Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna
Zaloguj Rejestracja Profil Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości FAQ Szukaj Użytkownicy Grupy
Wrażenia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Piękna i Bestia
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Carpe Diem



Dołączył: 18 Sty 2009
Posty: 20
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Nie 19:55, 15 Mar 2009    Temat postu:

PiB sobota 17:00 (w poście występują nawiązania do obsady z 17.01, 17:00, nie opanowałam jeszcze skladu gdyńsiego zespołu na pamięć, więc musiałam zaufać tabelce, mam nadzieję, że nie pomyliłam nazwisk z tamtego spektaklu)

Belle - Karolina Trębacz (tabelka podała Urbanowską, ale grała pani blond)
Bestia - Jerzy Michalski
Maurycy - Aleksy Perski
Gaston - Tomasz Więcek
LeFou - Tomasz Gregor
Podfruwajki: Marta Proksień, Ewa Gregor, Anna Maria Urbanowska
Monsieur D'Arque - Paweł Bernaciak
Zegar - Jacek Wester
Lumiere - Marek Kaliszuk
Pani Czajnik - Dorota Kowalewska
Pani Szafa - Grażyna Drejska
Babette - Ewa Gregor
Szczerbatek - Hubert Oleksiak

Będę mówić za siebie, dziewczyny może coś skrobną na forum TW Wink

Spektakl jak dla mnie udany, ale po tym, co się nam Warszawa funduje, to trudno, żeby mi się nie podobał Wink Jeszcze nie odzyskałm sił po powrocie, więc będzie krótko:

Belle - raczej ok, choć dziewczyny mogą się ze mną nie zgodzić. Dla mnie ta postać jest i tak trochę mało wyrazista, więc to, jak jest zagrana nie robi mi różnicy. Belle słucham, nie patrzę. A wokalnie było neźle, ładne góry.

Bestia - tym razem nie było tej kjutnie ciapowatej (Sebastian Wisłocki), była groźniejsza i straszyła dzieci, co było baaardzo pozytywne, bo siedziały cicho. Przecudnej urody końcówka pierwszego aktu, a konkretnie ostatni dzięk: "żyyyyyyć" - aż do całkowitego opadnięcia kurtyny, do końca głębokim, podpartym, jednakowo mocnym dzwiękiem. Szacunek. Takiego Upiora by się chciało usłyszeć Sad

Gaston - Wieeecek! Trzeba coś dodawać? :] A, miałam pochwalić kubraczek - leży lepiej niż na drugim panu, lepiej skrojony w partii watowanej (lepsze wyprofilowanie. Padła też uwaga, że ma dobrą żonę i mu dopchała waty, choć nie wiem, czy Więcek bardzo potrzebuje w tych obszarach implantów z waty XD). Jak już kubraczek, to i do peruszki się czepnę - paskudna, jakaś taka mało gastonia i któraś z dzewczyn napomknęła, że się majtała na boki z lekka...

LeFou - niewdzięczna rola gastoniego popychadła, ale bardzo go lubię Wink Ostatnio był moooże ciut zabawniejszy. Było plucie zębami do kubka XD

Lumiere - lubię tę postać Oczko Choć trochę mnie denerwuje (spaczenie romanistyczne), że akcent mu znika i się pojawia. To bardzo łarne "rhh" i bardzo ładny akcent, więc proszę o więcej Smile

Maurycy - hmm, coś młodo wygląda ten tatko... Wersja z brodą bardziej mi się podobała. Jeżdżąc na "rowerku" podjechał bardzo blisko orkiestronu i wykręcił w ostatniej chwili. Młodzi widzowie poczuli dreszcz. My też (i rozczarowanie, że nie wpadł. Jestem zła, wiem, to przychodzi z wiekem...)

Pani Szafa - moja ulubiona żeńska postać. Tym razem była troszkę za mało "operowa" (nie było źle, tylko inaczej!). Poprzednio (Anna Andrzejewska) uraczono nas pięknymi urywkami arii, omdlewaniem i fochami rasowej diwy. Siedziałam z boku po prawej i mogłam się napatrzyć do woli, jak Szafa sobie poczyna z Zegarem. Było ocieranie oczek wyjętymi z szuflady reformami - Zegar jedną nogawką, Szafa drugą. Nastąpiła chwila konsternacji w wykonaniu właścicielki reform, kiedy zegar wydmuchał nos w swoją nogawkę... Była maciupka wpadka w scenie proponowania Belle sukienki do kolacji - haleczka spadła na podłogę, co zostało przecudnie rozegrane: Pani Szafa do Belle pokazując wachlarzem na podłogę: "Możesz mo to podnieść" - ale takim cichutko-milusim głosikiem. Boskie.

Jego Ekscelencja Mroczny Stepujący Korkociąg - o mój... Dopiero dziś zauważyłam, że tam jest też Pan Korek... Pan Korek oberwał od Pana korkociąga tą częścią, za którą się korkogiąg trzyma w ręku i się wyłożył jak długi. Domyślam się, że to planowane, ale mając tak bogate zaplecze skojarzeń, trudno zachować spokój ducha...

Pani Czajnik - poprzednim razem (Alicja Piotrowska) była jakby sympatyczniejszą Panią Czajnik - taką, której instynktownie idzie się wypłakać w mankiet (możliwe, że obsada z 17.01 bardziej mi się spodobała, bo był to mój pierwszy spektakl PiB i dlatego teraz kręcę nosem na pierwszą obsadę)

Ciacho z Emo Grzywką, czyli Monsieu D'arque - Miałysmy miejsca nie sprzyjające kontemplacji tej postaci, a ja tak lubię ten zbiorowy układzik towarzystwa w szlafmycach z Bernaciakiem na czele Sad

Wypatrzyłam też Dziedzica na samym początku jako Pana z koszem z rybami. Fajnie, że wreszcie usłyszałam, jak śpiewa, nawet jako część składowa zespołu.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pią 12:22, 29 Maj 2009    Temat postu:

28.05.2009, godzina 11:00

Wczorajszy PiB był zaiste dziwnym PiBem, a to z wielu powodów. Pierwszym z nich był ten, że nie widziałam tego przedstawienia (które plasuje się zdecydowanie w pierwszej trójce moich ulubionych w tym teatrze) od 15 czerwca 2008, czyli od zakończenia poprzedniego sezonu, i chyba przez ten czas zdążył mi się zmienić do niego stosunek – ale tylko nieznacznie. Kolejnym powodem było to, że po raz pierwszy, odkąd pamiętam, byłam w TM całkiem sama – znaczy, jeśli nie liczyć pań bileterek, gromady rozgadanych wycieczek, ich opiekunów i paru przypadkowych widzów, którzy mieli spojrzenia równie zagubione, jak ja. Sama, w sensie – ja, Dracze, pośród obcych, bez obstawy. I z moim znaczkiem klubowym błyskającym sobie samotnie w I rzędzie. Jeszcze jeden powód to ten, o którym trochę już się rozgadałam w temacie o publiczności: hordy dzieci. Ostatni raz widziałam ich tyle na raz w jednym miejscu, kiedy sama chodziłam ze szkolnymi wycieczkami, co wywołało we mnie burzę sentymentu i sprawiło, że oglądałam to przedstawienie po części z tej perspektywy – jako spektakl przeznaczony dla szkolnych wycieczek właśnie, może nie chałturę, ale przez to „Piękna i Bestia” wyglądała dla mnie nieco inaczej, niż odbierałam to w czerwcu – oj, ciężko mi wytłumaczyć własne odczucia, bo nie były ani negatywne, ani pozytywne, jeśli o to chodzi, było po prostu… inaczej, może trochę sentymentalnie, a może trochę bardziej z dystansem. No i przyjemnie było oglądać, jakie podejście mają w takiej sytuacji aktorzy i jak właściwie wyglądają takie PiBy, których targetem są właśnie dzieci szkolne – a wyczułam parę różnic, o których za chwilę. Po prostu czuć było, że widownia bardzo wyraźnie wpływa na kształt przedstawienia i na odbiór poszczególnych scen. Cieszę się z tego doświadczenia.

Spektakl sam w sobie był udany, a chociaż paru osobom zdarzyły się drobne potknięcia w tekście i czasami miałam wrażenie, że pewne rzeczy wyszły nieco niemrawo, to i tak siedziałam z uśmiechem na całą twarz – nie odpadła mi od tego zaciszu chyba tylko dzięki temu, że Bozia dała mi uszy. Nasz PiBek kochany jest całościowo taki… uroczy, uroczy po prostu, i to jest chyba najodpowiedniejsze słowo do opisania tego spektaklu, a wczoraj było zdecydowanie bardzo uroczo, było też wesoło, a także – kiedy trzeba – poruszająco, słowem: wszystko, co oznacza dla mnie to przedstawienie w wykonaniu Baduszkowców, było na miejscu. No i obsada – jak tylko zobaczyłam, kogo dane mi będzie oglądać, stałam z szerokim wyszczerzem przed ekranikiem przez dobre parę minut i wszelkie dzieci zostały zapomniane. Wyglądało to, jak następuje:

Belle – Karolina Trębacz
Bestia – Sebastian Wisłocki
Gaston – Tomek Więcek
Lefou – Tomek Gregor
Lumiere – Marek Richter
Cogsworth- Łukasz Dziedzic
Mrs Potts – Dorota Kowalewska
Szafa – Grażyna Drejska
Babette – Kasia Kurdej
Maurycy – Aleksy Perski
Szczerbatek - … i tu za Chiny nie pamiętam, wybaczcie, ale z nazwiska wszystkie Szczerbatki mi się mylą, a z powodu nowego ekraniku nie było jak zrobić zdjęcia obsadzie XD
Podfruwajki: Ania Urbanowska, Marta Proskień, Ewa Gregor

Właściwie to można by rzec, że prawie dream team, więc oczekiwałam na spektakl z ogromną radością.

No to teraz okołospektaklowego przynudzania dosyć, przechodzimy do meritum:

- nie było Uwertury.
- Karolina od samego początku pięknie śpiewała na swoim wejściu i potem było już tylko lepiej i lepiej.
- szalenie miło było zobaczyć w zespole Jacka Westera-Sprzedawcę Ryb, który bardzo wytrwale zachwalał swój towar.
- refleksja ogólna: uwielbiam patrzeć na zespół w „Belle,” tu trochę syndrom „Tradycji,” ale w mniejszej skali – znowu nie wiadomo, gdzie oczy podziać, bo wszędzie dzieją się ciekawe rzeczy, a w PiBie tłum małomiasteczkowych sklepikarzy, rzemieślników, dam i rozchichotanych wioskowych panienek jest po prostu taki uroczy i pocieszny, że nic, tylko się zachwycać. Zawsze bardzo podoba mi się Alicja Piotrowska jako dystyngowana Dama z Parasolem: śpiewa „Nic w tym dziwnego, że się zowie Piękna” wciąż z taką samą mieszaniną oszczędnego, niemalże wyjętego na siłę zachwytu i lekceważenia. Wczoraj było podobnie.
- Karolina była bardzo zaczytana – czoło jej się marszczyło, przygarbione ramiona, wyraz absolutnego skupienia, widać, że dziewczę przeżywa i świata poza akcją powieści nie widzi.
- Wieco jak to Wieco, nic dodać, nic ująć… A przynajmniej tak by się wydawało, bo jednak może coś dodam – poza tym, że miny były genialne, gestów dwuznacznych moc, przedziwne odgłosy mlaskająco – machowe na miejscu i ogólnie cała ta wiecowa gastonowatość aż tryskała, to jednak… miałam wrażenie, że wczoraj wyglądało to nieco inaczej, jakby z mniejszym przekonaniem, jestem też pewna, że było tak z powodu widowni. Trudno mi określić, na czym polegała ta różnica, ale była, i to była bardzo wyraźnie. Jak zazwyczaj nie widzę Więcka, tylko Gastona, tak wczoraj widziałam Więcka bardzo wyraźnie grającego Gastona – wychodzącego ze skóry i niesamowicie uciesznego, ale jednak Więcka. Być może była to kwestia przedobrzenia? Wrażenie to w każdym razie nie opuściło mnie do końca spektaklu.
- bardzo podobało mi się wykonanie tekstu „Nawet nie masz pojęcia” przez Karolinę – tonem cierpliwości i uprzejmości wystawionej na ciężką próbę.
- w scenie rozmowy Belle z ojcem drażniło mnie nieco karolinowe „Aaa-aaa,” kiedy znajduje „fikuśny młoteczek” – wczoraj było to o wiele bardziej przyjemne, czym byłam miło zaskoczona. „Fikuśny młoteczek” został też zastąpiony przez „kosmiczny młoteczek” – ten wyraźny awans narzędzia domowego użytku wprawił mnie w niejaką radochę. Niestety, młodociana publiczność nie doceniła humoru sceny, która mnie osobiście zawsze rozbraja: „Moja córka – dziwna?!” z czymś w rodzaju przewróconego, metalowego rożka od lodów na głowie.
- może „No matter what” nie wzruszyło mnie, jak to ma w zwyczaju, ale rozczulić to rozczuliło na pewno – była więź między ojcem a córką, była czułość i była bardzo wyraźna przyjaźń do tego, wyraźne obopólne zrozumienie. Wyszło ślicznie i naprawdę uwierzyłam, że ta dwójka świata poza sobą nie widzi.
- po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że Aleksy Perski ma wyraźny pogląd na swoją postać: „Co życie nasze zmieni” wyśpiewał w taki sposób, że byłam bliska wzruszenia. Niby nic, a wypowiedziane z takim przekonaniem, z piękną mieszaniną nadziei i smutku…
- wilki – co to była za panika! Żaden mnie nie chwycił pomimo mojego pierwszego rzędu, ale co się nasłuchałam dzieci krzyczących w przerażeniu, to moje. Zresztą nie ma się co dziwić, bo w tej scenie naprawdę wieje grozą i gdybym była tych parę lat młodsza, pewnie pozostałaby mi trauma na dobry kolejny miesiąc.
- ja naprawdę uwielbiam światła w PiBie w scenach zamkowych – to, jak te kolorowe snopy z wirującym w nich kurzem wpadają na scenę przez gotyckie wcięcia w szkielecie zamku, robi niesamowicie upiorne wrażenie.
- moje kochane sprzęty domowe nie zawiodły. Były i przeróżne „szurrrr!,” było dyskretne przenoszenie się z miejsca na miejsce ku konsternacji biednego Maurycego, było gorączkowe, piskliwe poszeptywanie Zegara i troskliwe spojrzenia Lumiere’a w stronę nowo-przybyłego, zaś święte oburzenie, kiedy Maurycy ośmiela się zgłębiać prywatne rejony Cogswortha i przypadkiem trafia na obszary bieliźniane, o mało nie doprowadziło mnie do łez – mnie i bardzo wyraźnie pozostałą część widzów.
- kiedy pojawił się Bestia, Maurycy gorączkowo próbował przykryć płomyczek pana Świecznika pod kocykiem, który potem niecnie zabrał im Zegar. Pani Czajnik zaś patrzyła w ziemię z ponurym wzrokiem wiele mówiącym o jej prywatnym zdaniu na temat wybuchów złości Pana na Zamku.
- piski i jęki Podfruwajek były po prostu rozdzierające, zaś Gaston przejmował się nimi w przybliżeniu na tyle, na ile ktoś inny może przejmować się bzyczącą niedaleko muchą; zamiast tego całą gastonową uwagę poświęcał napięty biceps. Nie ma to jak samouwielbienie.
- do „Me” nie mam zastrzeżeń – wyszło bardzo po więckowemu. Karolina w międzyczasie dawała wyraźnie do zrozumienia przez mimikę, co sądzi o swoim adoratorze i jego, za przeproszeniem, zalotach.
- dziewczyny Podfruwajki chyba nieco poniosło w stronę przedobrzenia – ich etiudki ze sobą tylko utwierdziły mnie w przekonaniu, że co za dużo, to niezdrowo. Paradoksalnie przez to, że wychodziły z siebie, żeby rozśmieszyć publiczność, wyglądało to bardzo na siłę i efekt był raczej odległy od zamierzonego.
- bardzo lubię Tomka Gregora w scenie „szalikowej” – ma tak przeucieszny głos, że jego „Znalezione-niekradzione!” nieodmiennie mnie raduje.
- Zegar i Świecznik wspaniale odegrali swoje ploteczki na temat ich nieszczęsnych kolegów, wycieraczek i pustaków. Szafa była wręcz zbulwersowana
- uwolnienie ojca Belle i zamiana miejsc – tę scenę ukradli panowie Rycerzyki. Artur Guza, kiedy nie udało mu się dźgnąć blond niewiasty dzidą, stanął z boku i miał dosłownie łzy w oczach, tak mocno złapał go dół, że jako wartownik jest bezużyteczny; serce się krajało na widok tej biedoty. Tomek Czarnecki z kolei tak się nagimnastykował, nim wreszcie udało mu się podnieść, że musiałam zbierać szczękę z podłogi – co za świadomość ciała! Wielkie brawa za ten epizodzik. Karolina z kolej była tu naprawdę wzruszająca, jej „Nawet nie daliście mi się z nim pożegnać!” rozbrzmiewało tęsknotą i świadomością, że ona już nigdy ma nie zobaczyć ukochanego ojca.
- kiedy Bestia-Wisłocki wydawał rozkazy o służbie w zamku będącej do dyspozycji Belle, Zegar na migi interpretował każdy z rozkazów, natomiast gdy Bestia huknął „To nie jest prośba!” Dziadek, który stał przy nim na schodku, zatoczył się do tyłu, odepchnięty samą siłą wrzasku XD
- „Home” wyszło naprawdę pięknie i tu wielkie brawa dla Karoliny za świetne wykonanie tego utworu, zarówno na poziomie wokalnym, jak i aktorskim. Nie wiem jednak, co myśleć o zabiegu ustawiania Rycerzyków na warcie podczas jej piosenki – uwielbiam ten epizodzik, bo Zegar robi urocze miny przy ustawianiu i komenderowaniu swoimi podopiecznymi i potem pokazuje ich z taką rozbrajającą dumą, z kolei Czajnikowa również dokłada swoje trzy grosze, prostując nieco dzidy i strzepując kusz z panów wartowników i wczoraj wręcz odesłała Małego, żeby ten wyczyścił zbroję, no bo jak on się prezentuje?! Domyślam się, że ma to na celu utrzymywanie dzieci w skupieniu – bo coś się dzieje, a nie tylko jedna osoba stoi i śpiewa. Ale nie wychodzi to na dobre samej Belle, która musi swoją piosenką i emocjami walczyć o uwagę i ja czuję się winna za każdym razem, kiedy zamiast na nią, zerkam na Sprzęty i ich wyczyny w tle. Także mam co do tego mocno mieszane uczucia – to powinien być moment dla Belle, pokazanie jej dramatu i determinacji, która każe jej zostać pomimo strachu i nieszczęścia, jakie na nią spadło, a tymczasem ten moment jest kradziony przez tło i raczej nie jest to wina aktorki.
- jak tylko patrzę na uśmiechy Kowalewskiej w roli pani Czajnik, sama mam ochotę się szczerzyć – jest w nim tyle ciepła, otuchy…!
- miny Żabki w karczmie jako żywo przywodziły mi na myśl Motla oglądającego z ciekawością Perczyka XD Michalski był przeuciesznym wioskowym głupkiem. W pewnym momencie Gregorowi wysiadł mikroport – wówczas Jerzy przyskoczył do niego i podsunął swój, jednocześnie sprawiając wrażenie bardzo uważnego słuchacza. Niestety, mikroport pozostał wyłączony aż do końca sceny, ale Gregor dawał z siebie wszystko, żeby być dobrze słyszalnym. Scenka wyszła bardzo przyjemnie i ręce i nogi same mi chodziły.
- korbka jak to korbka, uwielbiam Dziadka w tej scenie. Wczoraj dodał „Prawda?!” skierowane w stronę jednego z Rycerzyków po swoim oświadczeniu, że nie miał tego wieczorem, kiedy kładł się spać – pewnie to tylko mój spaczony umysł, ale dorobiłam sobie do tego natychmiast własną teorię skojarzeniową, bo niby skąd Rycerzyk miał wiedzieć…? XD Po wstępnej rozpaczy, kiedy szturmem zjawił się Bestia – Wisło sprawiał wrażenie naprawdę głodnego, dodając przy tym maniery godne jaskiniowca – Zegar kręcił smętnie swoją nową korbką, jak ktoś, kto ciągle ma ochotę grzebać w świeżej ranie. Kolumny, którym wczoraj uważniej się przyglądałam, miały z niego okrutną, że tak powiem kolokwialnie, bekę.
- Wisłocki miał naprawdę dobry dzień; uroczo i nieświadomie wulgarny w swoich zwierzęcych zachowaniach, naprawdę miał trudności ze zrozumieniem, czemu Belle nie przyjdzie na kolację i jest taka trudna. Wściekał się, ryczał, tupał, w końcu nawet prosił, i w tym wszystkim przypominał bezradnego chłopca, któremu ktoś zabrał zabawkę i nie chce oddać. Bardzo lubię tę interpretację, a wczoraj było jeszcze lepiej, niż to zapamiętałam. „How long must this go on” z kolei było odpowiednio smutne i pełne beznadziei, za to późniejsze oświecenie i „Zachowuj się, jak gentleman!” uroczo wręcz przerysowane.
- Richter ciumkał i ciumkał przez sen – oburzenie i rozpacz Kasi Kurdej na wspomnienie Veronique wyszły świetnie.
- Drejskiej pięknie wychodziły wczoraj śpiewy operowe i przerażona mina, kiedy Belle postanawia iść na kolację – Karolina zresztą zademonstrowała pazura, mówiąc „Tym lepiej” na wieść o tym, że Bestia może być rozeźlony. Przekorne dziewczę się w niej odezwało! Bardzo fanie.
- w rozmowie Czajnikowej z Zegarem o odwadze Belle Dziadek przyznał po prostu rację Kowalewskiej, mówiąc „Tak, tak… chyba masz rację” na jej wyrażony głośno podziw nad poświęceniem dziewczyny, pomijając tym samym swoją kwestię o „Moim zdaniem jest po prostu uparta, przecież powiedział >Proszę<!” Kowalewska wybrnęła z tego, sama przejmując tę kwestię; padło coś w stylu „A pamiętasz, jak Pan powiedział >Proszę<? Ta dziewczyna już ma na niego dobry wpływ…”
- znowu było zachęcanie dyrygenta do grania (Lumiere) i rozpaczliwe próby powstrzymania orkiestry, wreszcie pełna żalu rezygnacja (Cogsworth).
- nie będę się rozdrabniać nad całym „Gościem bądź,” powiem tylko, że wielce nurtująca mnie kwestia pod tytułem „Kto będzie Korkociągiem?!” została rozwiana przez wejście w korkociągowym kostiumie Janusza Żaka (bo to na jakieś 80% był on, chociaż musiałam się nieźle początkowo nagłówkować przez nałożoną gęsto charakteryzację – a potem się okaże, że to jednak nie był on, i nałykam się wstydu XD). Była akcja przeciw biednemu Korkowi, ale znowu bez żądzy krwi w oczach, raczej spokojne, niczym nie wzruszone spojrzenie i delikatny półuśmiech sugerujący, że Korkociąg-Żak tępi Korki on regular basis i już nie robi to na nim wrażenia Wink A być może przewrócenie Korka odbyło się tylko przypadkiem. No i Talerzyki – Talerzyki były wczoraj po prostu i absolutnie przeurocze, dziewczęta robią rozbrajające miny. Jestem tylko zawiedziona, bo nie odnotowałam wycierania nosków w reformy Szafy z prawego boku. Młodszej widowni bardzo się ta scena spodobała, bo klaskały i kwiczały po wystrzeleniu zimnych ogni, co nie zdarzyło się przez cały spektakl. Aha, i Richterowi zapomniało się tekstu na "Bo na stres wina łyk najlepszy jest" i dośpiewał go szybciorem, jak już orkiestra swoje odegrała.
- gama min zademonstrowanych wczoraj przez Łukasza na chytrą sugestię Karoliny, że może to on mógłby ją oprowadzić, zasługuje na jakiś medal XD
- Wisłocki był po prostu przeuroczy, niosąc swoją tacę z jedzeniem dla Belle i mrucząc „Zachowuj się jak gentleman!” Zrobiło mi się go naprawdę bardzo żal pod koniec.
- Z zegarowych dźwięków wczoraj było „BIM-BAM!” i Cogsworh już chciał się tłumaczyć przysłowiem o pechu i drewnianym kościele, ale urwał, widząc nad sobą dwie szeroko wyszczerzone twarze Belle i Lumiere’a, po czym sam się wyszczerzył. Urocze. Był jeszcze jeden moment, przy którym byłam bliska zgonu: przerażenie na wieść o tym, że Belle chce do Zachodniego Skrzydła, i rozpaczliwy ruch Zegara: „A może panienka chciałaby zobaczyć…/pauza, Łukasz zaczyna patrzeć złowieszczo, po czym niskim, niosącym wróżbę rychłej zguby głosem, kończy/… coś jeszcze?!” Ómarłam, przez „ó.” I wiem, że w tym moim poście jak zwykle pełno jest Zegara, ale co ja mogę poradzić Wink
- bardzo, bardzo, bardzo podobała mi się scena w Zachodnim Skrzydle i ucieczka Belle. Świetnie zagrane, zarówno przez przerażoną Karolinę, jak i przez bezradnego i złoszczącego się na świat, pełnego żalu Sebastiana. Świetnie. Natomiast „If I can’t love Her,” ten przepiękny, cudowny utwór, Wisło zaśpiewał wczoraj ślicznie, przejmująco i po prostu trwałam w zachwycie – jak zwykle zresztą. Szkoda tylko, że ten numer dobitnie pokazuje, że PiB nie jest spektaklem dla takich małych szkrabów – ile to było wiercenia, poszeptywania! Nie wysiadują po prostu, to jest dla nich za długie, a piosenka kończąca pierwszy akt, tuż przed wyjściem na przerwę, okazuje się zbyt mocną próbą – pociechy nie doceniają niestety jej piękna.

Akt II

- znowu nie było uwertury do drugiego aktu, ale tu już nawet nie byłam zaskoczona.
- wilki znowu siały panikę i przestrach, a w pewnym momencie walka Bestii z futrzastymi antagonistami wywołała salwę dopingu wśród młodych.
- kłótnia Belle i Bestii – ślicznie odegrana. Ten duet naprawdę mi się wczoraj podobał, bardzo dobrze się uzupełniali; Karolina w tej scenie naprawdę pokazała więcej dojrzałości i zdecydowania, co szalenie mi się podobało; krótko mówiąc, zgasiła Bestię i o mały włos nie zrobiła z niego pantoflarza.
- „Something there” – tuptany kroczek w tym utworze to mistrzostwo. Najbardziej rozbroił mnie Wisło, który powiedział na temat sukienki „Jest niebieska” takim rozmarzonym, pół-przytomnym tonem, jak zadurzony po uszy młodzieniec na widok swojej lubej, którą zobaczył pierwszy raz.
- radość Karoliny na widok biblioteki była zaraźliwa – cieszyłam się razem z nią. Wisło natomiast był tak upokorzony faktem, że nie potrafi czytać, że wolał to wykrzyczeć z wściekłością, żeby już mieć kłopotliwe wyznanie za sobą.
- „Human again” było bardzo ładnie zaśpiewane przez wszystkich członków zespołu – bardzo lubię patrzeć na ich wzajemne interakcje w tym utworze. Tu ktoś kogoś pozamiata, tu chusteczka idzie w ruch, tu tańczenie ze sobą… No i a propos tego, dopóki sam nie zaczął śpiewać, Zegar błogo kręcił się krokiem walczyka wokół własnej osi gdzieś z boku. "Do miotły znalazł się kij" w wykonaniu Kasi Kurdej brzmi szalenie dwuznacznie Wink
- Bernaciak jako pan D’Arque nie zawodzi – był tak samo świetny, jakim go zapamiętałam. Wspaniały ten układzik panowie mają, wszyscy trzej byli niesamowici i ta scena bardzo, bardzo na plus. O mało co nie wpadł mi w ręce ząb Lefou Very Happy
- chyba post Carpe nieco mnie skrzywił, bo jak zobaczyłam Bestię w kaftaniku, też naszły mnie dziwne skojarzenia z puszystym kotem wciśniętym w surducik, gdzie na końcu rękawów sterczą takie pufki dwa XD Lumiere znowu uczynił swój wielce dwuznaczny gest przy „Poczujesz coś… tutaj,” było też tańczone i piruetowe „Tadam! Tadam! Tadam!” by Cogsworth, przy czym każde „Tadam” było coraz wyżej. Wisło był bardzo bezradny aż do chwili, kiedy zjawiła się Belle – i w tym momencie przez widownię przeszło jedno, gromkie „Łaaaaaał”…
- Pani Czajnikowa przepięknie się uśmiechała przez swój utwór i przez to niewiele zapamiętałam z kolacji Belle i Bestii – nie wiem więc, czy były jakieś zabawy sztućcami, niestety. Było bardzo romantycznie i przez chwilę poczułam się naprawdę, jakbym znowu miała te osiem lat. Brakowało mi tylko walczyka Zegara ze Świecznikiem, którego wczoraj niet.
- wielkie brawa dla Wisełki za rozegranie rozstania z Belle – Karolina też była tu zresztą przekonująca, ale Sebastian odgrywa to tak, że mam łzy w oczach. Ten efekt nie potrwał jednak długo, a to wszystko przez Dziadka, który wyskoczył z tekstem „Ja wiedziałem, że pan to w sobie ma!” akcentując każdy wyraz machnięciem ramion trochę w stylu Tewjego, w dodatku głosem zachrypniętym, mówiąc i uśmiechając się w sposób, który można określić chyba tylko jako „Macho-Zegar” XD Zgon, po raz drugi. Dziewczynka obok patrzyła na mnie bardzo dziwnie, kiedy usilnie starałam się zatkać sobie usta i powstrzymać histeryczny chichot. Zuo.
- repryza „If I can’t love her” – pięknie.- bardzo podobało mi się wejście Belle i Maurycego – siedziałam bardzo blisko, więc dokładnie widziałam mimikę Karoliny, która owszem, rozmawiała z ojcem, ale z odległym, nieco smutnym uśmiechem, który sugerował, że dziewczyna jest myślami bardzo daleko. Perski sprawiał wrażenie bardziej roztargnionego i sympatycznie szalonego, niż zwykle, ale słuchał córki z wielką uwagą i troską.
- „A change in me” – pięknie i bardzo świadomie zaśpiewane. I tutaj naszła mnie trochę dziwna refleksja: że Karolinę o wiele lepiej mi się oglądało właśnie wśród dzieci, wśród tej widowni, która patrzyła na nią jak w obrazek, bo to w końcu ich idolka, ukochana bohaterka, tutaj, tuż przed ich oczami. Karolina wydawała się tego bardzo świadoma i wyczuwało się pewną interakcję pomiędzy nią a tymi wszystkimi dziećmi. Ciężko mi to opisać, ale było to szalenie ujmujące.
- wściekły i przestraszony tłum – miny Więcka w tej scenie to po prostu poezja. Bernaciak znowu przeżywał duchowe uniesienie i tragiczne duszy rozdarcie, że musi zabrać „Pani Ooo… hoooo…. Hoooo… jca!” Najbardziej jednak lubię tutaj obserwować tłum w szlafmycach i nie zawiedli – pełna gama wioskowych mentalności w uciesznie przerysowany sposób. A kiedy przyszło co do czego i zaczął się szturm na zamek, pojawił się – TADAM! – Kapeć! Żabek, z braku lepszej broni, chwycił go w rękę i z nim ruszył na oblężenie. Mało brakowało, a popłakałabym się ze śmiechu.
- bitwa – rewelacyjnie to wyszło. Gwoździem programu było wejście Drejskiej i jej złowróżbne „AAAAAAA!!” – nic dziwnego, że biednego Lefou wywiało, ta jedna nuta długo dźwięczała mi w uszach. Radochy potem nie było granic.
- śmiem twierdzić, że bitwa na murach zamku to popisowy moment Więckowego Gastona. Pełno ironii, bezmyślnej, bicepsowej brawury i to absolutne przekonanie o własnej racji… Bomba. W tym wydaniu może być go nawet żal, bo to nie jest tak naprawdę zły człowiek, tylko tępy i próżny. Bez okrucieństwa.
- „śmierć” Bestii nie wywołała we mnie szczególnych emocji, za to, kiedy doszło do laserów, ledwo powstrzymywałam śmiech, bo to nagłe podniecenie, które chwyciło młodocianych, było rozbrajające. Kwiki, podniecone szepty, tłumione „Ooooo!” – bezcenne, choćby za to i możliwość poczynienia podobnych socjologicznych obserwacji uwielbiam te lasery nieszczęsne.
- uśmiech Wisełki po przemianie – rozbrajający. Szczęście aż z niego tryskało.
- dalej to już była jedna, wielka radość, i właściwie tak, jak zwykle, z paroma fajnymi podtekstami, zapamiętałam tu też głównie Zegarowe Niuansiki – siurprajs XD – którymi i tak już was pozanudzałam, tutaj więc tylko dodam, że jego domniemana skłonność do panów wczoraj szczególnie rzuciła mi się w oczy. Podczas uścisków z Lumiere’em panowie dali się ponieść radości i zaczęli się razem kręcić w kółko z ogromnym zacieszem, co było przeurocze.
- dzieci tak poniosło, że rozklaskały się i rozkwiczały już w scenie zejścia Belle i Bestii po schodkach – i te spontaniczne owacje trwały już aż do opadnięcia kurtyny.

Pisałam wyżej, że był to udany spektakl, ale że trochę „niemrawy” – wahałam się, czy to rozwinąć, ale czuję taką wewnętrzną potrzebę, więc może spróbuję wyjaśnić. Miałam wrażenie, że zespół jest nie do końca rozruszany – co jest zrozumiałe, w końcu długa przerwa – i że przez to część osób chciała przedobrzyć, także za sprawą pociech na widowni. Tak jakby część aktorów chciała zrobić ten spektakl jeszcze bardziej dziecięcym, bardziej przerysowanym, niż on już jest – nie był to dobry krok, bo z tego, co wyczuwałam, dzieci potrafią to dostrzec. W efekcie parę scen wydawało się pustych i sprawiało, że nie czułam się, jakbym oglądała wielki B-wayowski hit, tylko coś w stylu „Teleranka.” To brzmi bardzo negatywnie, a nie chodzi o to, że mi się nie podobało, ale jednak nie potrafię znaleźć lepszego określenia. Mam nadzieję, że w sobotę na obu spektaklach już będzie lepiej i wrócą te świetnie wywarzone proporcje w grze aktorskiej, jakie pamiętam z moich poprzednich PiBów i wszystko już będzie naprawdę idealnie Smile


Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Pią 14:29, 29 Maj 2009, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zoś
KMTM


Dołączył: 03 Lis 2008
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sopot

PostWysłany: Sob 21:22, 30 Maj 2009    Temat postu:

dziś młoteczek był fikuśny Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Nie 17:39, 31 Maj 2009    Temat postu:

Powiedziałabym więcej: nie tylko fikuśny, ale wręcz nie młoteczek, tylko śrubokręcik, czyli tak, jak pamiętałam "z dawnych czasów" - wiedziałam, że w "kosmicznym młoteczku" nie pasowało mi więcej, niż "kosmiczny" Wink

Wrażenia będą. Mam nadzieję, że wkrótce, o ile dzisiaj albo jutro będę w stanie się zmusic...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Draco Maleficium
Moderator (KMTM)


Dołączył: 08 Mar 2008
Posty: 4374
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Z Anatewki

PostWysłany: Pon 11:28, 01 Cze 2009    Temat postu:

Jestem ledwo przytomna, zasmarkana i obolała, zatem pewnie będzie krótko (jak na mnie) i raczej ekspresowo.

30.05.2009, godzina 11:00

Obsada:
Karolina Trębacz
Sebastian Wisłocki
Tomek Więcek
Tomek Gregor
Marek Kaliszuk
Jacek Wester
Grażyna Drejska
Dorota Kowalewska
Kasia Kurdej
Bernard Szyc

- uwertury to ja już chyba w tym spektaklu nie uświadczę, a szkoda…
- jako, że siedziałam w I rzędzie na miejscu 26 (najostatniejsze miejsce z prawej), byłam bardzo blisko straganu pana Zbyszka Sikory, który niejednokrotnie śpiewając robił do mnie znaczące miny.
- z zespołowych numerów w tle: Dziadek-Sprzedawca Ryb, kupiwszy jabłko, ruszył do księgarni, ale w tym samym momencie wybiegły Podfruwajki, więc Łukasz zagapił się na nie z wiele mówiącym uśmiechem – mina wręcz konesera Wink I tak się zagapił, że kiedy zaczął stukać jabłkiem w drzwi księgarni, ciągle patrząc na piszczące dziewczęta, nie zauważył, że Tomasz Fogiel już mu otworzył; z błogą nieświadomością stuknął więc tym jabłkiem w głowę pana Księgarza.
- Bernard Szyc jest nie do pobicia, jeśli chodzi o maszynowe odgłosy Smile
- „No matter what” wyszło naprawdę sympatycznie i po raz kolejny było w tym mnóstwo ciepła. Maurycy-Szyc jest bardziej wesoły i beztroski, niż Perski, mniej jest u niego dwuznaczności, za to więcej aury „stukniętego, sympatycznego naukowca,” co też jest przyjemne i pasuje do ogólnego klimatu. Karolinie pięknie wyszły te ostatnie góry.
- czuję się zawiedziona tym, że pomimo mojego strategicznie dogodnego miejsca żaden z wilków mnie nie zaczepił, przebiegli tylko obok z rykiem Wink
- pierwszy raz miałam Marka Kaliszuka w roli Lumiere’a, po pięciu spektaklach z Richterem – muszę powiedzieć, że byłam bardzo miło zaskoczona, spodobał mi się już w pierwszej scenie. Jego aura przebojowości i playboyowości tutaj sprawdzała się idealnie, podobało mi się też to sławetne „hhhr.” Słowem, mogłam z łatwością uwierzyć, że temu panu to hhromanse, niuanse i piękne kobiety w głowie. Pięknie wyszła kłótnia z Babette na temat mężczyzn i wzbudzania zazdrości, Kasia Kurdej wykrzykiwała kolejne nazwiska z bardzo widoczną frustracją. Przy okazji, muszę się przyznać, że dopiero w sobotę rano zobaczyłam, że „ogień” w kominku zaczyna płonąć, gdy Lumiere go „zapala.” Na szóstym spektaklu. Nie ma to jak spostrzegawczość.
- bardzo lubię więckowe „myk, myk, myk, myk!” skierowane do Podfruwajek, zresztą samo „Me” i sceny około tego utworu poszły Tomkowi znacznie lepiej, niż w czwartek. Pięknie zaśpiewał, minami powalał, jak zwykle. Jedyne, do czego mam zastrzeżenie, to ten przeciągły odgłos „Oooooooooooooooooo!” podczas wyjmowania portreciku i pokazywania go Belle. Jak na mój gust, trochę to już przesada w drugą stronę Wink No, ale ogólnie było naprawdę świetnie. Całości dopełniały ironiczne spojrzenia Belle – Karolina w pewnym momencie wręcz sama nadstawiła się Gastonowi z gracją, by potem wcisnąć mu miotłę. Wyszło sympatycznie.
- Podfruwajkowe wstawki już w sobotę nie denerwowały i nie dłużyły się tak bardzo, miałam wrażenie, że dziewczyny zdążyły już się nieco rozkręcić. „Wyrwę ci te kłaki!” zabrzmiało wyjątkowo nisko i groźnie XD
- Westerowi świetnie wyszło „Przecież powiedział… >Proooszę!<” – świetna imitacja Pana na Zamku.
- … I właśnie zdałam sobie sprawę z tego, że dalsze pisanie od myślników nie bardzo ma sens, bo tyle się działo w sobotę, że teraz już przestałam to ogarniać i pozapominałam połowę z tych rzeczy, które chciałam opisać, dokończę więc krótko:
Wszystkie sceny były bardzo udane i już nie czułam się tak dziwnie, jak w czwartek – pewnie kwestia rozruszania się zespołu. Już na rannym spektaklu wszystko grało i było tak, jak należy. No i było Mortal Korkociąg Dziedzic Kombat, co powinno mówić samo za siebie, całe „Gościem bądź” robiło świetne wrażenie, miałam też okazję podziwiać Zegara i Szafę z bardzo bliska i ich wspólne pląsanie radowało oko. Wszyscy wyraźnie lepiej się czuli na scenie, niż w czwartek, było więcej niuansów i cieszących oko elementów, były tańce zegarowo-świecznikowe (co prawda osobno, ale jak Kaliszuk zaczął się kręcić, tak już nie przestał prawie do końca piosenki tytułowej). Sebastian Wisłocki przechodził sam siebie, naprawdę szalenie mi się podoba jego Bestia. „If I can’t love her” i wszystkie wstawki śpiewane były po prostu zachwycające. Karolina Trębacz była jeszcze lepsza, niż w czwartek, śpiewała naprawdę pięknie i chociaż momentami ta typowa dla niej słodycz była wciąż odrobinę zbyt „bajkowa,” jak na mój gust, to całościowo jako Belle wypadała naprawdę bardzo dobrze, w niektórych scenach była wręcz świetna. Po Dendronie w ogóle nie widać było śladów kontuzji i tak, jak już pisałam w temacie „aktorskim,” w sobotę odegrał swojego najlepszego Zegara z tych, jakie widziałam. Dorota Kowalewska jak zwykle na wysokim poziomie, a chociaż wokalnie nie przekonuje mnie jako Pani Czajnik, to aktorsko jest dla mnie jedyną słuszną Smile Kasia Kurdej jako Babette była bardziej przebojowa i wyraźna, niż w czwartek, i ogólnie bardzo na plus, podobnie Grażyna Drejska, której wstawki operowe to był po prostu miód na uszy, i która opierniczyła srogo Lumiere’a tekstem „Ty wstrętny knocie!” w scenie, gdy Świecznik sugeruje, że z nim i z Cogsworthem nie jest jeszcze tak źle, jak z innymi. Szczerbatek też radził sobie lepiej, niż na czwartkowym spektaklu – grał zapewne ten sam chłopiec, którego po raz kolejny zapomniałam spisać XD Wpadek jako takich nie odnotowałam, bawiłam się świetnie, spektakl szalenie przyjemny i na poziomie. No i kapeć – był kapeć! Tym razem służył jako broń Dziadkowi w szlafmycy przeciwko Panu Zegarowi, jednak, jak się okazuje, nie na wiele się zdał. Jak widać, bambosze mają wiele zastosowań.

Natomiast to, co działo się po spektaklu, było istną wisienką na torcie i jak ja się cieszę, że zazwyczaj zwlekam z wyjściem i kręcę się między rzędami, czekając, aż ciżba ludzka w drzwiach się przerzedzi! Otóż nagle usłyszałam oklaski i śmiech, odwracam się, patrzę na scenę, a tam – kurtyna w górę, na scenie czeka zaś zespół w kostiumach i zaprasza do wspólnych zdjęć. Podziękowałam w duchu Opatrzności, że miałam przy sobie aparat, a także głośno pani Ali, która zgodziła się robić dla mnie za fotografa i nabawiła się przeze mnie stresu, bo aparat nie chciał współpracować. Domyślam się, że był to prezent z okazji Dnia Dziecka – świetny, te nieco starsze dzieci też na tym skorzystały Wink Po spektaklu na 16:00 byłam już lepiej przygotowana Twisted Evil

Uch. Chyba widać po tych strasznie chaotycznych wrażeniach, że ciężko jest mi się skupić, dlatego teraz zarządzam małą przerwę na zebranie myśli, nafaszerowanie się lekami, może małą drzemkę, wysmarkanie nosa i może po tych wszystkich rytuałach będę w stanie napisać coś więcej i bardziej sensownie na temat spektaklu wieczornego.

EDIT: Po przerwie:

30.05.2009, godzina 16:00

Na tych spektaklach już miałam towarzystwo Philo, latorośli Philo, Zoś, a także Miry, której jednakże nie jestem pewna, bo nigdzie nie udało mi się jej wypatrzeć (byłaś? ^^) Początkowo przeżyłam małą chwilę grozy, kiedy zerknęłam na ekranik z obsadą – wg niego miała grać dokładnie ta sama obsada, co rano, z wyjątkiem Maurycego, którym miał być Perski. Dlatego z mocno bijącym sercem i zdenerwowana czekałam na moment ukazania się Misi Patysi i mieszkańców miasteczka w stop-klatce, mając nadzieję, że jednak mimo wszystko nie będę miała trzeci raz tej samej obsady, zwłaszcza, że to był mój ostatni spektakl w Baduszkowej aż do wakacyjnych wyjazdowych… I ktoś tam na górze mnie wysłuchał, bo okazało się, że obsada była faktycznie jak następuje:

Jurek Michalski
Ania Urbanowska
Krzysiek Żabka
Mateusz Deskiewicz
Marek Kaliszuk
Łukasz Dziedzic
Alicja Piotrowska
Anna Andrzejewska
Ewa Gregor
Bernard Szyc

I to był chyba najlepszy z moich trzech maratonowych PiBów Very Happy Wszyscy byli bardzo rozruszani i żywo reagowali, publiczność była zdecydowanie najlepsza i na koniec był standing (ciekawe, kto zainicjował…?), nawet, jeśli tylko częściowo. Podobali mi się absolutnie wszyscy, bez zarzutów – ten spektakl mogę śmiało zaliczyć do jednego z najbardziej udanych, jakie widziałam w ogóle. Już na samym początku mieszkańcy miasteczka zdawali się bardziej żwawi i ruchliwi, niż poprzednio (a może to zasługa Wisłockiego, który jako Listonosz bardzo się przejmował swoim zadaniem i biegał niemalże z językiem na wierzchu). Ania Urbanowska też wnosiła swoją wyrazistą postacią bardzo wiele, a „No matter what” wyszło naprawdę pięknie – Szyc wypowiedział kwestię o podróżowaniu w naprawdę przejmujący sposób, widać było, że mówi prosto z serca i z troską. Miałam pewne skrzypkowe skojarzenia przez cały utwór, przyznaję. Ania z wielką gracją wykonuje swoje ruchy przy „creme de la creme,” aż przyjemnie się na nią patrzy.

Zegarowi szafeczka otworzyła się już w pierwszej scenie z Maurycym, zanim ciekawski naukowiec zaczął w niej grzebać – i tak jak już raz odskoczyła, tak nieposłuszna miała tendencję do odskakiwania raz po raz, często w najmniej odpowiedniej chwili (wprowadzanie Belle do jej sypialni, na przykład…). Jeśli chodzi o sceny gastonowo-podfruwajkowe, to wszyscy tam wymiatali – połączenie Żabka + Ania naprawdę świetnie się sprawdza. Krzysiek śpiewał świetnie, ruszał się jeszcze lepiej i nie było zbyt dużo przegięć, słowem – Gaston na schwał, byłam nim zachwycona przez cały spektakl. Karolina Trębacz rzeczywiście świetnie się sprawdza w roli Podfruwajki Smile Ujął mnie jeden szczególik, kiedy Belle błąka się po zamku, a sprzęty nie posiadają się z radości na wieść, że w zamku jest dziewczyna; w pewnym momencie Kaliszuk z tej radości uściskał spontanicznie Dziadka, na co ten rozpłynął się w błogim, ale i pełnym zaskoczenia uśmiechu, po czym zaczął mruczeć mało przytomnie „Taak… Dziewczyna… Czy to nie cudowne…” – jak widać, urok osobisty Świecznika działa nie tylko na Babette XD W sobotę także zorientowałam się, po co odsyła się Małego Rycerza – Piotrowska dosłownie zmyła sfochowanemu za to Zegarowi głowę o to, że stawia przed pokojem Belle straż. Mały był dosłownie przybity swoją podłą egzystencją nieudacznika, za to Duży aż promieniał. Ani wyszło ładne „Home,” bardzo poruszające. Podczas numeru „Gaston” Wieco znowu kombinował, jak tu zwiększyć zawartość kufla bez konieczności sięgania do kieszeni, a także flirtował z barmanką. Poza tym moją uwagę przyciągali poważni pijacy, Fogiel i Sikora, którzy wkroczyli do karczmy powolnym krokiem i siedzieli całkiem nieruchomo przy stole z niewzruszonym wyrazem twarzy, dopóki podpita gawiedź nie wyrzuciła ich z ich miejsca wegetowania Wink Scena z korbką wyszła fenomenalnie, pouczanie Michalskiego też, a już „zapraszanie” Belle na kolację doprowadziło mnie do niezłej głupawy. Zresztą, chyba nie tylko mnie, gdyż w pewnym momencie Jerzy wyraźnie zapomniał tekstu i zamiast „Dlaczego ona jest taka trudna?!” walnął „Dlaczego ona jest taka… obca?!,” tym samym wprawiając zespół w widoczną konsternację. Słychać było ciche „Obca??? Shocked” wśród zdziwionej służby, zresztą Belle-Ania też była wyraźnie zaskoczona pytaniem „Dlaczego ty jesteś taka obca?!” Przyznacie, że mało kto byłby w stanie sensownie na to odpowiedzieć Wink W chwili zbiorowego uspokajania Bestii i ćwiczeń oddechowych Zegar zaczął wachlować Księcia swoją szybką. Potem doszłam do wniosku, że ja jednak naprawdę lubię Babette w wykonaniu Ewy Gregor – może z początku była denerwująca dla większej części żeńskiej widowni, ale w sobotę naprawdę świetnie się bawiłam, oglądając jej fochy, przytupy, flirty i tak dalej. W „dialogu” ze Świecznikiem „O nie, o nie!” „O tak, o tak!” nie ma sobie równych. „Gościem bądź” – jak już pisałam w temacie o Łukaszu, na tym spektaklu skapitulowałam zupełnie i moją uwagę całkowicie pochłonęły wyczyny Zegara i Szafy z boczku. Dziedzic i Andrzejewska tak szaleli, że nie sposób było to wszystko ogarnąć. Najbardziej podobała mi się, poza smarkaniem i tangiem, akcja z perfumami – na początku utworu Szafa psiknęła nimi podstawioną pachę Cogswortha, a w tym momencie wtrącił się Świecznik i zaczął się obracać pod perfumki, spychając oburzonego tym Zegara na bok. Jednak Cogsworth szybko się doczekał ponownego psikania – znowu pacha, potem psik, psik do środka otwartej szybki, i wreszcie do szeroko otwartych ust. W tym momencie, jak to się mówi, zeszłam.

Chciałabym tutaj jeszcze napisać o jednej rzeczy, która bardzo się różni w wykonaniu obu Zegarów i chyba jako jedyna wypada w moim mniemaniu na korzyść Jacka – oprowadzanie Belle po zamku i uniknięcie Bestii. Jacek bardzo wyraźne zauważył chowającego się Pana i usilnie próbował nie doprowadzić do spotkania, przez co jego zderzenie się z elementem murów wyglądało na akcję dywersyjną i tekst „Dzięki mojemu refleksowi udało się odwrócić nieszczęście” ma naprawdę sens i stanowi odpowiedni komentarz zgrabnie podsumowujący całe zajście. W wykonaniu Łukasza mi tego brakuje – chociaż oczywiście uwielbiam wszelkie „BIM-BAM!” i zaciesze temu towarzyszące, to jednak ze sposobu, w jaki Dziadek rozgrywa tę scenę, nie bardzo wynika, o co tak właściwie w niej chodzi i dopiero tekst o refleksie pozwala się niejako domyślać, że to była celowa akcja. W sobotę po południu też mi tego brakowało.

Ania koncertowo rozegrała scenę ciekawości odnośnie Zachodniego Skrzydła: „Ciekawe, co on tam ukrywa” przesycone było złością, przekorą, także pewnym jadem wynikającym z żalu nad jej obecnym położeniem, po prostu czuć było, że Belle zrobiłaby wszystko, żeby jakoś się na Bestii odegrać. Jest to o wiele bardziej przekonujące i mniej denerwujące, niż zwykła kobieca ciekawość. Jerzy ciągnął końcowe „Żyyyyyć,” dopóki kurtyna nie opadła do końca, a nawet odrobinę dłużej – ten utwór wyszedł pięknie, jak zwykle.

Jeśli chodzi o drugi akt, tu nie bardzo wiem, o czym się rozpisać, bo tak naprawdę całość byłaby znowu o Zegarze (XD), więc szybciorem – było świetnie. Z atrakcji spektaklowych niewiele pamiętam, poza może tym, że Kaliszuk ma wyraźne kłopoty z trafieniem w dźwięk na początku „Human Again” – nie udało mu się ani rano, ani wieczorem z tekstem „Szee… feeem… kuchni znów być”. Potem już za to było ślicznie. Uwielbiam zresztą ten numer – radość służby jest w nim po prostu rozbrajająca. „Maison de Lunes” –obłędnie jak zawsze, Bernaciak zdecydowanie powinien otrzymać dyplom z Ministerstwa Dziwnych Kroków. Żabek świetnie się rusza Very Happy „Beaty and the Beast” – po mistrzowsku zaśpiewane przez Alicję Piotrowską, po raz pierwszy w tym utworze naprawdę się rozpłynęłam w zachwycie. Było bawienie się sztućcami, a przynajmniej próba, bo Ania-Belle tylko uśmiechnęła się słodko i dyskretnie pokręciła głową. Jej „Zatańcz ze mną” wibrowało niepewnością, ale i determinacją – dziwna mieszanka, wiem, ale jej jakoś udało się połączyć jedno z drugim. I – tak! Zegar poprosił Lumiere’a do tańca i pokręcili się ze sobą w kółko przez chwilę, potem Lumiere wirował sam, Cogsworth zaś zapatrzył się na tańczącą parę. Cała ta scena była po prostu przepiękna. Michalski również wzruszał w scenie odejścia Belle, pięknie zaśpiewana repryza „If I can’t love her.” Potem the Mob Song, które zawsze wypada rewelacyjnie – kocham ten tłum w nocnych koszulach! – bitwa o zamek przeucieszna. Kojarzy mi się ta scena zawsze z… Z Disneylandem. Tam jest sporo takich kolejek, które jeżdżą powoli wśród ruszających się robotów przedstawiających jakieś scenki, i właśnie tak w moich oczach wygląda nasza bitwa – obracający się powoli zamek, a w każdym zakamarku coś się dzieje, wszyscy wjeżdżają już w odpowiednich pozach, nawet ruchy wydają się dosyć zmechanizowane. Bardzo fajny zabieg, albo to po prostu ja mam takie dziwne skojarzenia Wink Potem to już było pięknie, wzruszająco, zabawnie, lasery znowu wywołały powszechny – choć o wiele cichszy – zachwyt wśród widzów, a sam finał został po raz kolejny zagłuszony przez oklaski. Ludzie bardzo się, widać, niecierpliwili, żeby pokazać swoje uznanie…

Ja po prostu uwielbiam „Piękną i Bestię”!

Jeszcze tylko post scriptum do relacji ze spektaklu na 11:00 – Kasia Kurdej mruczała pod nosem „Już ja ci dam Veronique!” po gniewnym zbudzeniu Lumiere’a, zaś Jacek Wester pogroził dyrygentowi, grzmiąc tuż przed „Gościem bądź”: „Jak Książę się o tym dowie, zetnie nam głowy…!/wskazanie gniewnie palcem na Różankiewicza/ Panu też!”

Po spektaklu znowu były zdjęcia, a jakże. Co bardzo miło zakończyło mój PiBkowy – bo jeszcze nie teatralny, ze względu na Nożyczki o 19:30 – maraton. No i dla mnie było to już, niestety, zakończenie sezonu, aż do wakacyjnych spektakli, także wyszłam tym bardziej zachwycona tym nieoczekiwanym prezentem, naładowana pozytywnymi emocjami, rozkochana po uszy – i równie po uszy rozchorowana, ale warto było, oj, tak, zdecydowanie. Pięknie dziękuję za ten cudowny dzień, kłaniam się w pas i oby do następnego razu.


Ostatnio zmieniony przez Draco Maleficium dnia Pon 19:28, 01 Cze 2009, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
czarownica
KMTM


Dołączył: 09 Mar 2008
Posty: 244
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Gdańsk

PostWysłany: Pon 16:28, 01 Cze 2009    Temat postu:

Draco Maleficium napisał:
Natomiast to, co działo się po spektaklu, było istną wisienką na torcie i jak ja się cieszę, że zazwyczaj zwlekam z wyjściem i kręcę się między rzędami, czekając, aż ciżba ludzka w drzwiach się przerzedzi! Otóż nagle usłyszałam oklaski i śmiech, odwracam się, patrzę na scenę, a tam – kurtyna w górę, na scenie czeka zaś zespół w kostiumach i zaprasza do wspólnych zdjęć.


Pozwolę sobie skomentować Wink jako że ja i grocal siedzieliśmy sobie na widowni czekając, aż zdołamy stamtąd wyjść Wink Wtem kurtyna -myk! w górę, obsada grzecznie ustawiona i zaprasza dzieci do zdjęć, na widok czego czarownica i grocal: Shocked
A po chwili -myk, myk! Draco w podskokach wraca sprzed wyjścia Wink
Fajnie było, naprawdę świetna niespodzianka Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
zoś
KMTM


Dołączył: 03 Lis 2008
Posty: 100
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: sopot

PostWysłany: Pon 19:09, 01 Cze 2009    Temat postu:

ja już też byłam blisko wyjśćia a tu nagle kurtyna w góre. pomyślałam: "Hehe ale beka kurtyna im sie niechcący podniosła" wiec przystanełam na chwile blokując ruch żeby zobaczyć co dalej. Jak tylko powiedzieli że zapraszają dzieci do zdjęcia to razem z siostrą w tył zwrot i na scene. Świetny pomysł z tymi zdjęciami powinni po każdym spektalu tak robić Very Happy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
philo
KMTM


Dołączył: 06 Lis 2008
Posty: 229
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Kraków

PostWysłany: Pon 19:44, 01 Cze 2009    Temat postu:

zoś napisał:
Świetny pomysł z tymi zdjęciami powinni po każdym spektalu tak robić Very Happy

Jest to nowy pomysł na promocję teatru i należy się spodziewać, że takie okazje będą się powtarzać w przyszłości, jeśli dobrze zrozumiałam, po sobotnich i niedzielnych spektaklach. Źródło dość pewne. Wink
Powrót do góry
Zobacz profil autora
brutus
KMTM


Dołączył: 15 Paź 2008
Posty: 803
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3
Skąd: Trójmiasto

PostWysłany: Pon 21:05, 01 Cze 2009    Temat postu:

Wrażenia po spektaklu niedzielnym o godz. 11

SZCZEGÓLNE PODZIĘKOWANIA I WYRAZY WDZIĘCZNOŚCI, ORAZ OBIECANY UŚMIECH DLA PANI ALI Z BOW ZA "DROBNĄ" POMOC! Wink

Obsada:

Anna Urbanowska
Sebastian Wisłocki
Tomasz Więcek
Marek Kaliszuk
Jacek Wester
Grażyna Drejska
Dorota Kowalewska
Tomasz Gregor
Bernard Szyc
Kasia Kurdej

Niespodziewane pojawienie się na spektaklu, który okazał się być najlepszym PiBem jakiego miałem okazje widzieć w Muzycznym Smile Może to tak poranki dobrze działają na naszych artystów Wink

Oczywiście uwerturki brak, ale patrząc na zniecierpliwienie dzieci oczekujących na spektakl było to nawet wskazane. Widownia średnio zapełniona, dużo dzieci, ale całkiem miło i w miarę spokojnie jak na niedzielnego PiBa.

Scena miasteczka jak zwykle cudownie, szczególnie przyglądałem się straganowi p. Bernaciaka, który radośnie próbował podrywać Julię Frankowską, jednak przybiegający Artur Guza po świeczki rozwiał tę sielankową atmosferę Wink. W zespołówkach jak zwykle cudownie brzmiała p. Piotrowska wraz z p. Kowalewską, która znów postanowiła pięknie wybić się czystym głosem przy " (...) dziwna jest, ta Bell!" ale nie było już to tak spektakularne jak na spektaklu marcowym Smile Początkowo Ania śpiewała nieco przytłumionym głosem, ale z minuty na minutę było coraz piękniej. "No matter what" wyszło cudownie, Pan Bernard ma tak przyjemny głęboki głos, a dla kontrastu czysty, wysoki głos Ani Urbanowskiej. Po prostu pięknie Smile
Mała wpadeczka przy przybiegnięciu Gastona, bo gdzieś zagubiły się odgłosy strzałów. Jednak wpadka była większa w wykonaniu Pana Bernarda i Ani, która rozbawiła większość widowni, jak i chyba samych artystów. Obawiam się, że niedługo Pan Bernard nie będzie zakładał sobie na głowę tego metalowego lejka, bo go po prostu wyrzuci Very Happy Podczas pożegnania z Bell włożony z tyłu do koszyczka "machiny" lejek wypadł, dlatego przytomnie Ania go włożyła na miejsce. Ledwo Pan Bernard ruszył żegnając się z Bell, lejek wypadł po raz drugi. Ania żegnając się naprędce próbowała go włożyć z powrotem do koszyczka jednak on jakoś tam nie pasował i się chybotał. Jakoś Maurycy odjechał i podążał przez las, tu zamiast standardowych czterech objazdów (trzech?) rowerem, wykonał tylko dwa, gdyż po pierwszym lejek ponownie wypadł na scenę, co rozbawiło już widownie zdrowo, jednak Pan Bernard w drodze powrotnej zauważył lejek, pokazał pięknie aktorskie zdziwienie i próbował go znów włożyć na miejsce. Niestety czas leciał nieubłaganie, przyszedł czas na wilki, a tu lejek nadal jest nie na miejscu Wink Koniec, końców po ataku wilków, lejek został jakoś zabrany przez wilka. Cała sytuacja była tak komiczna, że tylko czekałem kiedy znów wypadnie na scenę.

Sceny w zamku postaram się opisać ogólnie, bo naprawdę ciężko kogokolwiek wyróżniać, bo wszyscy grali doskonale. Jakoś tak pewnie siebie, z werwa, dynamicznie... Bardzo podobały mi się dialogi pomiędzy Zegarem, a Świecznikiem, były takie szczere, braterskie, no i przepełnione humorem,który niestety, albo stety nie zawsze wychwytywali najmłodsi na widowni.
Zauroczyło mnie w niedziele wykonanie "Home" Ani Urbanowskiej, zresztą nie tylko mnie, bo niemrawa do tej pory widownia, nagle się ożywiła i nagrodziła Anię gromkimi brawami, baardzo uzasadnionymi, bo zaśpiewała tak szczerze i poruszająco, że i mnie się jakoś tak "miękko" zrobiło. Jak już wspominałem w temacie o artystach godnie Ani Urbanowskiej partnerował na scenie Sebastian Wisłocki, zdecydowanie najlepsze jego wykonanie Bestii jakie widziałem. Fajnie operował głosem, był bardzo wyrazisty na scenie, pięknie śpiewał swoim niskim głosem przy dobrej interpretacji. Chylę czoła naprawdę, bo całokształt był imponujący, jak i bardzo wyraźnie i przemyślanie poprowadzona powolna przemiana wewnętrzna. Jedyne małe "ale", to brak choć troszkę przeciągniętego "żyć" w końcówce I aktu, ale chyba nie można mieć wszystkiego Wink Dialogi między chłodną i nieco ironiczną Bell Ani, a znerwicowanym Bestią Wisłockiego wyszły bardzo naturalnie i śmiesznie.
Gaston w wykonaniu Więcka w niedziele był tradycyjnie doskonały. Na pewno bardziej przebojowy niż na moim spektaklu w marcu. Dosłownie roznosiło p. Tomka na scenie. Prężenie muskułów, klaskanie nogami, pozy, miny - tego się nie da opisać to po prostu trzeba widzieć. Miałem wrażenie, że jeden tekst o futerku był fajnie zaimprowizowany Wink
Scenę w karczmie całkowicie ukradły mi Podfruwajki, które po prostu były obłędne zarówno jeśli chodzi o śpiew jak i o miny w kierunku Gastona Smile Te wzdychania, pojękiwania, trzepotanie rzęsami, poza tym naprawdę trzeba mieć dobrych charakteryzatorów w Teatrze, by trzy różniące się fizjonomicznie dziewczyny wyglądały na scenie niemalże identycznie Smile

Drugi akt, to głównie znów pięknie rozegrana akcja pomiędzy Wisłockim i Urbanowską,te rozmowy w bibliotece, wertowanie książki, wskazywanie na obrazki, a wszystko to okraszone pięknym śpiewem p. Doroty Kowalewskiej. Rany! jak ja lubię jej Czajnikową, jest tak ciepła, miła, opiekuńcza, piosenka o Pięknej i Bestii wyszła bardzo ładnie Smile
Uwielbiam dialog Bernaciaka, który przychodzi po Maurycego, słowa kierowane do Bell "przyszedłem po Pani O! oooO! ooo... /słabnięcie/ ojca!" naprawdę sugeruje rychłą pomoc psychiatryczną Wink Ta aranżacja na emo, jest bardzo udana, wygląda jako D'Arque doskonale, jak i też zawsze operuje tym samym, dopracowanym warsztatem.
Rozstanie Bell z Bestią, bardzo przejmujące, a drugi równie przejmujący, jeśli nie bardziej moment, to "A change in me" w wykonaniu Ani Urbanowskiej. Cóż będą wyznania prywatne, ale od dawien dawna, nie wzruszyłem się tak w Teatrze - dziękuję!
W momencie obrony zamku bardzo świetnie na wieści o wyglądzie i zachowaniu Bestii wydały z siebie tak donośny okrzyk, że aż sam się przestraszyłem. Widok biegnącej, przerażonej Pani Andrzejewskiej za nimi - bezcenny Smile

W momencie przemiany doszedłem do wniosku, że kocham po prostu wykonanie tego fragmentu muzycznego przez naszą orkiestrę. Początkowo cicho, potem coraz wyraźniejsze, aż momentami kłujące flety i klarnety, oraz cudowny chór, jak na mnie robi to większe wrażenie, niż te całe lasery ze wszystkich spektakli PiBa razem wzięte Wink

Podsumowując cudownie rozegrany spektakl, widać, że aktorzy też lubią trochę zanurzyć się w tej baśniowej historii, jak chyba większość rodziców, która również bawiła się przednio podczas spektaklu niedzielnego. Naprawdę nie można się do niczego czepiać jeśli chodzi o muzykę, głosy naszych solistów, ba nawet już próbowałem wyłapać na minus jakieś opóźnienia w sterowaniu światłami, czy sztankietami, ale nic takiego nie było Smile

Cieszę się, że ostatni spektakl w Teatrze w tym sezonie, tak miło zapamiętam Smile
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Findurka
KMTM


Dołączył: 06 Sie 2008
Posty: 1586
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/3

PostWysłany: Wto 15:47, 02 Cze 2009    Temat postu:

1 czerwca

Było cudownie, (będzie krótko, bo jeszcze nie ogarnęłam okołospektaklowych myśli). Przyszłam z nadzieją na schodki, a wylądowałam w trzecim rzędzie po prawej (dużo zegara Very Happy), tym więcej powodów do radości.
Jak pewnie każda dziewczynka uwielbiałam tę baśń, więc spektakl mnie zauroczył. Śliczne Disney'owskie piosenki, scenografia kojarząca się z rozkładanymi ilustracjami w książkach, normalnie powrót do dzieciństwa. Tak, jak czasem mam problem z tym, żeby "wciągnąć się" w musical i nie widzę na scenie danej postaci, ale aktora grającego tę postać, tak tym razem nastąpiło to niemal natychmiast i w sposób zupełnie bezwiedny, co świadczy to tym, jak bardzo zespół był w formie. Ania Urbanowska była fenomenalna, a i reszta nie pozostawała w tyle, aż nie wiem, kogo wymieniać. Z przyuważonych niuansików Lefou dostał od Gastona klapsa, wymierzonego z taką radochą, jakby to była podfruwajka.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.teatrmuzycznywgdyni.fora.pl Strona Główna -> Piękna i Bestia Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Następny
Strona 9 z 11

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group, Theme by GhostNr1