Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Spostrzeżenia i wątpliwości
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Francesco
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Sob 18:53, 24 Paź 2009    Temat postu:

O żesz xD Wiedziałam, że Ty zawsze masz w pogotowiu jakiś temat do rozważań.. Nie, żeby mi to przeszkadzało... xD

Tak więc... Z jednej strony widać, że Franek trochę obawiał się uczucia (przynajmniej Kocurowy, ale Łukasz chyba też trochę z tego ma), ale z drugiej nie sądzę, żeby strach przed miłością spowodował, że Franek postanowił żyć w celibacie. Już nie przesadzajmy, bo zaraz wyjdą tu jakieś niestworzone rzeczy... Moim zdaniem (jeśli już mamy gadać na ten temat, bo tak szczerze to nie wydaje mi się, żeby Kołakowski pisząc libretto zastanawiał się nad każdym zdaniem i do każdego dorabiał ideologię..) to chyba bardziej taki przytyk ze strony Diabła.. Wygarnięcie Frankowi jego słabości, co by się jeszcze bardziej podłamał.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Nie 12:45, 25 Paź 2009    Temat postu:

Ano właśnie, ja mam z tym nieco problemów, zwłaszcza po tym, jak zostało to pokazane w Jastarni. Mam przede wszystkim odwrotne uczucia - w Jastarni (także i wcześniej, ale tam widziałam to najbardziej wyraźnie) Łukasz całkiem jasno dawał do zrozumienia, że jego Franciszek boi się związku, jakiegokolwiek poważniejszego zobowiązania wobec kobiety.
O ile dobrze pamiętam interpretację Michała (a szczegóły mają prawo mi się zacierać, w końcu ostatni raz widziałam go w kwietniu 2008... tak, to był przytyk) to on właśnie nie tyle bał się, co obchodził się z kobietami, a przede wszystkim z Beatrycze, ostrożniej - nie całował jej tak namiętnie w "No hej," nie flirtował z nią zbyt otwarcie, starał się od początku dać jej do zrozumienia, że z jego strony nie jest to nic poważniejszego; tym samym nie zwodził jej i oświadczenie, że jej nie kocha, było wyraźną tego konsekwencją oraz jedynie zwieńczeniem stanowiska, które obierał od początku. Beatrycze zatem nie powinna być zaskoczona, co najwyżej zdruzgotana po usłyszeniu na własne uszy czegoś, czego bała się domyślać i przyjąć do wiadomości, ale co jednak podejrzewała już wcześniej. W tym wypadku miłość Michała/Franciszka do Pani Biedy jest faktycznie czysta i solidnie osadzona w jego duchwoym rozkwicie. Inaczej ma się rzecz z Klarą - tutaj już jednak widoczne jest pewne wahanie, być może następowało pewne identyfikowanie Klary z Panią Biedą zwłaszcza, apogeum wahania zaś następowało przy Ścięciu włosów, kiedy Kocur rzeczywiście zmagał się z wątpliwościami, czy jego intencje są aby czyste. Jednak sam fakt, że te wątpliwości nastąpiły, utwierdza go w przekonaniu, że tak, jego intencje są czyste, i nawet, jeśli czuje żal, jest to słodki żal, który wkrótce przeminie wraz z rozkwitem Klary w życiu klasztornym i powierzenia jej Bogu. "Róże na śniegu" są już tutaj kompletnym potwierdzeniem jego stanowiska - Klara nie jest dla niego niczym innym nad słodką towarzyszkę, a smutek z jej powodu Franciszek czuje właściwie dlatego, że nie może odwzajemnić w pełni jej uczuć oraz zdaje sobie sprawę z tego, że ona chce czegoś więcej, czego on nie jest w stanie jej dać. Jest tu element strachu i wahania, owszem, gdyż w końcu mamy tu do czynienia z miłością, a ona ma to do siebie, że jej granice bywają bardzo nieostre - jednak strach ten nie może zachwiać przekonaniem Franciszka o słuszności własnych poczynań. Kwitnące róże w środku zimy zdają się być tym właśnie potwierdzeniem, że to, jaką drogę oboje obrali, ma aprobatę u Boga, a to jest przecież najważniejsze i jedyne kryterium, do jakiego warto się odnosić. W tym przypadku słowa Diabła faktycznie są przede wszystkim przytykiem, mającym niewielkie oparcie w rzeczywistości i wyolbrzmionym przez wewnętrzną katorgę świętego.

U Łukasza natomiast sprawy wyglądały zupełnie inaczej, powiedziałabym nawet, że wręcz odwrotnie. On pozwala sobie na otwarte flirty z Beatrycze - całuje ją bardziej zapalczywie, jego gra z nią jest bardziej zmysłowa, świadomie tworzy między nimi chemię - gdyż bawi go to, jest młody, zapalczywy, spragniony życia i miłości, o jakiej opowiadały mu dworskie romanse. Bawi się z nią, bo to jest modne, bo jego znajomi go do tego podjudzają, bo ekscytuje go to i pozwala na pewne poetyckie egzaltacje oraz rycerskie gesty, typu robienie z Bei swojej muzy. Jednak kiedy przychodzi co do czego i kiedy rozochocona jego wyczynami dziewczyna żąda od niego czegoś więcej - tchórzy, strach przed głębszym zaangażowaniem bierze nad nim górę, robi więc zwodniczy manewr i ucieka. Ale nie może uciekać wiecznie, sprawy zaszły za daleko i on zdaje sobie z tego sprawę; boi się jednak otwartego wyznania, wobec tego w Klatce w szaleństwie szuka ucieczki, chce chyba po części przestraszyć Beatrycze i tym bardziej, ogarnięty gorączką, wyolbrzymia swoje szaleństwo - byle tylko nie musieć patrzeć jej w oczy i przyznawać się, że wcześniej wykorzystywał jej uczucie. Nie twierdzę, że robi to z premedytacją, jednak chyba po części jest w tym pewna pokrętna celowość. Później, kiedy ojciec Bernardone mówi o małżeństwie, Łukasz długo nie był w stanie spojrzeć w oczy Beatrycze - zrobił to dopiero wtedy, kiedy stanęli bezpośrednio twarzami do siebie, a kiedy już ich spojrzenia się spotkały, patrzył na nią ze strachem i ze smutkiem - bo wie, że już teraz nie ucieknie, to jest chwila przyznania się i nie można już nic zrobić, żeby naprawić wyrządzoną krzywdę. Mówi zatem, że jej nie kocha, ale to wyznanie przychodzi mu z ogromnym trudem, bo jest w pewnym stopniu demaskowaniem. Jest to oczywiście jeden ze skutków jego wzrastającego nawrócenia i natchnienia, ale on jeszcze tego nie wie - bo póki co, wzbierają w nim te wszystkie, obce uczucia, nie wie, co ma z nimi zrobić i wyznanie wobec Bei dopiero rozpoczyna bolesny proces poprawy. Nie jest to jednak koniec jego zmagań z miłością i strachem wobec kobiet - kiedy na scenie pojawia się Klara, ten strach częściowo wraca, w niej również widzi pewne echo swoich dawnych wybryków i chociaż ten rodzaj miłości jest już zupełnie inny, czystszy, to Łukasz mimo wszystko i jego się obawia, gdyż nie jest pewny własnych reakcji i boi się, że zbyt długi kontakt z Klarą może zaszkodzić jego nawróceniu. W ofiarowaniu Klary Bogu widzi poniekąd jedyne rozwiązanie, dlatego już przed jak i podczas ścięcia włosów wydaje się absolutnie pewny i zdeterminowany, żeby to zrobić, że to słuszna droga i tak trzeba, nawet, jeśli w głębi serca nękają go wątpliwości. "Róże na śniegu" chyba najpiękniej dały wyraz ich relacji ze sobą oraz stosunku Łukasza/Franka wobec Klary - nie były to świadome i pełne powagi słowa, jak u Kocurka, raczej smutne i trwożliwe unikanie kontaktu, ze strachu właśnie, z niepewności samego siebie. W Jastarni Łukasz po ich rozłące klęknął i zaczął płakać - to chyba samo w sobie dobitnie pokazuje, że w jego interpretacji Diabeł jednak trafia w czuły punkt, śpiewając o jego strachu przed miłością. Nie twierdzę, że był to u niego jedyny powód przywdziania habitu, ale fakt wyrzeczenia się świata i wstąpienia na drogę ascetyzmu wydaje się tu pewnym logicznym rozwiązaniem, ucieczką, częściowo podyktowanym również i tłumionym strachem przed prawdziwym, ziemskim, "zwyczajnym" życiem, pułapką dla ducha, jaką byłoby małżeństwo - z kimkolwiek. W końcu o wiele łatwiej jest kochać odległą ideę, Panią Biedę, która jest wcieleniem wszystkich jego rycerskich ideałów z młodości, niż prawdziwą kobietę, z krwi i kości, która nie jest ideałem, nie jest czymś ulotnym, za czym można gonić całe życie w zapamiętaniu, ma za to swoje wymagania, uczucia i żądania, którym trzeba sprostać i je zaspokoić.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
margo
KMTM


Dołączył: 01 Cze 2009
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Nie 23:26, 25 Paź 2009    Temat postu:

Francesco widziałam tylko raz, w wykonaniu Dziedzica, więc nie mam tak pełnego obrazu. Wydaje mi się jednak, że Franciszek problemów z kobietami nie miał - bawił się Beatrycze, więc zapewne gdyby mu na kimś naprawdę zależało, to tym bardziej nie miałby oporów, żeby dopiąć swego Wink Bronienie się przed uczuciami do Klary było więc raczej świadomym wyborem, by nie zbaczać z obranej ścieżki. Oczywiście na pewno raniło go to i obawiał się załamania, mogły go przerażać jego uczucia, ale raczej był to strach przed tym, że nie wytrwa, a nie przed samą miłością. Generalnie zgadzam się z Kuncyfuną - Diabeł wyolbrzymiał wszystko, żeby Franek zwątpił, co jest dość oczywiste, i to wszystko.
Poza tym w dziewiątej stacji Drogi jest powiedziane, że świadomość, że nie będzie miał rodziny jest dla niego bolesna, a skoro chciałby mieć żonę, to chyba nie po to, żeby jej nie kochać, bać się i przedeń uciekać Smile

A propos dziewiątej stacji - nie rozumiem za bardzo o co chodzi we fragmencie "osiem bałwanów z błota marznącego (...) nagi rozbiłem w rozpaczliwym biegu". O poprzednich osiem stacji? Ale to "rozbicie" sugerowałoby wtedy, że jakoś sobie z tym wszystkim poradził, co jest trochę bez sensu...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Nie 23:41, 25 Paź 2009    Temat postu:

Jeśli chodzi o "bałwany," jest to nawiązanie do pewnej historii z "Kwiatków," według której Franciszek miał być nękany właśnie przez pokusy cielesne. Wyszedł wtedy ze swojej jaskini w środku nocy, w śniegu, i zaczął lepić bałwany. Jeden z jego braci zobaczył go wtedy i zaczął pytać: co robisz? Franciszek odpowiedział mu, że każdy z tych bałwanów miał symbolizować jakiegoś członka jego rodziny - żonę, dzieci. Potem zaczął tłumaczyć, że teraz, skoro już "ma" rodzinę, musi się zacząć o nią troszczyć, tj zapewnić im wikt, opierunek, ochronę, ciepło, dobrobyt, a co za tym idzie, zacząć zarabiać, martwić się o pieniądze, i tak dalej, i tak dalej... Według jeszcze innej wersji tej historii Franciszek później miał rozebrać się do naga i rzucić się w ten śnieg, rozbijając bałwany i krzywdząc się jednocześnie kamieniami, żeby kara była tym dotkliwsza i żeby Brat Osioł wybił sobie raz na zawsze tego typu rojenia z głowy Smile

Dzięki za odzew, Margo. Pewne rzeczy odebrałyśmy widać podobnie, ale jednak trochę inaczej. Kusi mnie, żeby jeszcze coś na ten temat dopowiedzieć, ale że oczy mi się same zamykają, może jutro tudzież jak się nawinie okazja w postaci grudniowych Francichów Wink


Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Nie 23:42, 25 Paź 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Pon 21:07, 26 Paź 2009    Temat postu:

Wracając do tematu obu Franków (jaki zaskok! XD) mnie się wydaje, że to właśnie Michał jest bardziej związany emocjonalnie z Beatrycze. Może faktycznie nie całuje jej tak namiętnie, jak Łukasz, jednak mam wrażenie że obchodzi się z nią jakoś tak delikatniej. W jego przypadku bardziej jestem skłonna uwierzyć, że jednak coś do niej czuł. Łukasz wydaje mi się traktować Beę trochę przedmiotowo. Nie chciałam używać tego słowa, bo jest zbyt dosadne, ale brakuje mi innego o podobnym znaczeniu. W pierwszej (a właściwie drugiej Smile) scenie więź między nim a Beatrycze pozornie wydaje się być głębsza.. Jednak (jak już Draco przytoczyła ten całuśny fragment, to się nim posłużę, a co Smile) sama scena całowana w wypadku Łukasza dużo bardziej przypomina mi zabawę niż poważne uczucie... Łukaszowy Franek moim zdaniem ma trochę z postawy typowego faceta, który chce się zabawić na imprezie. U Michała może nie ma tyle swego rodzaju "agresji" (broń Boże nie chodzi mi tu o jakieś rękoczyny, tylko zaangażowanie...? ..to też złe słowo...), ale jest czułość, której na ogół nie ma w przygodnych (by nie rzec jednorazowo-chwilowych) związkach. Łukasz rzeczywiście wydaje się być bardziej namiętny, ale nie brałabym tego za wyznacznik wielkości uczucia. Nie oszukujmy się, jak ktoś chce się tylko zabawić w taki, a nie inny sposób, to nie stara się być czuły i delikatny, tylko maksymalnie korzysta z sytuacji... Przynajmniej tak mi sie wydaje.

Ostatnio zmieniony przez Kuncyfuna dnia Pon 21:11, 26 Paź 2009, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 23:12, 26 Paź 2009    Temat postu:

No i właśnie o tym samym pisałam wyżej, Bracie Kuncu Smile Dokładnie o tym. Poprzez przytaczanie sceny pocałunku nie miałam na celu wykazania tego, że Łukasz daje Beę większym uczuciem, wręcz odwrotnie - również i mi jego pocałunek posłużył za przykład tego, że Francesco Łukasza nie jest gotowy na poważniejszy związek, jest wolnym lekkoduchem (a przynajmniej za takiego sam siebie uważa, dość błędnie zresztą) i dla niego jest to beztroska zabawa - stąd później strach przed zaangażowaniem. Jego uczucie do Bei nie jest prawdziwe i silne, otóż to. Michał natomiast szanuje ją i nawet, jeśli ja osobiście nie zauważyłam z jego strony miłości do Beatrycze (takiej, o jakiej jest zazwyczaj mowa), to widziałam, że on ją szanował, jego sympatia do niej była czysta, nie dawał jej znaczniejszych znaków, by mogła spodziewać się z jego strony czegoś więcej, słowem - był wobec niej partnerski, delikatny, w pewnym sensie okazywał jej właśnie, że "kocha ją jak brat," i w tym nie było droczenia się, tylko szczere wyznanie i zapewnienia, że on nie odwzajemnia jej uczuć i nie może kochać jej tak, jak ona tego chce.

margo napisał:
bawił się Beatrycze, więc zapewne gdyby mu na kimś naprawdę zależało, to tym bardziej nie miałby oporów, żeby dopiąć swego Wink

No i tu właśnie się nie zgodzę - bo skoro on się nią bawił, bardzo wyraźnie traktował "przygodę" z Beą jako zabawę towarzyską i niewiele więcej, to moim zdaniem był wyraźny znak, że nie zależy mu na niej, nie dojrzał jeszcze do prawdziwego związku. Nie widzę połączenia pomiędzy niezobowiązującym flirtem a przygotowaniem do gonienia za osobą, na której mu zależy, zresztą takiej osoby nie było wówczas na horyzoncie, więc ciężko tu poprzeć takie wnioski Smile Odnoszę także wrażenie, że, przynajmniej na początku, Francesco Łukasza boi się poważniejszego kroku, jakim byłoby zobowiązanie, z powodu własnych, nieokiełznanych fantazji i marzeń, pragnień o sławie, chwale, wielkości - które, jak wiemy ze źródeł historycznych, zaprzątały Franciszka w młodości bardziej niż cokolwiek innego. Być może w małżeństwie upatrywał zniewolenia swojego swobodnego, artystycznego ducha trubadurów - natomiast po przywdzianu habitu nic już nie mogło stanąć na drodze pomiędzy nim a jego ideami, choć nieco już innymi, doroślejszymi. Dziewiątą stację traktuję w tym wypadku jako pewien wyraz dojrzałości Francesco, który nie potrafi już myśleć o kobietach bez pewnego rodzaju zobowiązania wobec nich, stąd mowa o całej rodzinie, a nie tylko o pokusach cielesnych - skoro jest pokusa, to i strach przed nią, ale także i pewne poświadczenie, że drzemały w nim jednak jakieś pragnienia rodziny, z których zdał sobie sprawę dużo później - należy w końcu pamiętać, że między jego nawróceniem a Alwernią minęło prawie 20 lat Smile Nie wydaje mi się, żeby zachodziła tu jakaś sprzeczność niwelująca całkowicie strach Franciszka przed miłością i zobowiązaniem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Kuncyfuna
Admin (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 6841
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: ...z prowincji.

PostWysłany: Nie 17:47, 13 Gru 2009    Temat postu:

Wychwyciłam dwie rzeczy:
1) (pisałam już o tym we wrażeniach) W Drodze Krzyżowej tylko Pietro Bernandone oraz Jan nie śpiewają partii chóru... Ma ktoś jakąś mądrą teorię dlaczego tak? Mi się w sumie coś nasuwa, ale wolałbym najpierw zobaczyć "obcy" punkt widzenia.
2) W scenie Sądu Antonio klęka jako pierwszy (przynajmniej tak było w piątek i sobotę).. Myślicie, że to tylko ze względów estetyczno-losowych, czy coś się pod tym kryje..?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Wto 10:42, 15 Gru 2009    Temat postu:

1) Ja tego nie widziałam, moją uwagę (w piątek i sobotę) całkowicie pochłaniał Francesco Wink Dlatego teorii na ten temat nie mam, ale chętnie podejmę dyskusję, jak Kunc zdradzi, co jej tam chodzi po głowie.

2) Na pewno coś się za tym kryje, ale nie uważam tego akurat za zbyt fortunne rozwiązanie; po pierwsze, Antonio raczej nie był pokazany jako wielki przyjaciel Francesco, wręcz trochę jako taki towarzyski antagonista (razem z Martinem), przede wszystkim, jeśli chodzi o Beatrycze, i jego głęboki uraz do Franciszka moim zdaniem nie powinien momentalnie minąć po tym, jak Król Młodzieży doznał nagłego olśnienia i zaczął nagi śpiewać "Ojcze nasz" - wręcz przeciwnie, akurat w przypadku Antonia spodziewałabym się, że ta niechęć wówczas by się tylko wzmogła i Antonio byłby ostatnim klękającym, o ile w ogóle klęknąłby, zamiast tylko odejść z niesmakiem.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
margo
KMTM


Dołączył: 01 Cze 2009
Posty: 254
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Wto 11:12, 15 Gru 2009    Temat postu:

1. Na początku Drogi Piotr na pewno śpiewa, później nie zwróciłam uwagi. Jeśli chodzi Ci o to, że ojciec i Jan mieli najbardziej negatywny stosunek do Franciszka i dlatego milczą, to się z Tobą nie zgadzam Razz Primo: moim zdaniem refren Drogi nie jest kojący, tylko przedstawia potęgowanie się wyrzutów sumienia, więc tym bardziej powinni śpiewać, jako dręczące Francesca myśli. Secundo: Eliasz też nie był raczej bliskim przyjacielem Franka (w każdym nie w spektaklu, jakby mnie ktoś miał zamiar atakować za pomocą źródeł historycznych Razz), Martino też raczej nie myślał o nim czule i z sympatią, a obaj śpiewają.

2. Ja bym się w tym nie dopatrywała żadnego drugiego dna. Klęka, bo stoi z boku i tak jest ładnie, harmonijnie i pasuje do reszty. Moim zdaniem lepiej by już było, gdyby wcale się nie pojawiał w scenie sądu, bo tak to głupio wychodzi...
Draco Maleficium napisał:
akurat w przypadku Antonia spodziewałabym się, że ta niechęć wówczas by się tylko wzmogła i Antonio byłby ostatnim klękającym, o ile w ogóle klęknąłby, zamiast tylko odejść z niesmakiem.

Tak.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Findurka
KMTM


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 14:13, 15 Gru 2009    Temat postu:

W sobotę nie śpiewał wcale, Margolciu. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi, ale wtedy specjalnie zerknęłam Wink

Wydaje mi się jednak, ze nie chodzi tu o konflikt z Frankiem, bo wtedy z połowa postaci musiałaby nie śpiewać; ale o wyrzeczenie się Boga. Przecież wszyscy śpiewają wers z Miserere, które jest modlitwą o boże zmiłowanie, a na tym nie zależy już ani Piotrowi Bernardone, ani Janowi. Żadna z pozostałych postaci nie odeszła od kościoła i ja to widzę w ten sposób.

Co do Antonia, też absolutnie zgadzam się z Dracze. Ale skoro już klęka, to coś w tym być powinno. Bo Antonio już dawno spisał Franka na straty, a tu nagle największy wróg zachowuje się honorowo i wydaje mi się, że Antonio dostrzega przez chwilę we Franku coś więcej, niż kupca, który uwiódł mu siostrę. Poza tym widzieliście, jak on klękał w sobotę? On nie klęka, on wręcz pada na kolana. Jakby porażony tą sytuacją, gdy największy wróg postąpił z honorem; czarno-biały świat już nie jest taki czarno- biały Wink jakby Franek chwilowo zrehabilitował się w jego oczach, przynajmniej po części. A potem Franio porywa siostrę Martina i nic dziwnego, ze Antonio jest tym bardziej wściekły- przecież dał się oszukać, zwieść pozorom i Franek się wcale nie zmienił. Nie wiem, ile moje wypociny mają wspólnego z prawdą, no ale. Razz


Ostatnio zmieniony przez Findurka dnia Wto 16:22, 15 Gru 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Francesco Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 11, 12, 13  Następny
Strona 12 z 13

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1