Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Les Miserables - Nędznicy
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 20, 21, 22  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Musicale
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Śro 15:29, 09 Cze 2010    Temat postu:

Właśnie sobie obejrzałam i jestem w lekkim szoku - panowie rewolucjoniści naprawdę porządnie brzmią! Spodziewałam się znowu czegoś w stylu osławionych już romowych Five Lines, a tu proszę bardzo... Jak będą tak śpiewać na spektaklach, to naprawdę nie mam nic przeciwko.

Poza tym, na stronie Romy są już sylwetki artystów występujących w Les Mis i zdjęcia z pierwszych prób. Widać na nich m.in. Marcina Tafejko Smile

Powoli zmienia mi się stosunek do tej produkcji i jakaś nadzieja wstępuje w serce. Ba, nawet pewna niecierpliwość. Nie mogę się powoli doczekać pana Inspektora, tym bardziej, że dopiero teraz bliżej zapoznaję się z całym musicalem, a im więcej poznaję, w tym większe uwielbienie wpadam. Oby tego nie zepsuć, choć podobno akurat "Les Mis się nie da zepsuć"... Trzymam za słowo Wink

Na stronie Romy jest też napisane, że trwają już prace nad płytą ze spektaklu, która ma wyjść równocześnie z premierą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Czw 19:54, 17 Cze 2010    Temat postu:

Chwilowo nie o wersji "romskiej". [link widoczny dla zalogowanych] wersji paryskiej (po angielsku xD)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 15:28, 21 Cze 2010    Temat postu:

A tu trailer wersji londyńskiej, całkiem fajny, chociaż piskliwie brzmiący Mariusz czy czarnoskóra Eponine nieco... zaskakują.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pon 15:33, 21 Cze 2010    Temat postu:

Ten trailer to jest ten sam, który linkowałam do wersji paryskiej. Czyli wygląda na to, że wersja paryska nie jest wersją paryską, tylko "przyjechaną" z Anglii wersją londyńską. Teraz to w sumie logiczne, czemu śpiewają po angielsku (z francuskimi napisami)...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 15:37, 21 Cze 2010    Temat postu:

A mi się po prostu wydaje, że Paryżanom nie chciało się zrobić swojego zwiastuna i po prostu wykorzystali ten, który zrobił West End z okazji 25-lecia tamtejszych "Nędzników," nawet widnieje tam informacja o tym jubileuszu Smile W końcu promuje się ten sam spektakl, a jeśli to replika, to kto tam będzie patrzył, czy aktorzy francuscy, czy nie Razz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pon 19:01, 21 Cze 2010    Temat postu:

Draco Maleficium napisał:
A mi się po prostu wydaje, że Paryżanom nie chciało się zrobić swojego zwiastuna i po prostu wykorzystali ten, który zrobił West End z okazji 25-lecia tamtejszych "Nędzników," nawet widnieje tam informacja o tym jubileuszu Smile W końcu promuje się ten sam spektakl, a jeśli to replika, to kto tam będzie patrzył, czy aktorzy francuscy, czy nie Razz


Po małym śledztwie doszłam do mądrego i wyszukanego wniosku, iż trailer promuje wersję 25th Anniversary, czyli tę, która właśnie jeździ po Europie i która zawita w Londynie na 22 spektakle (oddzielnie od stałej wersji, która w Londynie obecnie urzęduje). Tak więc, wynika z tego, że trailer jest zwiastunem wersji urzędującej chwilowo w Paryżu i jednocześnie angielskiej, bo jest to ta sama wersja - mówię o tej 25th Anniversary (Original London Production to inny spektakl). O [link widoczny dla zalogowanych] to ładnie widać: inny trailer z jubileuszowego koncertu, inny z jubileuszowej wersji spektaklu i inny ze stałej wersji OLP.

Obsada objazdówki prezentuje się bardzo ciekawie... chyba się skuszę, mimo tego, że za LesMis nie przepadam Embarassed


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Pon 19:04, 21 Cze 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 21:09, 21 Cze 2010    Temat postu:

To ja mam teraz dylemat, na kiedy celować w wycieczkę na West End - żeby zobaczyć Earla Carpentera w roli Javerta, tylko o tyle proszę...

(Earl śpiewa "Stars")

Swoją drogą, koncert na 25-tą rocznicę zapowiada się ciekawie, z jednym z Jonas Brothers jako Mariusem...

Z domowego poletka - na zapowiadanej płycie z "Nędzników" ma podobno zabraknąć "Come to me" i "Confrontation," jednych z najpiękniejszych w moim mniemaniu utworów. *rwie włosy z głowy i wali nią w biurko*
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Śro 12:13, 23 Cze 2010    Temat postu:

Karolinade z forum TW wkleiła listę utworów, które mają się znaleźć na płycie (ta informacja pochodzi podobno od Edyty Krzemień):

1. Uwertura/schyl kark /work song/
2. Kiedy kończy się dzień (skrócone) /at the day of the day/
3. Wyśniłam sen /I dreamed a dream/
4. Miłe panie /lovely ladies/
5. Kim mam być /who am I/
6. Zamek pośród chmur /castle on a cloud/
7. Kramu tego król /master of the house/
8. Gwiazdy /stars/
9. Słuchaj kiedy śpiewa lud /do you hear the people sing/
10. Z biegiem lat /in my life/
11. Jest w sercu mym /heart full of love/
12. Jeszcze dzień /one day more/
13. Sama wciąż /on my own/
14. To tylko pada deszcz / a little fall of rain/
15. Pijmy więc /drink with me/
16. Daj mu żyć /bring him home/
17. Samobójstwo Javerta /Javert's suicide soliloque/
18. Płynie, płynie tylko czas /turning/
19. Pusty stół i puste krzesła /empty chairs and empty tables/
20. Finał /finale/

... Schyliłam kark XD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pon 12:28, 19 Lip 2010    Temat postu:

...jakem Draculinie obiecała, tak też'em robię. Voilà Smile)

4 lipca udało mi się wybrać na przedostatni w Paryżu spektakl 25-rocznicowego tournée "Les Miserables".
Idąc na spektakl, kojarzyłam tylko cztery osoby. Zależało mi na dwóch, z których trafiłam na jedną... Obejrzenie Carpentera w roli Javerta niestety nie było mi dane - poza tym obsada właściwie w całości pierwsza (zamiast Earla Carpentera - David Lawrence i zamiast Jona Robynsa w roli Enjorlasa wystąpił Owain Williams). Miejsca trzeciostrefowe, które udało nam się dostać, były dość słabe (nie było widać 1/3 sceny), ale na szczęście dużo miejsc było wolnych, w związku z czym z miejsc lekko-bocznych udało nam się przenieść właściwie na środek. Tak, że całą scenę było widać bardzo dobrze, choć ciut daleko. ([link widoczny dla zalogowanych], [link widoczny dla zalogowanych]).
Za "Nędznikami" tak ogólnie nie przepadam - co powtarzam często i gęsto - w związku z tym nie spodziewałam się, że nagle zapałam do nich wielką miłością. I faktycznie - nie zapałałam. Jednak po tym, co zobaczyłam, jestem PEWNA że to wina tylko i wyłącznie takiego, a nie innego materiału, bo wykonanie było w każdym calu perfekcyjne.
Pierwsze, co rzuca się w oczy, to nowoczesność i swego rodzaju "świeżość". Widać, że jest to wersja unowocześniona, jednak nie na zasadzie wsadzania latających spodków, czy burdelowych kanap zupełnie od czapy, na środek sceny. W zasadzie ciężko nawet wytłumaczyć, czemu jest to tak widoczne... Po prostu się czuje i już. Bardzo duży wkład w cały spektakl mają animacje. I tutaj śmiało mogę powiedzieć, że były to najlepsze teatralne animacje, jakie dane mi było widzieć. Przez dużą część spektaklu, służyły za wypełniacz tła, ukazując miasto, czasami powodowały ładne przejście między poszczególnymi scenami, a parę razy skutecznie (i efektownie!) zastępowały scenografię. Dodawały klimatu i bajkowości, jednocześnie dodając nieco autentyczności i "efekciaryzmu". [SPOILER!] Np. w scenie, kiedy JV niesie Mariusza przez kanały - początkowo widzimy pustą scenę i w tle animacja: tunel ukazany tak, jakbyśmy sami nim szli (widoczne są tylko oświetlone ściany, w środku pustka i ciemność). I nagle z tej ciemności wyłania się JV z Mariuszem. Idą tak chwilę po to, żeby za chwilę "akcja" została ukazana z boku: widzimy obu mężczyzn z profilu idących wśród oświetlonej ściany tunelu - brzmi banalnie, ale robiło naprawdę taki efekt, że można było poczuć ciarki. Jedynym momentem, w którym moim zdaniem przesadzono z animacjami, była śmierć Javerta - tu już dało się odczuć lekki kicz... A nawet może nie tyle kicz, co bajkowość, której (wcześniej zawsze odpowiednio wymierzonej) tutaj było już za dużo. Jednak sam pomysł rozwiązania tej sceny bardzo mi się podobał, mimo tego że zauważyłam to, czego widzieć nie powinnam i domyśliłam się jak rozwiążą całość. ...czasami wolałabym, żeby linki były mniej widoczne Smile) [SPOILER END]
Wracając do sedna: animacje były naprawdę genialne, ale gdyby nie scenografia, wizualizacje nic by nie zdziałały. Z oczywistych faktów, dekoracje nie mogły być przesadnie duże, a jednak były naprawdę efektowne (piorunujący moment, kiedy Eponine po "On my own" odwraca się i w ciemności dostrzega wyłaniającą się barykadę). Efekty pirotechniczne też zrobiły swoje, aczkolwiek nie były przytłaczające i nie dawały poczucia, że zostały wsadzone tylko po to, żeby było efektownie (choć tak w istocie było). Nie dało się zauważyć żadnego "cięcia kosztów", czy rezygnowania z czegokolwiek w celu ułatwienia transportu. Całość pięknie się komponowała z kostiumami, animacjami, światłami i wszystkim. Ciężko nazwać to "skromnością", bo porównując do naszych produkcji, to co było tam skromne na pewno nie jest, ale nie miało się wrażenia żadnego przytłoczenia. Tak naprawdę, w całej swojej efektowności i autentyczności, scenografia zdawała się być niezauważalna. Nie odciągała uwagi od wykonawców, nie miała za zadanie nikogo zszokować, ani zachwycić - po prostu była, wypełniała tło i ułatwiała aktorom (i widowni) wczucie się w klimat. Niby nic, a jednak... Kolejnym plusem były bardzo szybkie i wręcz niezauważalne zmiany między scenami. Wszystko było bardzo płynne, naturalne i nie sprawiało wrażenia oderwania i izolacji poszczególnych scen, mimo tego, że przecież akcja dzieje się w różnym czasie.
Wraz z unowocześnieniem wizualnym spektaklu, przyszły też nowe aranżacje. I tutaj znowu - nie były na siłę zaskakujące ani nowoczesne. Dawały poczucie miłej świeżości i oderwania widza od myśli "oglądam spektakl, który powstał ćwierć wieku temu". ...i tym sposobem powoli zaczynamy dochodzić do wykonawców, gdyż nie sposób nie wspomnieć o chórach. ...O MAMO! To co tam usłyszałam, to po prostu ciary i nic więcej. I nie zamierzam wnikać w to, ile było puszczane z płyty, a ile śpiewane na żywo... Robiło to tak piorunujące wrażenie, że siedziałam wbita w fotel i bałam się poruszyć, jednocześnie mając wrażenie, że słyszę każdego z osobna - zarówno JV w pierwszym rzędzie, jak i prostytutkę w ostatnim. ...I tutaj kolejny podziw dla ludzi zajmujących się stroną techniczną - nie było zupełnie nic, co mogłoby oderwać widza od tego, co widzi na scenie. Żadnego szmeru, żadnego przerywającego mikroportu - odbiór idealny. Nagłośnienie było dość głośne, ale wyraźne.

I znowu wracając do odtwórców:
- Jean Valjean (John Owen-Jones) - tak. Wiedziałam, że znany, wiedziałam, że dobry, ale tego, co zobaczyłam w życiu bym się nie spodziewała. Grał naprawdę świetnie. Jego JV był bardziej ciepły, niż zły. Sceny z małą Cosette grał tak, że miało się ochotę podbiec do niego, żeby przytulił. Patrząc na niego, człowiek wybaczał mu wszystko, co zrobił jeszcze jako „zły”. Jeśli chodzi o śpiew... nie jestem w stanie tego należycie opisać. Nikt mnie NIGDY tak nie wbił w fotel. A "What have I done?" to już po prostu totalny odlot. Naprawdę było słychać, że się wyróżnia z tłumu (mimo tego, że to West End - tam wszyscy są świetni...) i śpiewał po prostu nieziemsko. Usłyszenie GO na żywo, było naprawdę czymś niesamowitym i żadne najlepsze nagranie nie jest w stanie oddać tego choćby w 20%. Należały mu się ogromne owacje i takie też dostał. Podczas wszystkich gór, jakie w danym momencie ciągnął, dało się odczuć na widowni totalne osłupienie, po to, żeby po chwili cała widownia wybuchła istnym szałem. Naprawdę coś niesamowitego. Każdy kolejny jego utwór, przyprawiał widzów o większe ciary i większe owacje. ..mogłabym tak jeszcze godzinami, więc zakończę: największy wymiatacz spektaklu. <wyznała swoje i idzie zasypywać się nagraniami, wzdychając sobie po cichu>
- Javert (David Lawrence) - tak jak już pisałam, obejrzeć Carpentera nie było mi dane (szkoda), ale naprawdę starałam się nie "strzelać focha" i oceniać Pana Zmiennika obiektywnie (o ile można mówić o "obiektywności" w wyrażaniu własnej opinii). I w zasadzie tak naprawdę nie mam do niego żadnych zastrzeżeń, poza jednym: nie było go widać. Śpiewał bardzo dobrze, i grał również dobrze (jak już na niego patrzyłam), a jednak ginął gdzieś w tłumie i nie zwracał na siebie zbytniej uwagi. ...i właśnie to jest to, co najbardziej mnie nurtuje w przypadku Carpentera - ciągle się zastanawiam, czy z nim też byłoby tak, że zostałby totalnie przyćmiony przez JOJ'a. No nic, nie dowiem się.
- Marius (Gareth Gates) - tak, tak. To ten sam pan, który jest znany z brytyjskiego idola (a przynajmniej ja już go kojarzyłam wcześniej). I tak jak jest z wieloma tego typu przypadkami - pan nie zachwycił, a nawet był dość przeciętny. Grał dobrze, ale nie wyróżniał się zbytnio z tłumu. Jak dla mnie był za słodki. Facet powinien być facetem. Jeśli romantyczny, to dobrze, ale Marius w tym wydaniu był już zbyt przesłodzony. O dziwo, ze śpiewem wcale nie było lepiej.... Fakt, "Empty chairs" zaśpiewał ładnie (no dobra, znam lepsze wykonania, ale naprawdę było bardzo dobrze), jednak reszta wstawek wokalnych była dość średnia. W paru miejscach przechodził prawie w falset i brzmiało to średnio. Po prostu widać było, że sprawia mu to trudność i że ma problemy, żeby to wyciągnąć. Paradoksalnie wszystkie góry w „Empty chairs…” wyciągnął dobrze. Nie był zły, ale wokalnie chyba spodziewałam się więcej. …i mówimy „NIE!” przesłodzonym Mariusom!!!
- Eponine (Rosalind James) - tę panią przez przypadek widziałam już wcześniej we francuskiej telewizji, śpiewającą "On my own". I wtedy w ogóle nie przypadła mi gustu, nawet nie tyle śpiewem, co grą (czy raczej interpretacją). Na spektaklu, przy obejrzeniu całej jej kreacji, zyskała bardzo dużo. Jej Eponine była prostą, zakochaną dziewczyną, która jest zła na to, że nie może być z mężczyzną którego kocha. Na co dzień jednak tego nie pokazuje i stara się pomagać ukochanemu i jego wybrance, jak może. W każdej scenie, zarówno z Cosette jak i samym Mariusem, Eponine jest spokojna, nie obwinia nikogo za tę sytuację. Robi wszystko, żeby po prostu być blisko Mariusa, chociaż zdaje sobie sprawę z przebiegu sytuacji. Wybucha dopiero podczas "On my own", kiedy jest sama i może wykrztusić z siebie wszystko, co jej leży na serduchu. Całościowo jej Eponina bardzo przypadła mi do gustu: była zarówno zadziorna, jak i słodka. Miała też w sobie dużo wdzięku. No i naprawdę ślicznie śpiewała...
- Pani Therardier (Lynne Wilmot) – absolutnie bezbłędna: wyglądowo, aktorsko, wokalnie… Cały czas było ją widać, rzucała się w oczy, bawiła widownię do łez i zdecydowanie przyćmiła swojego męża naturalnością i „wrodzono-spontaniczną” zabawnością. Genialna, i tyle.
- Pan Therardier (Ashley Artus) – no więc właśnie. Niby był zabawny, ale sprawiało to wrażenie raczej wyreżyserowanej zabawności, a nie naturalnego wdzięku. Widać było, że pan gra to samo po raz któryś, a nie że zachowuje się tak, bo taki jest. Był w porządku, ale przy przystawieniu go do żony, tracił bardzo wiele. Chwilami kojarzył mi się z Not-Dead-Fredem ze Spamalotu, tyle że w tamtym wypadku przerysowanie jest celowe...
- Fantine (Madalena Alberto) – ogólnie nie przepadam za tą postacią, ale ta pani bardzo dobrze sobie z nią poradziła. Grała przekonująco i wzruszająco, i - co najważniejsze – moment śmierci nie wyszedł śmiesznie. Jeśli chodzi o wokal, to nie za bardzo podobała mi się barwa głosu i sposób śpiewania tej pani, ale naprawdę robiło to wrażenie i nie przeszkodziło w tym, żeby powiedzieć "WOW" od czasu do czasu. Ogólnie bardzo na plus.
- Cosette (Katie Hall) – może nie przyćmiewała reszty obsady i nie przyciągała całej uwagi swoją osobą, ale jej Cosette była słodka, urocza i chciało się na nią patrzeć. I słuchać też. Śpiewała po prostu prześlicznie… Jakoś tak delikatnie i jakby…ulotnie? No ślicznie. Bardzo mi się podobała.
- Enjorlas (Owain Williams) – no… szczerze mówiąc przez większość scen z jego udziałem go nie zauważałam, albo się głowiłam nad tym, który to on. Tak, że aktorsko ciężko mi cokolwiek o nim powiedzieć. Wokalnie był dobry – to akurat rzuciło mi się w ucho.
Osobą, która wymiotła najbardziej, zaraz po JV, był…Gavroche (Toby Prynne). Jego kreacja, to po prostu perełka, która mnie powaliła do łez – zarówno ze śmiechu, jak i ze wzruszenia. Słodki, mały zbój, który zarządza wszystkimi i rozstawia po kątach facetów pięć razy większych od niego. Był po prostu przegenialny i bardzo chciałabym go zobaczyć w jakimś innym spektaklu typu, np. „Oliver!” bo jestem pewna, że powaliłby całą widownię. Od chwili jego pierwszego wyjścia na scenę jestem w stanie stać się jego kwiczącym fangirlem i wypiskiwać peany pochwalne na jego cześć.

Podsumowując. Nie będę ukrywać, że były momenty, kiedy lekko się nudziłam. No niestety, ta muzyka i historia nie porywa mnie na tyle, żebym oglądała to z zapartym tchem przez bite trzy godziny. II akt przeleciał zdecydowanie szybciej, pewnie dlatego, że dużo więcej się działo. Mimo wszystko, bardzo się cieszę, że jednak zdecydowałam się w końcu pójść na ten spektakl. Było warto chociażby dla paru głosów i zobaczenia tak świetnie przygotowanej produkcji. A poza tym… co się napłakałam, to moje, a gdzie jak gdzie, ale w „Nędznikach” jest gdzie płakać Wink Naprawdę, to zdecydowanie nie było zmarnowane popołudnie i strasznie żałuję, że nie mogę obejrzeć oryginalnej londyńskiej wersji, bo bardzo chciałabym porównać nową ze starą. …a tymczasem z niecierpliwością czekam na płytę, bo zapowiada się świetnie. Oby tylko było to wydanie pełne…

Małe demo:
”On my own” – Rosalind James
”Empty chairs and empty tables” – Gareth Gates
”Bring him Home” – John Owen-Jones

...i w tej chwili totalnie nie wyobrażam sobie romowych Nędzarzy… I nie wiem, czy chcę to oglądać… Od początku nie jestem nastawiona do tej produkcji zbyt dobrze, a w tej chwili Roma naprawdę musiałaby zrobić świetny spektakl, żeby być w stanie mnie poruszyć. No nic, zobaczymy.


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Wto 11:47, 24 Sie 2010, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 13:27, 19 Lip 2010    Temat postu:

UWAGA, SPOILER!Dzięki Ci wielgachne, dobra kobieto! Mogłabym Cię prosić o bardziej szczegółowe opisanie samobójstwa pana Inspektora? Szalenie jestem ciekawa, co też oni mogli zmienić w prostej przecież scenie skakania z mostu... Wink

Dla porównania:
Javerts Selbstmord z wersji berlińskiej, w wykonaniu totalnie awesomatycznego Christiana Mullera, który jest moim najulubieńszym Inspektorem z całego, bogatego asortymentu jutuba; facet w każdej scenie jest po prostu przeboski i ja chcę cały spektakl z nim! *___________* Tutaj absolutnie kocham jego wzdragania się, nerwowe zapinanie płaszcza, konwulsyjne, gwałtowne ruchy dłoni i w ogóle całą grę. Stanowczo chcę więcej tego pana jako Javerta, jest po prostu *omójtypanie*! *fangirlowy pisk*

... przepraszam za tę dygresję, musiałam Wink Tak więc, no. Jak to nowe skakanie do rzeki ma się do tradycyjnego?

KONIEC SPOILERA

To jak już zaczęłam linkować, pozwólcie, że zanurzę się bardziej w dygresję i podzielę się jeszcze dwiema perełkami:

Aresztowanie Fantyny - zwróćcie uwagę, jak wyciera rękę o płaszcz po dotknięciu prostytutki!
Inspektor na barykadzie - z chwilą, kiedy Gavroche, śpiewając, siada na krześle obok Javerta, a ten odsuwa się od niego minimalnie... Ach, wspaniałość interakcji między bohaterami.

I już się zamykam.


Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Pon 13:47, 19 Lip 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Musicale Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 9, 10, 11 ... 20, 21, 22  Następny
Strona 10 z 22

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1