Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Film
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Kultura i rozrywka
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Satka



Dołączył: 16 Lip 2008
Posty: 249
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pią 20:58, 20 Lis 2009    Temat postu:

Byłam dzisiaj na "Księżycu w nowiu", czyli drugiej części Zmierzchu, jeśli ostał się ktoś, kto uchronił się przed tą wiedzą Razz. W kinie tłumy pięć razy większe niż w styczniu, rozentuzjazmowane mamuśki i miniaturowe córki okupujące kasę celem zakupienia biletów na czwarty seans dzisiejszego dnia... Słowem: premiera Razz.
Pierwsza część wydała mi się całkiem urzekająca. Nic głębokiego ani porywającego, ale można obejrzeć - fajne kolory, fajna muzyka, generalnie jedna fajność. Optymistycznie nastawiona byłam do KwN, że pociachają to znowu logicznie i sklecą w scenariusz. Nic z tego. Męczarnia, nuda, niedorobione próby aktorstwa, parę zabawnych tekstów, Bella jako zombie, które zawsze obrywa głazem w głowicę, przykra charakteryzacja i cała reszta równie interesująca. Brawa dla wilkołaków, Charliego i "Aro". To moi bohaterowie Razz
Za to Edward, odgrywany przez beznadziejnie lamentującego i owianego aurą emo cierpienia Pattinsona, oraz Bella, której upośledzona mimika idzie w parze z aktorstwem, są siebie absolutnie warci. Totalna przeciętniacha, a do tego nawet najstarsze wampiry nie pamiętają, żeby ich potężne talenta nie dały rady odczytać czyichś myśli, jak w przypadku Pięknej Swan. Meyer sama pogrążyła się tym motywem :]


Ostatnio zmieniony przez Satka dnia Sob 15:55, 21 Lis 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Findurka
KMTM


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Pon 0:42, 30 Lis 2009    Temat postu:

Ostatnio trudno mi się zmusić, żeby przysiąść i coś obejrzeć, ale zrobiłam wyjątek dla Mechanicznej pomarańczy. Gene Kelly raczej nie byłby zachwycony sposobem wykorzystania Deszczowej piosenki. Wink Film Stanleya Kubricka jest historią Alexa, nastolatka z nie takiej znowu dalekiej przyszłości (może już teraźniejszości, kto wie; film jest z lat 70.), który wieczory spędza wraz z kumplami w Barze Mlecznym Korova, albo włócząc się po mieście w poszukiwaniu ofiary, którą można by skatować. Całość w tematyce wolności wyboru, kary za wyrządzone zło i wpływu Beethovena na zdeprawowaną młodzież Wink Pierwszą rzeczą, która mnie w filmie urzekła, jest absolutne przerysowanie postaci, tu szczególnie uwielbiam kierownika więzienia. Sam Aleks to zło wcielone i nie przeszkadzał mi nawet fakt, że opanował tylko jeden psychopatyczny wyraz twarzy. Najbardziej jednak podobały mi się aranżacje wnętrz; wystrój batu mlecznego Korova czy rzeźba w pokoju Alexa (4 tańczących, nagich fajansowych Jezusów) tworzyły niesamowity klimat, kwintesencję braku moralności i skrupułów, którą aż się czuje w powietrzu. Jestem zdegustowana, obrzydzona, ale przede wszystkim zachwycona.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pon 22:44, 30 Lis 2009    Temat postu:

Wczoraj obejrzałam "Elizabeth: Złoty Wiek". Ciężko mi porównywać ten film do pierwszej części, bo tę oglądałam dość dawno i nie pamiętam wszystkiego tak dokładnie. Tak, że bez porównywania: film bardzo mi się podobał, zarówno pod względem aktorskim jak i wizualnym. Wprawdzie w scenach na morzu było widać zaangażowanie efektów specjalnych, jednak nie raziło to specjalnie. Kostiumy w tym filmie są po prostu prześliczne (Ajjj. Uwielbiam szesnastowieczną Anglię!). W zasadzie jedyne, co trochę mi przeszkadzało, to lekki nadmiar patosu w ostatnich scenach. A tak poza tym wszystko bardzo mi się podobało...a najbardziej to, że dzisiaj na historii miałam dokładnie tę samą tematykę i chociaż raz mogłam udawać, że jestem mądra. xD

Kolejnym filmem, który obejrzałam jest "Lektor". Nie nastawiałam się na nie wiadomo co i się nie zawiodłam. Szczerze mówiąc ciężko mi w tej chwili coś sensownego o nim powiedzieć.. Chyba muszę sobie to trochę przemyśleć - jak dojdę do mądrych wniosków to co dopiszę. Jeśli chodzi o aktorów to Kate Winslet i Ralph Fiennes jak zawsze bardzo dobrzy. Jednak najlepszy moim zdaniem był David Kross w roli młodszego Michaela. Aż ciężko uwierzyć, że to prawie jego debiut! reszta mądrych wniosków kiedy indziej...

No i ostatni film, który obejrzałam przed chwilą, a mianowicie "Dwunastu gniewnych ludzi". Jest to produkcja z 1957, film czarno-biały, zero efektów specjalnych. Młody chłopak zostaje oskarżony o morderstwo ojca, grozi mu śmierć przez krzesło. Ława przysięgłych musi wydać werdykt - sprawa wydaje się być przesądzona. I tu zaczyna się film. Akcja dzieje się tylko i wyłącznie w małej sali, gdzie przysięgli dyskutują na temat tej sprawy. Warunek jest jeden - wszyscy muszą być zgodni. Cały film polega na dyskusji, odnajdowaniu nowych faktów, spostrzeżeń. Z pewnością jest to jeden z najlepszych filmów jakie widziałam, o ile nie najlepszy. To jest niesamowite, że bez żadnych efektów, czy czegokolwiek innego, film czarno-biały (za którymi nie przepadam) potrafi tak wciągnąć. Ani przez sekundę się nie nudziłam, mimo tego, że końcówkę raczej łatwo przewidzieć i nasuwa się w pierwszych minutach filmu. Naprawdę, BARDZO polecam!
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Wto 11:17, 01 Gru 2009    Temat postu:

Z filmów, które ostatnio widziałam, zdecydowanie nie polecam "2012" - szumny obraz o końcu świata rzeczywiście powala niekiedy efektami specjalnymi i scenami masowej zagłady, które naprawdę robią wrażenie, jednak te sceny są tylko wyjątkami i jedynymi jaśniejszymi elementami filmu, który poza tym aż ocieka amerykańskim patosem, heroizmem i tym wszystkim, co znamy i, ekhym, niekoniecznie kochamy w filmach rodem z Hollywood. Ucieczki w ostatnim momencie, nielogiczne rozwiązania, bohaterowie, którzy nic nie wnoszą do historii i których losy ogląda się obojętnie, przeładowanie pompatyczności... Nie-eee. Najbardziej podobały mi się z tego wszystkiego komentarze babć siedzących za mną XD

"Coco chanel" - tu już całkiem inna historia. Love story oparte na dziejach rewolucyjnej kobiety, którą znają wszyscy, chociażby przez słynne perfumy sygnowane jej marką. W roli tytułowej świetna Audrey Toutou. Film uroczy, wzruszający, dotkliwy, z urzekającą muzyką... bardzo miłe.

Dziś wieczór albo jutro w południe zabieram się za Lektora, bardzo jestem ciekawa Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Findurka
KMTM


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 12:47, 01 Gru 2009    Temat postu:

Mechaniczna pomarańcza skłoniła mnie do sięgnięcia po musicalową klasykę w postaci Deszczowej piosenki. W skrócie: sympatyczna fabuła, przewidywalna akcja (i nie poczytuję tego za minus), kilka chwytliwych piosenek w starym stylu (Make them laugh, Good morning, czy chociażby przesłynne Singing in the rain) i mnóstwo strasznie intensywnych układów stepowanych. Very Happy Oglądało mi się przyjemniej niż wiele współczesnych komedii romantycznych. (fragmenty układu z "Tańczącego jeźdźca" jako żywo kojarzyły się z Frankowym sądem)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Czw 17:11, 03 Gru 2009    Temat postu:

Widziałam dzisiaj "Lektora". Piękny film, dotykający ważnych kwestii. Polecam stanowczo.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 13:10, 28 Gru 2009    Temat postu:

Post pod postem, ale wybaczcie, muszę Very Happy

Lećcie ile sił w nogach do kina na "Avatar"! Miałam tę okazję obejrzeć go w Święta i zaprawdę powiadam wam, dawno tak świetnego filmu nie widziałam - takiego, co to by mnie porwał, zaparł mi dech w piersiach, wzruszył i jednocześnie przeniósł w jakiś inny, daleki, piękny wymiar duchowy - zarówno pięknem wizualnym, jak i ładunkiem emocjonalnym. "Avatar" jest pięknym filmem i to słowo opisuje go najlepiej, bo wszystko tu jest piękne: krajobrazy, kolory, zdjęcia, ale i fabuła, myśl przewodnia, przesłanie, nawet sceny bitew. Film trwa prawie 3 godziny (jak to u Camerona, w końcu twórca "Titanica," to do czegoś zobowiązuje), ale wart jest każdej minuty spędzonej w kinie. My oglądaliśmy go jeszcze w 3D, więc wrażenia były podwójnie natężone.

Historia to właściwie taka "Pocahontas," tyle, że o wiele bardziej brutalna i dosadna. Mamy planetę Pandora, którą zamieszkuje pewne humanoidalne plemię żyjące w całkowitej harmonii z otaczającą je naturą. Traf chciał, że na tę planetę przybywają ludzie szukający schronienia i bogactw, których na Ziemi zaczyna brakować. Drużyna naukowców i wojskowych próbuje nawiązać kontakt z miejscową ludnością i ewentualnie przepędzić ich, gdyż wioska tubylców leży dokładnie w miejscu bardzo bogatych złóż cennego dla ludzi minerału. Naukowcy ziemscy opracowali sposób, dzięki któremu mogli wchodzić w kontakty z plemieniem Na'vi - udało im się stworzyć ciała podobne tamtym, do których przeniesiono umysły ochotników, gdy ci znajdowali się w stanie uśpienia. Jeden z tych ochotników, wybrany do ochrony ze względu na swoją przeszłość w marines, zwraca na siebie uwagę Na'vi...

Piękna historia miłosna z mnóstwem wybuchów, fajerwerków, świszczących strzał, ale też niesamowitych obrazów, zapierającej dech w piersiach fantazji i smutnej refleksji nad tym, kim są ludzie - i kim być może chcieliby, mogliby się stać, gdyby tylko udało im się opanować. Nostalgicznie za koncepcją stanu naturalnego i pierwotnej niewinności oraz smutna wizja zagłady tychże. Łezka się w oku kręciła nie raz, a obrazy z tego filmu jeszcze na długo zostaną mi w pamięci. Zdecydowanie i stanowczo polecam.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Śro 0:34, 30 Gru 2009    Temat postu:

W ciągu tych paru wolnych dni udało mi się obejrzeć parę filmów. Właściwie to całkiem sporo. Nie będę się rozwodzić, postaram się skrótowo.

"Angielski pacjent" - film, który wpadł w moje łapki tylko i wyłącznie ze względu na Ralpha Fiennesa, który swoją drogą zagrał świetnie. Ogólnie mi się podobało, chociaż nie żebym nie mogła się oderwać. Myślę, że to nie jest film do wielokrotnego oglądania... Za jakiś czas może do niego wrócę.

"Dom zły" - dość mroczny, pokazujący "zasady" panujące w Polsce kilkadziesiąt lat temu. Do tego jest to bardzo specyficzna produkcja, przypominająca bardziej teatr telewizji. Widziałam wcześniej jedną sztukę tego reżysera ("Kuracja" - polecam! obejrzeć można TU) i od razu wyczuwało się, że ta sama osoba była odpowiedzialna za obie te produkcje klimat. Sposób w jaki cała historia jest ukazana, a także klimat (głównie muzyka i montaż) jest bardzo specyficzny i oryginalny. Film zdecydowanie godny polecenia.

"Amelia" - jako, że już jakiś czas temu zakochałam się w soundtracku i ogólnie lubię francuskie filmy w tym stylu, bardzo chciałam w końcu obejrzeć "Amelię". Okazało się, że moje wyobrażenia były totalnie inne i forma tego filmu bardzo mnie zaskoczyła właściwie już od pierwszych scen. Szczerze mówiąc średnio przypadło mi to do gustu... Wolałabym zwykłe romansidło, a ciągłe (surrealne) zawirowania po prostu mnie męczyło. Jam proste dziecię i nie lubię zbytnich kombinacji.

"Księżna" - parę osób krytykowało ten film, mi się bardzo spodobał. Może przez to, że kocham tę epokę i całość przyćmiła mi cudowna sceneria oraz przepiękne kostiumy, w których zakochałam się z miejsca (szczególnie suknie, bo peruki panów już mniej Smile). Keira Knightely zagrała swoją rolę bardzo dobrze, Ralph Fiennes był koszmarnie podły, zimny i wyrachowany. ...czyli jak zawsze w swojej roli wypadł genialnie. Historia mnie poruszyła, sam film wciągnął... Podobało mi się.

"Duma i uprzedzenie" - książkę czytałam już jakiś czas temu tak, że miło było odświeżyć tę historię. I znowu muszę się powtórzyć: bardzo mi się podobało. Zarówno sceneria, kostiumy (kocham!), jak i aktorzy. Keira Knightely wypadła w swojej roli bardzo dobrze. Darcy'ego od początku nie lubiłam, podobnie jak jego siostry, z kolei Bingley od razu wydał mi się szalenie sympatyczny. Jane była wprost prześliczna i urocza, a pani Bennet denerwowała mnie chyba jeszcze bardziej niż w książce. Tak, że jak widać obsada dobrana naprawdę świetnie, a piękna otoczka tylko ładnie zamknęła całość. Bardzo przyjemny film i fajna historia.

"Kochanice króla" - film ogólnie całkiem w porządku (chyba naprawdę mam słabość do filmów kostiumowych pokazujących Anglię w okresach wszelakich), jednak nieco denerwowały mnie dwie główne bohaterki. Jedna koszmarnie wredna i egoistyczna, druga wiecznie dobra, okazująca miłosierdzie wszystkim w każdej sytuacji. Do tego film dość schematyczny... Zdaję sobie sprawę, że Henryk VIII prawdopodobnie postępował w taki sam sposób ze wszystkimi swoimi kobietami, ale jednak chyba można było urozmaicić jakoś scenariusz..? Tym bardziej, że i tak wiele rzeczy nie zgadzało się z prawdą historyczną. Dobrze przynajmniej, że film mówił o trzech (no, powiedzmy czterech) kobietach Henryka, a nie wszystkich sześciu żonach i palecie kochanek. No...a po tych narzekaniach stwierdzam, że klimat filmu jest fajny, sceneria i kostiumy bardzo ładne tak, że mimo wszystko nawet mi się podobało.

Wydaje mi się, że to wszystko póki co... Jak mi się przypomni jeszcze jakiś film, to coś naskrobię.


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Śro 0:38, 30 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Czw 15:59, 14 Sty 2010    Temat postu:

Przypadkowo trafiłam ostatnio na film "Bracia Karamazow," dość luźno oparty na powieści Dostojewskiego. Film bardzo współczesny, opowiada o grupie ukraińskich aktorów, którzy zostali zaproszeni na festiwal teatralny do Polski, żeby wystawić w Nowej Hucie właśnie "Braci Karamazow." Podczas próby aktorów podglądają polscy pracownicy, w tym naczelnik, którego syn dopiero co spadł z wysokości i leży w ciężkim stanie w szpitalu. W połowie próby otrzymuje telefon, że jego syn umarł, a jednak nalega, żeby aktorzy grali dalej, żeby nie niszczyli tego świata, żeby nie mącili iluzji, ucieczki.

Film bardzo surowy, ciekawy, każdy z bohaterów ma swój indywidualny rys. Nie jest to rzecz lekka, a wręcz bardzo ciężka i niekiedy trudna do rozgryzienia - nie zawsze np. wiadomo, czy aktorzy mówiący do siebie tekstem z Dostojewskiego próbują, a może jest to już ich normalny dialog, coś, co próbują sobie nawzajem przekazać. Granica spektaklu i rzeczywistości jest bardzo cienka i niejednokrotnie się zaciera, stawiane są też ważne pytania o rolę sztuki we współczesnym społeczeństwie, o przybliżanie jej prostym ludziom, o jej wartość w cierpieniu. No i zakończenie - przykre, wstrząsające, smutne, ale i w pewnym sensie nieuniknione. Koprodukcja międzynarodowa, a na szczególną uwagę zasługuje przepiękna, hipnotyzująca ścieżka dźwiękowa Jana A.P. Kaczmarka.

Polecam, choć nie jest to rzecz łatwa w odbiorze.


Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Czw 16:01, 14 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Nie 20:58, 17 Sty 2010    Temat postu:

No i byłam na sławnym "Avatarze". Nie będę udawać... nie specjalnie przepadam za filmami science-fiction, sama produkcja nie wywołała u mnie jakiejś specjalnej ciekawości. Poszłam do kina wyłącznie dlatego, że wszyscy bardzo zachwalali ten film... No więc, skoro podobno taki świetny, to nie wypada nie zobaczyć, no nie?

Początek mi się nie podobał i po ok. 15 minutach zaczęłam się obawiać, że przez kolejne 2,5 godziny będzie tak samo. Potem się rozkręciło i już nie łapałam się na myślach "nie podoba mi się" oraz "nie chce mi się tego oglądać".
Film, owszem, całkiem przyjemny, choć nie bardzo rozumiem salwę zachwytów. Historia dość pospolita, przewidywalna - jak to Draco powiedziała: Pocahontas jak się patrzy (moja siostra znalazła też nawiązania do Teletubisiów xD Ja - choć bardzo chciałam - nie zdołałam ich wychwycić...Smile). No ale tego za minus nie uznaję, bo nie będę ukrywać, że lubię romansidła i dość banalne opowiastki tego typu. To, co mnie denerwowało, to momentami obecny nadmiar patosu i tego, co w filmach amerykańskich pojawia się zawsze: nadmierne bohaterstwo etc. Poza tym trochę przeszkadzało mi to, że ludzie Na'vi żyjący w harmonii z przyrodą, kochający zwierzątka i drzewka, oraz strzelający wyłącznie z łuków, nagle wybiegli z karabinami. Moim zdaniem trochę się to kupy nie trzymało... No i uważam, że motyw bitwy był trochę przydługi. Owszem, fajnie to zrobili, ale po jakimś czasie już zaczęło mnie nużyć to, że ktoś strzela, ktoś inny dostaje, ale nie dostatecznie mocno, żeby umrzeć, tudzież pocisk ląduje o włos od namierzonej osoby. Takie rzeczy budują napięcie, ale przez pierwsze 5 minut. Po 15 zaczyna się robić nudno.

Dobra, widzę, że moja relacja wygląda tak, jakby film był do bani, wobec tego pora napisać o pozytywach. Strona wizualna faktycznie zrobiona ślicznie. Ludzie Na'vi i ogólnie cały ich świat, włącznie z wszelkiego rodzaju stworzeniami czy roślinami - coś pięknego. Śliczne, żywe kolory, fajne kształty. Super. Bardzo podobał mi się sposób w jaki zrobili Na'vi - mimika, sposób poruszania, czy nawet śliczne oczka Smile
Dodam jeszcze, że zachwyciła mnie postać Neytiri i cudownie się na nią patrzyło. Za to na panów z wojska nie mogłam patrzeć i chętnie bym ich wypatroszyła.

Ogólnie rzecz biorąc film oglądało się nawet przyjemnie, ale jak już mówiłam ochów i achów we mnie nie wywołał. W sumie chyba wolałabym, żeby zamiast mieszania świata "realnego" z Na'vi zrobili całość w stylu Na'vi. A gdyby zamieścili w tym tzw. dalsze losy, czyli żyli długo i szczęśliwie, to już w ogóle prawdopodobnie byłabym przeszczęśliwa Smile Myślę, że do kina warto się wybrać, chociażby ze względu na 3D - fajnie się to ogląda i nasionka Eyva'y bardzo ładnie wyglądają Smile A tak poza tym, raczej nie ejst do film, do którego bym wracała z zapartym tchem.


Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Nie 21:00, 17 Sty 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Kultura i rozrywka Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 9 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1