wizyty u Gauntów, niestety), wizyta sióstr na Spinner's End, nawet nie skrócona zbyt drastycznie, i co ciekawe, nie pokazująca Severusa w tak jednoznaczny sposób. Młody Fiennes sportretował Toma idealnie! No i scena w jaskini, której byłam najbardziej ciekawa. Bardzo dobrze zadaptowana. Moment, kiedy wyczarowane przez Dumbledore'a światło spada i zanurza się w ciemnej wodzie jeziora naprawdę pełen grozy (którą niweczy pojawienie się stada Gollumów...). Sceny o humorystycznym wymiarze zrealizowane zostały naprawdę mistrzowsko. Potter pod wpływem felix felicis i pogrzeb Aragoga, Hermiona opowiadająca o rodzicach - dentystach, albo bożonarodzeniowe przyjęcie u Slughorna, które pełne jest perełek, jak Hermiona, szukająca ukrycia, Neville w uniformie kelnera (w książce był zaproszony...), i w końcu McLaggen zwracający przekąski wprost przed Snape'em - bezcenne.

Tym, co mi się nie podobało, jest zakończenie. Bardzo nierówne w porównaniu do reszty filmu. Znalazł się czas na podpalenie Nory o,O, rozwodzenie się nad wspomnieniami Slughorna itd, a wizyta śmierciożerców w Hogwarcie właściwie przeszła bez echa i większych szkód, niż zrzucenie talerzy ze stołów przez nazbyt entuzjastyczną Bellatrix. Muszę dodać, że w tej scenie duże wrażenie zrobiło na mnie krótkie ujęcie Dracona, który z przerażeniem i żalem, jakby nagle zdał sobie sprawę z powagi sytuacji, spogląda na ponury, zgaszony Hogwart.
Scena na wieży astronomicznej również bardzo dobrze zrealizowana, dwuznaczność zachowania Snape'a... Widać, że twórca scenariusza z pewnością wiedział nieco więcej o losach tego bohatera. Uwielbiam wieloznaczność w każdej formie Wink.
Odkrycie, że medalion Slytherina to podróbka niestety nie wywołało na nikim większego wrażenia.
Film uważam za jedną z ciekawszych ekranizacji Pottera. Nie była tak dobra, jak trzecia (gdyby Cauron wyreżyserował wszystkie... marzenie), ale przynajmniej lepsza od koszmarnego "Zakonu Feniksa". Siódma część zapowiada się fantastycznie, choćby dlatego, że będzie w dwóch częściach, a to daje nadzieję, że może nawet pawie albinosy w ogrodzie Malfoy'ów się załapią Wink.
Na koniec wybaczcie, proszę, chaotyczną wypowiedź, ale zobaczenie tego filmu wywołało u mnie nawrót potteromanii i żyję obecnie w innym świecie, nie rozstając się z książką na dłużej, niż potrzeba na przeszukiwanie czeluści internetu by znaleźć godne uwagi fan fikcje... Wink.


Ostatnio zmieniony przez Satka dnia Pon 15:32, 17 Sie 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Karina



Dołączył: 14 Sty 2009
Posty: 806
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Poznań

PostWysłany: Pon 15:31, 17 Sie 2009    Temat postu:

Satine napisał:
Nie była tak dobra, jak trzecia (gdyby Cauron wyreżyserował wszystkie... marzenie)
Mnie się trzecia częsć bardzo nie podobała. Sporo czasu minęło, więc dokładnie nie jestem w stanie sie jej w tej chwili przyjrzec, ale z tego co pamiętam to, dla mnie, czegoś w niej zabrakło. Jakiegoś punktu kulminacyjnego- cały film toczył się na równie emocjonującym poziomie i cały czas czekałam na wielki finał- no i się nie doczekałam Wink
Jak dla mnie najlepiej wyszła "Czara ognia"- pod względem reżyserskim zdecydowanie najbardziej przypadła mi do gustu Smile Część 1 i 2 były zbyt przesłodzone- choć biorac pod uwagę okres w życiu Harry'ego jaki obejmują, może to i lepiej, że takie były Smile A "Zakonu Feniksa" wogóle nie pamiętam- jakoś tak chyba przeszedł bez większych emocji Wink
Obecnie niecierpliwie czekam na finał serii i mam nadzieję, że rozbicie go na 2 części pozwoli stworzyć najlepszą ekranizację HP Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Satka



Dołączył: 16 Lip 2008
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 15:46, 17 Sie 2009    Temat postu:

Jak dla mnie, adaptacja "Więźnia Azkabanu" była najbardziej 'potterowa' ze wszystkich. Miała niesamowitą atmosferę, bardzo magiczną Wink, tajemniczą, pełną przeczucia, że obecne wypadki prowadzą do czegoś poważniejszego. Nie bez znaczenia jest tutaj muzyka Johna Williamsa, która bardzo przysłużyła się filmowi, i którą uwielbiam niezmiennie od lat.
W trzeciej części właściwie nie odczułam obecności wielkiego finału, który przyćmiłby inne wydarzenia. Zawsze uważałam, że to, co w "Więźniu" (przede wszystkim książce, która wraz z 'Zakonem' jest moją ulubioną) jest takie urzekające, to chwilowe odejście od postaci Voldemorta, skupienie się na innych przygodach, które nie dotyczą bezpośrednio jego. "Więzień" jest takim łącznikiem, przejściem do czasów, gdzie wyzwania, przed jakimi stają bohaterowie, stają się znacznie poważniejsze, niż dotychczas. Stąd mam ogromny sentyment do tej książki, a jeszcze bardziej adaptacji, która poza treścią, zachwyciła mnie reżyserią i muzyką Smile.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kamilka__
KMTM


Dołączył: 07 Lut 2009
Posty: 349
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Tczew

PostWysłany: Pon 18:50, 07 Wrz 2009    Temat postu:

Byłam wczoraj na Harrym w kinie. Dlaczego oni tak to zepsuli?! Aktorzy w sumie okej, jakoś większych zastrzeżeń nie mam, humorystyczne sceny też (Harry pod wpływem Feliksa - mrau Very Happy), mrok też był, ale... Dlaczego cała treść książki została tak luźno potraktowana? Końcowa bitwa skończyła się na wybiciu paru szyb w zamku przez Bellatriks i podpaleniu chatki Hagrida, pogrzebu Dumbledora nie było wogóle, wątek Harrego i Ginny też tylko delikatny... I najbardziej cisnąca mnie rzecz: o co chodziło z palącą się Norą?

Skończyłam, wylałam swą złość, lepiej mi ;p
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 12:01, 19 Lip 2010    Temat postu:

Pewnie to nie jest już taka nowość, ale skoro nikt inny nie wkleił, to dla tych, którzy nie widzieli:

Oficjalny zwiastun Insygniów Śmierci

Oczywiście w dwóch częściach. Ten jest najdłuższy i najbardziej widowiskowy, chociaż wcześniej wyciekło parę innych teaserów.

... Wygląda świetnie *o*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pią 10:52, 03 Gru 2010    Temat postu:

Jak ten czas szybko leci, chciałoby się zakrzyknąć! Jeszcze nie tak dawno wściekałam się za przesunięcie daty premiery "Księcia," a już jestem po dwukrotnym obejrzeniu "Insygniów Śmierci: part 1", potteromania odezwała się we mnie na nowo rykiem i obecnie spędzam swój wolny czas, przeczesując portale w poszukiwaniu zdjęć, grafik, fanfików i wszystkiego tego, czym potterheadsi żyją...

Jej, to jest po prostu piękny czas.

Co do samego filmu: przeczytałam u jakiegoś krytyka, że "Deathly Hallows" w wersji filmowej powinno się właściwie traktować jako trylogię w połączeniu z "Księciem Półkrwi". Cześć druga DH co prawda jeszcze nie zawitała do kin, ale już jestem skłonna zgodzić się z tym twierdzeniem. Klimat, w jaki twórcy uderzyli w HBP i który mnie tak całkowicie zachwycił, że do tej pory oglądam ten film z równą radochą, został zachowany i w "Insygniach," i znowu - pomogło mi to bardzo traktować ten film jako stand-alone, jako twórczą ekranizację powieści, a nie jak powieść przeniesioną na ekran. Z tego powodu odkryłam, że - znowu, tak, jak w Księciu - zwracam uwagę na inne rzeczy i takie elementy, jak "tak nie było w książce!", "a gdzie ta scena?!", "czemu oni to zrobili tak, kiedy w książce było tak?!" albo nie przeszkadzały mi w ogóle, albo tylko troszkę, albo zaczęły przeszkadzać dopiero, kiedy ochłonęłam i obgadałam ten film z innymi fanami, którzy te braki wytknęli. Uważam to za sukces twórców - sprawić, żeby dziewczyna, która od roku 2001 chodzi z zegarkiem z Harrym Potterem na ręku, przestała zwracać uwagę na odstępstwa od książki, to naprawdę spory wyczyn Wink

I znowu - przede wszystkim zachwycił mnie klimat. Już sam wstęp wprowadza niesamowitą, groźną i wręcz smutną atmosferę - kiedy zaprezentowana nam jest scena Hermiony czyszczącej pamięć swoim rodzicom i wyruszającej samotnie w drogę, autentycznie w oczach zgromadziły mi się łzy. I ten wstęp, świetnie zmontowany i okraszony rewelacyjną muzyką, idealnie zapowiada, co będzie dalej. Ten klimat - przesycony grozą, powagą, ciężki od trudów i kłopotów, z wiszącą w powietrzu wieczną groźbą śmierci, trzyma się przez cały film, głównie dzięki przyciemnionym zdjęciom, wyskamowanym plastycznie i zachwycającym (te piękne ujęcia angielskich krajobrazów!) i świetnej ścieżce dźwiękowej. Pod wględem reżyserskim "Insygnia" stoją moim zdaniem na takim samym wysokim poziomie, jak "Książę" i idealnie trafiają w moje, spragnione mroku, gusta. No a już wisienką na torcie był sposób przedstawienia opowieści o Trzech Braciach - no po prostu mistrzostwo i roztopiło mnie w kałużę radosnego zachwytu! Idealnie obrazuje mroczny, baśniowy klimat tej opowieści i w konsekwencji - klimat wszystkich późniejszych książek o Harrym, które właśnie od Księcia poprzez Insygnia są naprawdę mroczne.

No i dwór Malfoyów - wybaczcie, muszę, czekałam na jego pojawienie się chyba najbardziej. Wyobrażałam go sobie inaczej, ale w tej wersji bardzo mi pasował. I w ogóle degradacja tej rodziny została pokazana genialnie - takie małe elementy, jak połamanie laski Lucjusza, wsadzenie mu wina do ręki, zarost, wychudzenie, włosy w nieładzie - to już nie jest ten dumny arystokrata, tylko cień samego siebie, po roku w więzieniu i żyjący tylko wspomnieniem swojej dawnej pozycji... Jason Isaacs był po prostu genialny. I bardzo wysoko lata. Narcyza, chociaż głównie w tle, też wspaniała, i nawet włosy mi przestały przeszkadzać - ba, wczoraj dorobiłam nawet do nich teorię psychologiczną! No a Draco... Tom Felton jest po prostu idealnie obsadzony, gra tę postać wspaniale i tak się cieszę, że poprowadzili ją z reżyserem w taki sposób! Dwie sceny, a tak podsyciły moją Malfoy Love, że aż strach. Więcej ich poproszę, zdecydowanie więcej! Liczę bardzo na scenę z Fiendfyre w drugiej części Very Happy *fangirl*

No a reszta aktorów, skoro już o nich zahaczyłam? Cudownie było zobaczyć mojego ulubionego rockmana z "Love Actually" jako Ministra Magii, samo jego pojawienie się na ekranie wywołało efekt Cieszymordki. Świetny też był ojciec Luny na weselu - zakręcony, niby dobroduszny, ale miał w sobie coś takiego niepokojącego... Stara wiara jak zwykle - dorośli aktorzy trzymali taki poziom, że nic, tylko się rozpływać w zachwytach, a i młodzi nie odstawali. Główne trio - piszę to z przyjemnością - w tej części wymiotło. Drastyczna różnica poziomów między Rupertem a pozostałą dwójką przestała tak się rzucać w oczy i zwłaszcza Emma w tej części była tak dobra, że dorównała moim zdaniem koledze. Daniel zresztą już od Księcia podoba mi się bardziej i bardziej i w tej części też przekonałam się do niego w tej roli, zrobił ogromne postępy i poradził sobie z rolą. Cała trójka miała świetną chemię między sobą, a sposób, w jaki poprowadzono ich relacje, był po prostu ujmujący - szczególnie taniec Harry'ego i Hermiony, choć na początku wywołał efekt "wtf?!", podbił mnie całkowicie. To było po prostu urocze!

No i scena w ministerstwie. Śmiałam się w głos Very Happy Pełno perełek, aktorzy "zastępczy" świetnie dali radę (pan "Rancorn" nawet starał się chodzić, jak Daniel) i chociaż zgadzam się, że powinni chociaż wspomnieć o jakichś przygotowaniach do tej akcji, to uwielbiam ten fragment. Przeuroczy i wprowadza nieco luzu do ciężkiej atmosfery.

Kolejna perełka - Dolina Godryka. To było jak z rasowego horroru. Brrr.

Było trochę braków - nie wspomniano np, że imię Voldemorta jest naznaczone, wobec tego nie wyjaśniono, jakim cudem śmierciożercy znaleźli trio w Londynie, ani skąd nagle w lesie wzięli się Szmalcownicy. Motyw z lusterkiem kompletnie niewytłumaczony i podejrzewam, że ci, którzy nie czytali książek, byli w tym momencie dosyć zagubieni. Wprowadzenie Billa i jego ślubu z Fleur na szybkiego nie było zbyt szczęśliwym rozwiązaniem, bo wydawało się całkowicie chaotyczne (za to wielu Harrych - kwik, świetna scenka! XD), brakowało mi też peleryny-niewidki, która w Siódemce jest przecież wyjątkowo ważna i byłaby bardzo praktycznym rozwiązaniem pojawienia się w Godric's Hollow. Podobnych braków i mało logicznych elementów było więcej i pewnie za chwilę je sobie przypomnę, ale na tę chwilę, to chyba najważniejsze wady.

Zakończenie było perfekcyjne. Idealny moment, żeby to uciąć, no i tutaj nie uświadczymy już spoglądania z nadzieją w niebo...

Miłym smaczkiem dla musicalofanów było to, że Hermiona chodziła z rodzicami do teatru na Shaftesbury Avenue Wink

Potteromaniak we mnie, krótko mówiąc, rozbudzony i po prostu wyje o część drugą. Nie wiem, jak ja usiedzę do tego lipca...!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Nie 22:22, 05 Gru 2010    Temat postu:

Mi miłość do Harry'ego przeszła już dość dawno i chociaż przeczytałam wszystkie książki i bardzo mi się one podobały, to nie czekałam na kolejne filmy w stresie Smile I pewnie i tym razem nie trafiłabym na to do kina, gdyby nie towarzycho i wręcz idealna okazja, żeby na "Harry'm" się znaleźć. Nie powiem, że film mi się nie podobał, bo to by było bluźnierstwo. Ale nie wiem... czegoś mi brakowało. Miałam wrażenie, że całość jest trochę monotonna i że ciągle powtarzany jest ten sam schemat: obozowisko - walka, obozowisko - walka, obozowisko... Mroczny klimat świetnie budował napięcie, jednak w pewnej chwili zreflektowałam się, że jakoś mi za ciemno, i przydałby się chociaż jeden jaskrawo-kolorowy element, chociażby po to, żeby wzrok mógł odpocząć od wiecznej ciemności. Co do pozytywów: sceny humorystyczne typu "wielość Harry'ch", taniec i jego ostateczne wymowa (bo początek to była rekcja typu "no nieeeee"), czy Ministerstwo + miny Ruperta (ale to już taki standard). No i opowieść o trzech braciach została zrobiona naprawdę genialnie (skojarzyło mi się to ze Strasznymi Dziećmi). Podsumowując. Ogólnie uważam, że film jest zrobiony dobrze, choć momentami trochę mi się nudziło. Nie wiem, z czego to wynikało... Może po prostu już z tego wyrosłam...? Sad Nie wiem. Tak, czy siak, do kina warto iść, co by wyrobić sobie własną opinię. A ja tymczasem czekam na II cz., bo chcę już zobaczyć końcówkę xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pią 18:14, 15 Lip 2011    Temat postu:

Skoro pisanie wrażeń po nowych Harrych tutaj stało się już niejako tradycją zbliżoną do pisania wrażeń ze spektakli, zabieram się za to niniejszym. Może kogoś to zainteresuje i przeczyta Wink

UWAGA, MNÓSTWO SPOILERÓW.

Czekałam na ten film od miesięcy. Na początku, kiedy pierwsza część "Insygniów" podsyciła mój głód, z mocno bijącym sercem i entuzjazmem nie do pohamowania, potem z coraz mniejszym zapałem, ale ciągle z niecierpliwością, a paradoksalnie im bliżej było premiery, tym to podekscytowanie we mnie malało. W zasadzie już tego nie czułam. Owszem, było mi smutnawo że to już ostatni "Potter," że później nie będzie już na co czekać poza może filmem na DVD, że pewna era w moim życiu kończy się bezpowrotnie właśnie w dniu premiery. Ale to była świadomość raczej spokojna, oderwana. Entuzjazm i pełna świadomość tego, co się dzieje, uderzyły mnie dopiero wczoraj w nocy, kiedy stałam pod kinem w oczekiwaniu na Goldi (w swojej starej jak świat koszulce z logiem Hogwartu), a obok mnie przemaszerował cały tabun poprzebieranych, rozświergotanych, głośnych fanów. Dopiero wtedy poczułam tę atmosferę i dopiero wtedy stwierdziłam: No, Dracze. To już. Koniec.

Dlatego teraz myślę, że ten ostatni film był czymś więcej niż tylko zakończeniem serii - on naprawdę zakończył pewien etap w moim życiu. Moje emocje odnośnie tego filmu potwierdziły to jednoznacznie. Harry dorósł, seria dorosła, franchise dorósł do tego epickiego zakończenia - i ja, przy tym wszystkim, też. Ale do rzeczy.

Jeśli miałabym znaleźć jedno słowo do opisania drugiej części "Insygniów," byłoby to zdecydowanie: epicki. A nawet EPICKI, dużymi literami. O ile "Książę Półkrwi" i część I DH były raczej klimatycznym interludium, wytwarzając narastający efekt grozy prowadzący do wielkiego finału, o tyle część II tym finałem JEST - i to jest od samego początku. Już od pierwszego ujęcia poczułam dreszcze na całym ciele: Hogwart wynurzający się groźnie z gęstej mgły, wokół nas unoszące się figury Dementorów, Snape obserwujący w ciszy idealne rzędy uczniów prowadzone do zamku jak armia. To robiło niesamowite wrażenie. A potem, cóż, potem jest jedno wielkie BUM rozpoczynające się od włamania do Gringotta (Helena Bonham-Carter po raz kolejny zabłysła i oglądanie jej grającej Hermionę grającą Bellatrix było nie lada frajdą) i trwającego potem właściwie cały czas, poprzez spektakularną ucieczkę na smoku, powrotu do Hogwartu i całą bitwę, która zajmuje (poważnie) jakieś dwie trzecie filmu. Cały ten finał to właściwie jedna wielka sekwencja akcji przerywana klimatycznymi momentami, które wspaniale budowały napięcie i nastrój oraz rozwijały bohaterów poprzez małe gesty, spojrzenia, słowa. Przez cały ten czas miałam dreszcze i siedziałam jak na szpilkach, czując się jak na jakimś szalonym rollercoasterze. Tu już nie ma miejsca na ciche, ponure, ciągnące się momenty zwątpienia, budowania klimatu, jak w "Księciu" i DH1, bo nawet, jeśli takie się zdarzają, są wręcz naelektryzowane napięciem i energią kipiącą pod spodem, czekającą na wybuch. Co więcej, wybuch, który daje nieopisaną, czystą satysfakcję.

Czytałam wcześniej o tym, że ten film złożony będzie głównie z bitwy o Hogwart i bałam się, że przez to stanie się nudnawy, monotonny (nie przepadam za niekończącymi się sekwencjami akcji). Ale na szczęście u steru był David Yates, który udowodnił, że poza genialnością w budowaniu klimatu potrafi niczym prawdziwy maestro operować wizualiami. Właśnie na tym się skupił, często zmieniając dosyć mocno sceny z książki, żeby lepiej się prezentowały na ekranie, i zrobił to z takim bezbłędnym wyczuciem, że film tylko na tym zyskał, a parę momentów uważam wręcz za lepiej rozwiązanych, niż w książce (o czym później). Podczas oglądania naprawdę czułam te sceny, czułam bohaterów, czułam - wszystko. I bawiłam się doskonale. Bo te sekwencje były nie tylko oryginalnie rozplanowane, świetnie nakręcone i zmontowane - były też rozrywkowe. Tak, właśnie rozrywkowe. Nie pozbawione humoru, pomimo całej ciężkości materiału, oraz przede wszystkim wywołujące dziecinną ekscytację. I trzymające w napięciu tak, jak powinny. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz bawiłam się tak dobrze w kinie i przeżywałam jakiś film tak mocno. Mogłabym tu zacząć wyliczać wszystkie genialne momenty z całego filmu, ale nie chcę wam psuć niespodzianki - najlepiej idźcie do kina i sami zobaczcie.

Wspomniałam już o momentach, które tylko zyskały na ekranizacji - walka Harry'ego z Voldemortem do takich należała. Została przedłużona, rozciągnięta, przeniesiona na parę innych płaszczyzn i przez to stała się dużo bardziej epicka i zajmująca. Zabicie Nagini przez Neville'a, zmontowane równolegle z pojedynkiem wymienionym wyżej, też prezentowało się niesamowicie. Pocałunek Rona i Hermiony w Komnacie Tajemnic, ucieczka przed ogniem w Pokoju Życzeń, konfrontacja Snape'a i McGonagall łącznie z ucieczką tego pierwszego... Wszystko to w filmie wydało mi się dużo bardziej znaczące i wyraziste, a jak nie bardziej, to przynajmniej tak samo mocno, w nieco inny sposób. Odstępstwa od książki zostały - znowu - w efekcie odnotowane, ale nie pod kątem "Co oni zrobili z tą sceną?!" ale raczej "Hm, to działa." A już najbardziej tyczy się to tego, jak Yates potraktował rodzinę Malfoyów całościowo i Dracona w szczególności. Brakowało mi takich momentów w książce, szczerze mówiąc - krótkiego, choć łamiącego serce momentu, w którym Lucjusz na pytanie Voldemorta "Jak możesz ze sobą żyć?" odpowiada cichym i załamanym "Nie wiem," wahania Dracona i jego rozmowy z Harrym w Pokoju Życzeń (w książce było, ale gra Feltona wniosła tu naprawdę mnóstwo dodatkowego znaczenia) no i przede wszystkim sceny na placu przed Hogwartem, kiedy Malfoy... ale to już za duży spoiler, musicie sami zobaczyć. Ostatnia sekwencja z całą trójką jest jak dla mnie po prostu mistrzostwem i pięknie pokazuje tę rodzinę, to, co jest dla nich ostatecznie najważniejsze i jak ta wojna tak naprawdę ich zmęczyła, ile ich kosztowała. Brakowało mi takiego podsumowania całej trójki w książce. Czy to wypacza ich charakter? Nie wydaje mi się. Po prostu uwydatnia coś, co w książkach było, ale zostało zepchnięte na dalszy plan przez inne wątki.

Wybaczcie, skupiłam się na Malfoyach, bo to moi ulubieni bohaterowie, ale wszyscy mieli genialne momenty, z Neville'em i Snape'em na czele. Scena śmierci Snape'a była... WOW. Intensywna i przerażająca. Jego wspomnienia za to zrobione przepięknie, w ulotnym, poetyckim, nieco może patetycznym i bardzo emocjonalnym klimacie, który może nie wyłożył wszystkiego łopatologicznie, ale wytworzył wspaniały nastrój i znowu zmusił nas do poczucia tej historii. W efekcie końcowe wnioski, które wraz z tym wspomnieniem spadły na głowę Harry'ego, uzyskały odpowiednio silną ekspozycję i znaczenie. Fani Snape'a nie powinni być zawiedzeni.

Nie znaczy to, że nie mam żadnych "ale," bo mam. Przede wszystkim, brakowało mi podkreślenia znaczenia peleryny-niewidki (ale przynajmniej reżyser przypomniał sobie o jej istnieniu) i tego, że jest jedną z trzech Insygniów Śmierci. To nie zostało w ogóle powiedziane. Wątek Lupina i Tonks też potraktowany został bardzo pobieżnie i w zasadzie nawet nie powiedziano, że mają dziecko, dopiero po ich śmierci Ted Lupin spadł na widzów właściwie znikąd (i też nie osobiście, tylko jako wzmianka). Śmierci niektórych bohaterów nie wzbudziły we mnie specjalnie silnych emocji, a tak raczej być nie powinno. No i zabrakło mi wyraźniejszej reakcji tłumu na wieść o śmierci Harry'ego, zresztą jego pożegnanie z Ronem i Hermioną (którego nie było w książce i może to i lepiej) wypadło bardzo... mało prawdziwie, za mało emocjonalnie. Było jeszcze parę wpadek, jak na przykład obecność Luny w zamku (skąd? Jak?), na które jednak można było przymknąć oko. Natomiast nie można było przymknąć oko na Epilog, ten nieszczęsny epilog, który już w książce raptownie popsuł mi klimat czytania (choć z czasem nieco się z nim oswoiłam) i który po prostu zamordował pięknie zbudowaną atmosferę filmu. Nie powinniśmy wybuchać śmiechem po takich dramatycznych wydarzeniach, a jednak cała sala kinowa zaczęła się weselić na widok "dorosłych" bohaterów, z czego każde pojawienie się kogoś nowego witane było kolejną salwą wesołości. Może zadziałała adrenalina i te wszystkie emocje połączone z wczesną porą drugiej nad ranem, ale... Nie, stanowczo mi się to nie podobało. Charakteryzatorzy nie popisali się i oglądając bohaterów 19 lat później, miałam przykre wrażenie, że to już nie są bohaterowie wojenni, tylko sterani życiem i normalną codziennością, starzy bohaterowie, cienie samych siebie, z brzuszkami, niezadbani, znudzeni, nawet nie szczęśliwi, być może nawet na granicy rozwodu (... Ginny). Gdyby zamknąć film ostatnią klatką z Hogwartu, byłoby idealnie, a tak... cóż. Nic z tym nie zrobimy. Przynajmniej znajoma muzyka Johna Williamsa przywołała trochę nostalgii.

No i cóż, to by chyba było tyle. Z czysto technicznych rzeczy - montaż był niesamowity, tempo utrzymane pięknie, muzyka - cudowna i wywołująca dreszcze. Świetnie zostały użyte efekty specjalne, komponowały się naturalnie w tło i nie wybijały do przodu, podkreślając i uzupełniając, nigdy nie przyciemniając fabuły. Aktorstwo na tak samo świetnym poziomie, jak w dwóch ostatnich częściach. Scenariusz zgrabny i - pomimo wymienionych wyżej wpadek - sensowny, spójny. Powiedziałabym, że idealne podsumowanie i zakończenie sagi, która dla całych milionów ludzi na całym świecie stała się czymś o wiele więcej, niż tylko serią książek.

Pokolenie Harry'ego Pottera. Podoba mi się to określenie i z dumą zaliczam się do tego grona. Pokolenie Harry'ego Pottera dorosło i być może skończyło tę piękną przygodę, ale to nic. Bo te wszystkie wspomnienia dalej będą w nas żyły, dalej będą wywoływać w nas uśmiech. A ja dalej będę wracać do tego pięknego świata, który nawet teraz wywołuje we mnie niesamowitą tęsknotę i który wniósł tyle autentycznej magii do mojego życia.

I na tym etapie przestanę, zanim zrobi się tu zbyt nostalgicznie i wylewnie.

To była piękna przejażdżka. Dzięki, J.K.


Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Pią 18:32, 15 Lip 2011, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Kultura i rozrywka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5
Strona 5 z 5

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1